„Parady” Jana Potockiego to bardzo osobliwe dzieło nad wyraz osobliwego autora.
Jan Potocki był kimś, kogo dzisiaj moglibyśmy nazwać człowiekiem-orkiestrą. Niepospolicie oczytany, chętnie sięgał po pióro. Poza tym zjeździł pół świata, prowadził szeroko zakrojone badania nad słowiańszczyzną, zabierał głos w sprawach politycznych… Będąc nieodrodnym synem oświecenia, epoki nauki i postępu, nie odmówił sobie przyjemności wzbicia się pod niebo balonem. Imał się również wojaczki. W 1792 roku, a więc na krótko przed drugim rozbiorem Polski, odbył w randze kapitana saperów dwumiesięczną kampanię przeciwko armii carskiej. Kiedy polskie wojska złożyły broń, przybył do Łańcuta, gdzie rządy sprawowała podówczas jego krewna, księżna Elżbieta z Czartoryskich Lubomirska.
Na zamku w Łańcucie można dzisiaj oglądać pamiątkową tablicę, którą potomkowie ufundowali dla uczczenia Potockiego w dwieście pięćdziesiątą rocznicę jego urodzin. Inskrypcja głosi: „Jan Potocki – wybitny przedstawiciel europejskiego oświecenia, założyciel oficyny politycznej i Drukarni Wolney, poseł na sejm, wielki badacz kultur słowiańskich i innych, autor Rękopisu znalezionego w Saragossie, prekursor idei Europy zjednoczonej, dziejopis, podróżnik”.
„Rękopis znaleziony w Saragossie” jest obszerną powieścią, która zapewniła Potockiemu poczesne miejsce w panteonie sław ówczesnej literatury. „Parady” to znacznie mniejsze dziełko, napisane na życzenie wspomnianej księżnej Elżbiety. Pani na zamku w Łańcucie pragnęła wyzyskać literackie talenty Potockiego dla zapewnienia rozrywki swoim znamienitym gościom, którzy kochali teatr, a pisarz przychylił się do jej próśb i postanowił spróbować swoich sił jako dramaturg. Tak powstały „Parady”.
Tytuł jest w istocie nazwą gatunku – termin „parady” odsyłał nie tyle do przedstawień jako takich, ile do krótkich scenek, które wędrowni aktorzy zwykle odgrywali przed jarmarczną budą, aby przyciągnąć publiczność. Były to więc skecze, zabawne jednoaktówki, mające zainteresować ewentualnych widzów.
W omawianym zbiorku jest takich jednoaktówek sześć – „Gil zakochany”, „Kalendarz starych mężów”, „Mieszczanin szlachcicem”, „Podróż Kasandra do Indii”, „Kasander literatem” oraz „Kasander demokrata”. Wszystkie wyraźnie nawiązują do tak zwanej komedii dell’arte, którą Potocki miał okazję dobrze poznać podczas swoich włoskich podróży.
Bohaterowie „Parad” są wzorowani na postaciach z komedii – Gil jest prostodusznym i dość tępym, ale zarazem przebiegłym sługą; Kasander to wytwórca serów z Chaillot, który, jakkolwiek jest dość naiwny, miewa ambicje polityczne i bardzo się troszczy o godne wydanie za mąż swojej córki, Zerzabelli; Zerzabella jest krewką młodą kobietą, która potrafi dbać o swoje interesy, a i jej wybranek, Leander, nie pozwala sobie w kaszę dmuchać…
Każda z parad podejmuje inny temat – a to Gil pośród tysięcznych trudności próbuje porozumieć się ze swoją ukochaną, co wobec różnic klasowych (on jest prostym służącym, ona – jaśnie panienką) okazuje się bardzo trudne; a to zazdrosny mąż przybywa na pokład statku i tam zastaje swoją żonę w bardzo dwuznacznej sytuacji; a to mieszczanin przygląda się aktorskim popisom syna, któremu – choć nie ma za grosz talentu – marzą się występy na scenie; a to Kasander urządza konkurs literacki, w którym nagrodą jest jego córka…
Jednoaktówki składają się z krótkich scen. Didaskalia są mocno okrojone, a dialogi – wartkie, rubaszne i nieraz bardzo dosadne.
Gil ma wymierzyć sto kijów Leandrowi, Kasander oddaje Leandrowi rękę córki, żeby nie dostać „stu kopniaków w tyłek”, a Zerzabella wymierza dwadzieścia kopniaków Doktorowi, który daremnie stara się o jej względy.
„Mówią, że najpaskudniejsze w naszym zawodzie jest rabowanie cudzej własności”, utyskuje Gil, który w „Kalendarzu starych mężów” wciela się w rolę pirata. „Jeśli chodzi o mnie, to właśnie z tym najszybciej mógłbym się pogodzić. Zwłaszcza gdyby częściej trafiały się takie zdobycze, jak pani Zerzabella: korpus – wcale nie dyplomatyczny! Co za kobita!”[1].
W „Paradach” mnożą się gry słowne i zabawy językowe. Potocki wyraźnie lubi bawić odbiorcę żonglowaniem przysłowiami i zmienianiem utartych powiedzonek.
„Nie omieszkam zjawić się dziś wieczorem między młotem a kowadłem”, pisze w liście do kochanki Leander, „czyli, jak to się mówi, komu w drogę, temu Pan Bóg daje” (s. 87).
„Nadstaw wobec tego pilnie słów, żeby wysłuchać uszów, które ci wygłoszę” (s. 83), grzmi Kasander, aby po chwili dodać: „Cóż to za dziwny ton, moja córko! Czyżbyś miała czelność rozporządzać swoją zgodą, nie zapytawszy o moją rękę?” (s. 86).
Dla uzyskania komicznych efektów Potocki często wyzyskuje podobieństwo pomiędzy słowami. Homer bywa mylony z homarem, a podróżne plany Kasandra stają się powodem nieporozumienia pomiędzy panem, który obwieszcza Gilowi zamiar udania się do Indii, a sługą, który w swojej ignorancji sądzi, że mowa o… indyku.
„Parady”, podobnie jak „Rękopis znaleziony w Saragossie”, zostały napisane po francusku (francuski był w epoce oświecenia językiem elit kulturalnych) i podczas lektury trudno nie myśleć z podziwem o translatorskich umiejętnościach tłumacza, który musiał oddać subtelności językowe, poradzić sobie z kalamburami i zachować sens aluzji… Z jego własnych słów wiemy, że nie zawsze było to możliwe.
„Nie wszystkie żarty słowne Potockiego udało się przenieść w tekst polski”, szczerze przyznaje Józef Modrzejewski w dołączonej do „Parad” notce. „Czasem, z braku stosownego odpowiednika, przekład polski jest gładki tam, gdzie oryginał śmieszy umyślną chropowatością” (s. 118).
Co ciekawe, polskie tłumaczenie ukazało się bardzo późno, bo dopiero w 1958 roku. Kilka miesięcy później sztukę wystawiono w Teatrze Dramatycznym w Warszawie. W sieci dostępna jest inna wersja widowiska – z Ewą Dałkowską, Piotrem Fronczewskim, Markiem Kondratem i Grzegorzem Wonsem. Polecam!
Czy polecam „Parady”? Jak najbardziej, choć sięgając po tę książkę, warto pamiętać, że jest to bardzo specyficzna literatura. Rubaszna, momentami dosadna, bazująca na grach słownych, komizmie sytuacyjnym i przerysowanych postaciach. Wyrwana z kontekstu, może wydać się nazbyt lekka i niezrozumiała; dlatego warto osadzić ją na oświeceniowym tle, pamiętać o okolicznościach, w jakich Potocki sięgnął po pióro, i potraktować ten zbiór jako swego rodzaju literacki eksperyment. Bo właśnie tym – literackim eksperymentem, podjętym dla rozrywki ukulturalnionych i kosmopolitycznych arystokratów schyłku XVIII wieku – są w istocie „Parady”.
Czytelnik
Warszawa 1966
Tłumaczył Józef Modrzejewski
6/10
Bardzo ciekawy wpis :) Nie wiedziałam, że na polski przetłumaczono coś jeszcze Potockiego oprócz "Rękopisu...". Oświeceniowe utwory mają swój urok, poszukam tej adaptacji z Fronczewskim.
OdpowiedzUsuńDziękuję. :)
UsuńJa też dowiedziałam się o istnieniu tego tłumaczenia całkiem niedawno. Zgadzam się, oświeceniowe utwory mają swój urok. Oświecenie to w ogóle bardzo ciekawa epoka, którą romantyzm trochę usunął w cień. A szkoda.
Całkiem niedawno również sięgnęłam po ten "literacki eksperyment", jakim są "Parady". I choć nieczęsto zdarza mi się czytać podobne teksty, uważam lekturę za bardzo satysfakcjonującą. Serdecznie dziękuję za wartościową recenzję. Od siebie dodam tylko, że moją uwagę zwróciły liczne nawiązania do commedii dell'arte.
