„W niejednym zaprzeczali się nawzajem, ale inaczej być nie mogło, skoro każdemu z nich przypadło wypowiedzieć najpełniej doznania i postawy swej generacji, przekształcać najskuteczniej zbiorową wyobraźnię. Obaj byli, każdy w swoim czasie, poetami wybranymi spośród wielu. Można sądzić, że kończy się już dla nich czyściec, przez który każdy twórca przejść musi, oddzielona zostanie poezja łatwa od poezji powszechnej i powszedniej i wrócą do nas jako nowi, choć dobrze znajomi”[1].
Listy to jeden z tych gatunków, po które sięgam z rzadka. Proza zwykle interesuje mnie bardziej niż życie prozaika, a poezja – bardziej niż koleje życiowe poety. Kiedy jednak w ręce wpadła mi cienka książeczka, niemal broszurka, zawierająca listy, które wymieniali ze sobą Konstanty Ildefons Gałczyński i Julian Tuwim, poczułam, że powinnam ją przeczytać. Lubię poezję Tuwima, lubię poezję Gałczyńskiego i ciekawiło mnie ogromnie, o czym też dwaj tak wybitni twórcy mogą ze sobą pisać. Czy tylko o literaturze?
Książeczka ukazała się nakładem Państwowego Instytutu Wydawniczego w 1969 roku, a więc w szesnaście lat po śmierci obu poetów – wszak i Gałczyński, i Tuwim odeszli w 1953, w bardzo krótkim odstępie czasu. Zamieszczone w niej listy obejmują okres pięciu lat: pierwszy datowany jest na wrzesień 1946, ostatni – na sierpień 1951 roku. Listów Gałczyńskiego jest znacznie więcej, Tuwim przerywa milczenie dopiero w cztery lata po Konstantym Ildefonsie. Od tego ostatniego wiemy jednak, że wymiana była obopólna – po prostu pozostałe listy Tuwima zaginęły.
O czym pisali dwaj wielcy literaci? Rzecz jasna, przede wszystkim o literaturze. Gałczyński prosił Tuwima o interwencję w sprawie opóźniającego się wydania „Zaczarowanej dorożki”, Tuwim, jako dyrektor teatru, interesował się postępami w przekładzie „Snu nocy letniej” Szekspira. Wskutek zdrowotnych problemów Gałczyńskiego, który zapadł na zapalenie płuc i szkarlatynę, praca nad przekładem przeciągała się. Tuwim dopytywał o zdrowie tłumacza i ubolewał nad tym poślizgiem, pewien, że „Sen nocy letniej” będzie „arcydziełem przekładu”. „Kto wie, czy Gałczyński nie urodził się właśnie po to, aby tę czarodziejską sztukę spolszczyć” (s. 17), dywagował.
Później, kiedy tłumaczenie było już niemal gotowe, nie krył entuzjazmu. „Nareszcie można będzie czytać i słuchać ze sceny tego oszałamiającego Dream’a, przełożonego jasnym, prostym a poetyckim językiem. Profesorowie, angliści, szekspirzyści niech sobie wyławiają z Twego przekładu jakieś drobne nieścisłości (nie twierdzę, że się ich dopuściłeś, bo za słabo znam język angielski), ale my, szerokie masy, będziemy wreszcie rozumieć mówionego Szekspira” (s. 22).
Niejako na drugim planie pozostają sprawy bardziej osobiste – zdrowie, życie rodzinne, wspomnienia. Gałczyński napomyka, że jego ojczym był bankierem w Pradze, nadmienia o traumie, jaką była dla niego II wojna światowa, a w szczególności „niewola niemiecka” („Opowiem Ci o tym, jak to byłem w niewoli niemieckiej, jak mimo powoływania się na lekturę Fausta w oryginale bili mnie w dupę” [s. 6], obiecuje), wyjaśnia, że czytuje pisma Cycerona, i chwali się córką, Kirą, „która jest ładna, konkretna, bezczelna i muzykalna” (s. 7). Ujmujące są wzmianki o życiu państwa Gałczyńskich na Mazurach, gdzie „jelenie ryczą, dziki bobrują, żurawie odlatują, liście opadają” (s. 25), a Konstanty i jego żona, Natalia, solą rydze, przepalają w piecach i podziwiają księżycowe noce.
