Thomas Hardy – „Z dala od zgiełku”

Książka na tle gobelinu przedstawiającego pasterkę z owcami


Zachęcona wrażeniami, jakie wyniosłam z lektury „Pierwszej hrabiny Wessex” (a były to wspaniałe wrażenia), zdecydowałam się sięgnąć po kolejną książkę Thomasa Hardy’ego.

A ściślej, po powieść pod wymownym tytułem „Z dala od zgiełku”.

Tytuł istotnie jest wymowny. Akcja tego dość obszernego utworu z 1874 roku toczy się wszakże na głębokiej prowincji, w malowniczej wsi angielskiej, położonej – jak to zwykle bywa u Hardy’ego – w hrabstwie Wessex, pośród lasów, łąk, pastwisk, pól i folwarków.

Książka mnie oczarowała. Hardy stworzył przepiękną opowieść o miłości, a jej bohaterką uczynił pełnokrwistą, barwną, niepokorną kobietę, wobec której nie sposób przejść obojętnie.

Betsaba Everdene jest urodziwą dziewczyną, do której nieoczekiwanie uśmiecha się los: po śmierci wuja dziedziczy jego majątek i zostaje panią na włościach. Pomimo młodego wieku postanawia samodzielnie zarządzać folwarkiem. Temperamentna, bystra i pełna wdzięku, podoba się mężczyznom, sama wydaje się jednak odporna na urok płci przeciwnej. Odrzuca oświadczyny Gabriela Oaka, który – utraciwszy własny dobytek – zatrudnia się u niej jako pasterz, i ani myśli angażować się w związek z zamożnym farmerem Williamem Boldwoodem, choć swoim nieopatrznym postępkiem wznieciła w nim żarliwą miłość. Kłopoty zaczynają się w momencie, gdy w okolicy pojawia się sierżant Franciszek Troy, przystojny, ale próżny i niefrasobliwy lekkoduch…

Perypetie tego czworokąta (Betsaba – Oak – Boldwood – Troy) stanowią trzon powieści, wzdragałabym się jednak przed sprowadzaniem „Z dala od zgiełku” do prostego romansu. Jest to raczej barwna opowieść o ludzkich uczuciach i namiętnościach, zaletach i przywarach, osadzona w znakomicie nakreślonym kontekście.

Trzy rzeczy ujęły mnie w niej szczególnie.

Po pierwsze, mistrzowskie portrety bohaterów. Betsaba jest porywająca i do szpiku kości autentyczna, ale męskie postacie bynajmniej nie pozostają w tyle. Poczciwy, wierny, szczery Oak, mroczny, targany namiętnością Boldwood i zadufany w sobie, niestały w uczuciach Troy są pełnokrwistymi bohaterami, a przy tym stanowią tło, na którym osobowość Betsaby może w pełni rozkwitać.

Po drugie, obraz wsi. Hardy z rozmachem odmalowuje dziewiętnastowieczne uwarunkowania społeczne, tradycje i obyczaje. Są w książce wyrobnicy, farmerzy, duchowni i wojskowi, są święta (nie tylko Boże Narodzenie, ale też na przykład Dzień Świętego Walentego, z pewnych względów kluczowy dla fabuły) i rozmaite obrzędy, są karczmy, gospody i piwiarnie, są wreszcie dni targowe, strzyżenie owiec, hale zbożowe, cyrk i dożynki… krótko mówiąc, wszystko, co sprawia, że wieś ożywa i jawi się oczom czytelnika jako barwna, fascynująca rzeczywistość. Autor pełnymi garściami czerpie z folkloru, a nawiązania do starych legend angielskich są po prostu czarowne.

Po trzecie, język. Książkę czyta się znakomicie, do czego w dużym stopniu przyczynia się zapewne kapitalne tłumaczenie Róży Czekańskiej-Heymanowej. Umoralniające wstawki pojawiają się dosyć często, są jednak na tyle krótkie, że nie zakłócają toku lektury. Jest też kilka złotych myśli i wnikliwych, uniwersalnych osądów: 

„Kobieta silna wyrzekająca się lekkomyślnie swej siły gorsza jest od kobiety słabej, która nigdy tej siły nie posiadała”[1].   

Albo:

„Najczęściej postanawiamy unikać złego dopiero wtedy, gdy zło poczyniło już takie postępy, że niemożliwością jest go uniknąć”[2].   

Hardy udowadnia, że ma poczucie humoru. Nie jest to może humor na miarę Dickensa, ale obraz stałych bywalców piwiarni jest wyborny, a wywody piwowara, który chwali się wszem i wobec swoim sędziwym wiekiem, muszą wywoływać uśmiech. Podobnie jak wynurzenia Betsaby, naiwnie tłumaczącej zbitemu z tropu Gabrielowi, że chętnie zostałaby panną młodą, gdyby potem nie musiała być żoną…

Lektura „Z dala od zgiełku” nie zawiodła moich nadziei, wprost przeciwnie: utwierdziła mnie w przekonaniu, że chcę dalej poznawać Hardy’ego. Jest w tej książce wszystko, co składa się na znakomitą powieść – piękny język, wyśmienita główna bohaterka, wciągająca fabuła, barwne tło i ponadczasowe przesłanie. Akcja toczy się w XIX stuleciu, ale dylematy bohaterów, ich przemyślenia i rozterki równie dobrze mogłyby być dylematami, przemyśleniami i rozterkami współczesnych ludzi. I to też oczarowało mnie w tym utworze.

Serdecznie polecam!

 

 

 

Świat Książki

Warszawa 2011

Tłumaczyła Róża Czekańska-Heymanowa

9/10

   

    

 

  Thomas Hardy - "Pierwsza hrabina Wessex" 


[1] Thomas Hardy, Z dala od zgiełku, tłum. Róża Czekańska-Heymanowa. Świat Książki, Warszawa 2011, s. 221.

[2] Tamże, s. 145.

Komentarze

  1. Z dala od zgiełku... Już sam tytuł brzmi zachęcająco, a tu jeszcze są mistrzowskie portrety bohaterów i jest piękny język. Będę szukać tej książki. Autora nie znam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Autor jest godzien uwagi. Najsłynniejsze może dzieło Hardy'ego to "Tessa d'Urberville". Bardzo smutna, ale piękna powieść. Jednakże "Z dala od zgiełku" podobało mi się bardziej. Szczerze polecam! :)

      Usuń
  2. Czytałam "Z dala od zgiełku" wiosną tego roku i choć nie zrobiło na mnie aż tak dużego wrażenia, lekturę miło wspominam i bardzo doceniam wszystkie wymienione przez Ciebie zalety tej powieści: portrety bohaterów, barwne opisy otoczenia, poczucie humoru. Też na pewno będę czytała Hardy'ego dalej :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hardy to dla mnie duże odkrycie. Ma ogromny talent gawędziarski i niemałe poczucie humoru. Cieszę się, że spodobała Ci się ta powieść, i po cichu liczę na Twoją recenzję jakiejś książki Hardy'ego... :)

      Usuń

Prześlij komentarz