OdpowiedzUsuńDziękuję za budujący komentarz.
UsuńTak, nawiązania są liczne. "Parady" wyrastają z tradycji komedii dell'arte. Cieszę się, że przeczytałyśmy tę samą książkę i że mamy podobne odczucia. :)
Widowisko telewizyjne z plejadą naszych znakomitych aktorów świetne!, dostarczyło mi zabawnych wrażeń:). Recenzja ,,Parad" wnikliwa i blyskotliwa, gratuluję Ci i przesyłam pozdrowienia.
OdpowiedzUsuńPięknie dziękuję, Małgosiu.
UsuńJan Potocki to nietuzinkowa postać i lektura "Parad" przypomniała mi, że chyba powinnam odświeżyć sobie "Rękopis znaleziony w Saragossie". Pamiętam, że kiedyś bardzo podobała mi się ta książka, i jestem ciekawa, czy po latach wywarłaby na mnie równie dobre wrażenie...
Z radością odwzajemniam pozdrowienia i życzę pięknego, ciepłego (!) dnia. :)
Dobry pomysł Aniu z przypomnieniem sobie po latach ,, Rękopisu...", także noszę się z tym zamiarem od jakiegoś czasu. A odnośnie aktualnej Twojej recenzji to podobają mi się bardzo zdjęcia z Łańcuta:), dawno tam nie byłam, ale chętnie znów odwiedzę to miejsce.
OdpowiedzUsuńDziękuję, Małgosiu. Odwiedziłam Łańcut bardzo niedawno. Szczerze mówiąc, właśnie ta wycieczka nasunęła mi myśl o przeczytaniu "Parad". :) Zobaczyłam zamek po raz pierwszy i byłam urzeczona. Cały kompleks jest po prostu wspaniały! Tam czas jakby zatrzymał się w miejscu. Miałam poczucie, że oto w cudowny sposób przeniosłam się do oświecenia, a lektura książki Potockiego tylko pogłębiła to wrażenie...
UsuńA ja się od "Pamiętnika ..." (pierwsza próba), niedawno odbiłem. Nie wiem, czy za dużo grzybów w barszcz, czy nie moja epoka i w związku z tym mała wiedza o tle, czy za dużo przypisów, które mnie wybijały z rytmu, czy zupa była za słona, no nie weszło i już :( Ale ad rem. Zabawy językiem lubię wielce, więc będę zerkał na opisanego tu Potockiego i może, może ... :)
OdpowiedzUsuńNiewykluczone, że i ja bym się od "Rękopisu..." odbiła. Podobał mi się, ale to było tak dawno temu, że moje gusta mogły w międzyczasie pójść w inną stronę. Dlatego kusi mnie ponowna lektura.
Usuń"Parady" polecam, mogą wywołać uśmiech i okazać się miłą odmianą. Dla pełnego docenienia języka najlepiej byłyby przeczytać oryginał - ponoć w tłumaczeniu nie wszystko udało się zachować - ale trzeba by pokonać przeszkodę w postaci francuskiego. ;)
Nasza "rozmowa" przypomniała mi, że pora zwrócić "Rękopis ...", bo jeszcze niedawno myślałem, że wrócę do lektury, ale ostatecznie pozbyłem się złudzeń :) Podoba mi się rubaszność Parad, ale licealna francuszczyzna wyleciała z głowy, więc pozostaje mi szukać przekładu :)
UsuńPowodzenia! Co się zaś tyczy oryginału, to pozostaje jeszcze kwestia dostępności, pytanie, czy francuską wersję w ogóle da się wytropić. Podejrzewam, że to może być bardzo trudne...
UsuńUdało Ci się zdobyć egzemplarz papierowy? :) Literackie eksperymenty i rubaszna treść to nie moja bajka, ale z chęcią sięgnęłabym po „Rękopis znaleziony w Saragossie”, bo jeszcze go nie czytałam. Podziwiam ludzi znających się na wszystkim. Dziś takie osoby jak autor to wielka rzadkość.
OdpowiedzUsuńTak, o dziwo udało mi się znaleźć papierowy egzemplarz w miejskiej bibliotece. Przyznam, że też byłam (mile) zaskoczona. :)
UsuńMnie "Rękopis..." bardzo się podobał, choć to specyficzna - i przez to niełatwa - powieść. Mam wielką ochotę do niej powrócić.
Potocki był człowiekiem renesansu. Wiódł nader ciekawe życie, które zakończyło się w tragiczny sposób...