Jeden list pochodzi od Natalii Gałczyńskiej, która – zapewne jako tłumaczka literatury rosyjskiej – dziękuje Tuwimowi „za Błoka”, a przy okazji informuje go o poważnych problemach męża ze zdrowiem.
Tym, co w „Listach” ujmuje najbardziej, jest jednak niesłychana giętkość języka obu piszących, a także łatwość, z jaką i jeden, i drugi lawirują między językami – w korespondencji mnożą się obcojęzyczne (w tym łacińskie) wstawki. Gałczyński celuje w wymyślaniu fantazyjnych określeń – zwraca się do Tuwima per „Julianissime”, „Dear Master”, „Severissime Juliane”. O sobie pisze „Karakuliambro” albo „Kostia z Zamostia”. Tuwim nie pozostaje w tyle: „Konstanty! Nawskrośpoeto!”, tytułuje. A w innym miejscu, nawiązując go adresu Gałczyńskiego na Mazurach, woła: „Stary, fantasmagoryczny byku z Maskulińskiego Nadleśnictwa”.
Słowo „nadleśnictwo” przypomina Tuwimowi naleśnik, a „rekonwalescencja”, którą przechodzi Gałczyński, wydaje mu się „miła”, ponieważ „ma w środku trochę konwalii” (s. 17).
Widać w zbiorku łączącą poetów zażyłość. Skromny wybór listów dał jej jedynie nikłe świadectwo. Szkoda, że udało się ocalić tylko niewielką część korespondencji.
Niemniej, ten, kto lubi Gałczyńskiego i Tuwima – ewentualnie: Gałczyńskiego albo Tuwima – znajdzie w tym maleńkim tomiku garść naprawdę ciekawych informacji. I są to informacje różnorodne: z pracy, z domu, z życia na łonie rodziny…
„Listy” to ciekawy drobiazg, starannie opracowany edytorsko i opatrzony zdjęciami. Dla tych jednak, którzy o relacji Gałczyńskiego z Tuwimem chcieliby dowiedzieć się nieco więcej, „Listy” to zaledwie początek, punkt wyjścia do dalszych poszukiwań.
Państwowy Instytut Wydawniczy
Warszawa 1969
7/10
[1] Nota edytorska [w:] Konstanty Ildefons Gałczyński, Julian Tuwim, Listy. Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1969, s. 32.
Dziękuję za tę recenzję. Przypomniała mi czasy, kiedy zajmowałam się Gałczyńskim, choć akurat nie listami. Niezwykła postać. Ubolewam, że tak niewiele z korespondencji tej dwójki się zachowało. O Gałczyńskim pięknie pisała jego córka, Kira. Polecam lekturę jej książek.
OdpowiedzUsuńO, tak, niezwykła postać. Tuwim zresztą też. Ja również chętnie przeczytałabym więcej takich listów. Co ciekawe, niemal wszystkie listy Gałczyńskiego były pisane zielonym atramentem. :)
UsuńKsiążek Kiry Gałczyńskiej jeszcze nie miałam sposobności czytać, ale kiedyś to na pewno się zmieni. Czy którąś z nich polecasz szczególnie gorąco?
Zielony atrament to znak rozpoznawczy Gałczyńskiego. Używał go nie tylko przy pisaniu listów. Kiedyś miałam okazję zobaczyć rękopisy w muzeum w Praniu. Gorąco polecam odwiedzić to magiczne miejsce. Jeśli chodzi o książki Kiry Gałczyńskiej, dobrze wspominam "Mój anioł ma skrzydło zielone". Jednak po którąkolwiek sięgniesz, myślę, że się nie rozczarujesz. Z każdej przebija wielka miłość Kiry do rodziców, przez co stają się one ciepłą lekturą.
Usuń