Michela Murgia – „Accabadora”

 Książka na tle opuncji indyjskiej

 

W sierpniu br. minęła pierwsza rocznica śmierci pochodzącej z Sardynii pisarki, dramatopisarki i aktywistki, która cieszyła się (i nadal cieszy) we Włoszech niemałą popularnością. Michela Murgia była czynną feministką i nieraz brała udział w dyskusjach na drażliwe tematy, takie jak eutanazja.

Właśnie wokół tej kwestii ogniskuje się najsłynniejsza powieść autorki, uhonorowana Nagrodą Campiello „Accabadora. Ta, która pomaga odejść”.

 

„Duchowe dzieci. Tak zwą dzieci urodzone dwa razy, z nędzy jednej kobiety i bezpłodności drugiej”[1].  

Maria Listru, główna bohaterka recenzowanej książki, była takim duchowym dzieckiem. Przyszła na świat jako czwarta córka Anny Teresy Listru. Jej ojciec zmarł, zanim zdążyła się urodzić, i pozostawił rodzinę właściwie bez środków do życia. Toteż Anna Teresa nie rozpaczała, kiedy Bonaria Urrai zabrała sześcioletnią Marię do swojego domu i uczyniła z niej własne dziecko; wprost przeciwnie: zadowolona z zawartej pod cytrynowcem transakcji, dała dziewczynce na drogę „lichy wiatyk dziękczynny” w postaci kosza pełnego świeżych jaj i pietruszki.

Bonaria Urrai nie miała własnych dzieci. Odkąd jej narzeczony zginął na froncie pierwszej wojny światowej, uważała się za wdowę i nie myślała o wyjściu za mąż. Maria została jej duchową córką, choć formalnie nigdy nie doszło do adopcji. Na Sardynii połowy minionego wieku (akcja powieści rozpoczyna się w latach pięćdziesiątych) tego rodzaju praktyki nie były niczym niezwykłym – matki, których nie było stać na utrzymanie licznej rodziny, oddawały jedno z dzieci pod opiekę lepiej sytuowanych kobiet, żeby nieco odciążyć domowy budżet.

„Anna Teresa Listru, zostawszy wdową z czterema córkami, z kobiety biednej zmieniła się w nędzarkę. (…) Kiedy ciocia Bonaria poprosiła, by oddała jej Marię na wychowanie, nie mogła uwierzyć, że będzie mogła codziennie wrzucać do zupy kilka ziemniaków z pola Urrai. Jeśli ceną było dziecko, to trudno – zostały jej jeszcze trzy inne córki” (s. 6–7).  

Taka chłodna kalkulacja, żeby nie powiedzieć: nieczułość, musi dzisiaj budzić zdumienie, ale u Murgii jest po prostu jednym z aspektów barwnie – i niezwykle rzetelnie – oddanego kolorytu lokalnego.

Tak więc Maria zamieszkuje w przestronnym domu Bonarii Urrai, znacznie wygodniejszym niż jej dom rodzinny, i zaczyna oswajać się z nową sytuacją. Idzie jej to tak sprawnie, że z czasem wizyty u matki i sióstr zaczynają jej ciążyć. Niepokoi ją tylko jedna rzecz: to, że od czasu do czasu Bonaria wychodzi z domu pod osłoną nocy i nie chce wyjawić celu tych sekretnych wypraw. I mimo że po każdej takiej wycieczce poranne bicie dzwonów sygnalizuje czyjąś śmierć, Maria przez długie lata nie przypuszcza, że jej przybrana matka jest accabadorą.

Powieść Murgii orbituje wokół dwóch kluczowych tematów. Pierwszym z nich jest kwestia tak zwanych duchowych dzieci. Drugi to w istocie temat eutanazji.

Accabadorą (od sardyńskiego „accabbai”, „kończyć”) nazywano kobietę, która odwiedzała ludzi będących w terminalnym stadium choroby, aby na ich własną prośbę – i za zgodą ich rodziny – pomóc im umrzeć.

„Żaden człowiek nie dokona swoich dni, o ile wcześniej nie miał ojca i matki. (…) Miałam swoją rolę do spełnienia i spełniłam ją”, mówi w pewnym momencie Bonaria. 

W Soreni, gdzie toczy się akcja powieści, nikt nie ośmieliłby się nazwać accabadory zabójczynią. Miejscowa społeczność spogląda na nią z bojaźnią, ale i z szacunkiem, jako na kogoś, kto zdobywa się wobec chorych w beznadziejnej sytuacji na litościwy, miłosierny gest.  

„Byłam ostatnią matką, którą niektórzy widzieli” (s. 114), stwierdza Bonaria.

Tłem dla tej trudnej i mrocznej, ale niebanalnej historii jest Sardynia połowy XX wieku. Michela Murgia z pietyzmem opisuje swoje rodzinne strony, nie szczędząc czytającym szczegółów. Spod jej pióra wyłania się obraz urodzajnej, poprzecinanej kamiennymi murami bez zaprawy, porośniętej winoroślami i drzewami oliwnymi ziemi, zamieszkiwanej przez społeczność, która hołduje prastarym tradycjom, pielęgnuje pamięć przodków i w zadziwiający sposób łączy w harmonijną całość żarliwą religijność i zabobon.  

Poznając dzieje Marii Listru i Bonarii Urrai, dowiadujemy się zarazem, jak wyglądało winobranie, w jaki sposób przebiegały zaręczyny, a potem przygotowania do ceremonii ślubnej, czym raczono się na spotkaniach towarzyskich, jak radzono sobie z żałobą... i że w noc wszystkich świętych zostawiano na stole posiłek, żeby ułagodzić dusze nawiedzających dom zmarłych krewnych, i pomimo chłodu nie zamykano drzwi wejściowych… Sceny poświęcone wypiekaniu sardyńskich ciastek do tego stopnia obfitują w szczegóły, że na ich podstawie można by właściwie stworzyć gotowy przepis.

Książka jest wreszcie swego rodzaju studium dojrzewania. Marię Listru poznajemy jako sześcioletnie dziecko, robiące tort z błota i mrówek, a rozstajemy się z nią jako z dorosłą kobietą o określonej wizji życia i sprecyzowanych planach na przyszłość. Pomiędzy jest szkoła, dziecięce problemy, młodzieńcze fascynacje, przede wszystkim zaś – dojrzewanie do świadomości, że nie wszystko można jednoznacznie ocenić i że to, co w pierwszej chwili bylibyśmy skłonni potępić jako moralnie haniebne, wcale nie musi takie być.

Autorce udało się stworzyć bohaterów niejednoznacznych i niepoddających się pochopnym osądom, choć po zakończeniu lektury miałam uczucie niedosytu. I wrażenie, że ta historia skończyła się zbyt szybko. Powieść zyskałaby, gdyby portrety postaci zostały pogłębione, a i temat – tak istotny i kontrowersyjny – zasługiwał może na bardziej obszerne potraktowanie.

„Accabadora” nie jest książką, która rościłaby sobie pretensje do miana arcydzieła, ale to wciąż bardzo dobra powieść, a ważkość poruszanych w niej problemów, barwność tła i sugestywnie oddany klimat sardyńskiej wsi połowy XX wieku czynią ją godną uwagi.

Szczerze polecam!

 

  *    *    *  

 

Na zdjęciu widnieje włoskie wydanie „Accabadory”, jako że czytałam tę powieść w oryginale. Cytaty i opis bibliograficzny pochodzą jednak z polskiego tłumaczenia.

 

 

 

 

Świat Książki

Warszawa 2014

Tłumaczyła Hanna Borkowska

7/10

 

 



[1] Michela Murgia, Accabadora. Ta, która pomaga odejść, tłum. Hanna Borkowska. Świat Książki, Warszawa 2012, s. 4.

Komentarze

  1. Oglądałam kiedyś film dokumentalny o sardyńskich accabadorach. Zrobił na mnie duże wrażenie i poszerzył zarówno wiedzę jak i świadomość na temat odległych kulturowo praktyk. Z ogromnym zainteresowaniem przeczytałam Twoja recenzję i zgadzam się z opinią, iż jest to ważna powieść, wszak porusza nie tylko trudne tematy, ale ukazuje przede wszystkim kawałek mało znanego nam świata- sardyńskich prowincji I połowy XX wieku. Ciekawa jestem, czy część dawnego dziedzictwa kulturowego przetrwała w jakiejkolwiek formie do dzisiaj na Sardynii? Z ochotą przeczytałabym tę książkę w polskiej wersji oczywiście:), czy jest ona łatwo dostępna? Dziękuję Ci Aniu za oryginalną lekturę, którą jak zwykle świetnie przeanalizowałaś. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo Ci dziękuję, Małgosiu.
      Książka naprawdę jest godna uwagi - ze względu na walory literackie i pozaliterackie.
      Co się tyczy "instytucji", jaką jest accabadora, to krążą głosy, że nadal istnieje, nie wiem jednak, na ile jest to prawdą. Wiem natomiast z całą pewnością, że zwyczaj przysposabiania duchowych dzieci na Sardynii nadal istnieje i ma się całkiem dobrze; sama Michela Murgia miała takich dzieci kilkoro.
      Sardyńska kultura jest niebywale ciekawa, a zarówno Murgia, jak i Grazia Deledda są jej znakomitymi rzeczniczkami.
      "Accabadory" nie znajdziesz we wszystkich bibliotekach, ale ta książka nie jest u nas białym krukiem, na szczęście.
      Pozdrawiam bardzo serdecznie i życzę spokojnego wieczoru! :)

      Usuń
  2. Dziękuję Aniu za wyczerpującą odpowiedź. Z pewnością kultura Sardyni jest bardzo bogata i warta zgłębiania chociażby poprzez literaturę pisarek, które wymieniłaś. To, że przeczytałaś te książki w oryginale i podzieliłaś się wrażeniami stanowi dla mnie tym większą pokusę do sięgnięcia po nie:) Miłego niedzielnego wieczoru Ci życzę.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz