Henryk Ibsen – „Upiory”

Książka i lampion w mroku


Upiór niekoniecznie musi oznaczać oszpeconego geniusza z opery ze sławnego musicalu. Nie musi też być nadprzyrodzoną istotą, snującą się smętnie po starej rezydencji rodu Canterville’ów, jak miało to miejsce w znakomitym utworze Oskara Wilde’a.

Nic z tych rzeczy. Czasem upiór przybiera postać wyrzutów sumienia, duchów przeszłości, powtarzających się po latach błędów, nierozwiązanych spraw, które kładą się cieniem na późniejszym życiu. I właśnie tak należałoby interpretować tytuł sztuki Henryka Ibsena.

Znakomity dramaturg norweski, powszechnie uważany za czołowego twórcę dramatu modernistycznego, opublikował „Upiory” w 1881 roku. Rok później w teatrze w Chicago odbyła się premiera tej trzyaktowej sztuki, która wskutek poruszonych przez Ibsena problemów rychło wywołała gwałtowne kontrowersje. 

Intryga osnuta jest wokół perypetii pięciu bohaterów: pani Heleny Alwing, wdowy po kapitanie Alwingu, jej syna Oswalda, znanego w pewnych kręgach jako malarz, pastora Mandersa, dawnego przyjaciela pani Alwing, Jakuba Engstranda, stolarza, a także Reginy Engstrand, zatrudnionej w domu pani Alwing w charakterze pokojówki. Najważniejszą rolę odgrywa jednak szósty bohater, świętej pamięci kapitan Alwing, który zza grobu wpływa na losy żyjących.   

Panią Alwing poznajemy w chwili, gdy jej jedyny syn po długim pobycie zagranicą zjeżdża do rodzinnego majątku we wschodniej Norwegii. Przyczyny powrotu są ważkie – oto mija dziesięć lat od śmierci kapitana Alwinga i lada dzień ma się odbyć otwarcie zakładu dobroczynnego, który wdowa zamyśla poświęcić pamięci swego zmarłego męża. Jakub Engstrand, który dotąd pracował przy budowie zakładu, postanawia rozkręcić własny interes. Planuje otworzyć gospodę dla marynarzy i prosi swoją córkę, Reginę, żeby wyprowadziła się od pani Alwing i zajęła prowadzeniem przybytku. Regina nie zamierza jednak opuszczać swojej dobrodziejki.

Mogłoby się wydawać, że człowiek, na którego cześć otwiera się sierociniec, musiał być szlachetny, dobry i wielkoduszny. Z dialogów bohaterów szybko wyłania się jednak zgoła odmienny obraz. Oswald przypomina matce, że kiedy był małym chłopcem, ojciec wyrabiał w nim złe nawyki i zmuszał do palenia fajki, doprowadzając tym żonę do łez. A to tylko czubek góry lodowej. Wkrótce potem okazuje się, że kapitan był rozwiązłym, niemoralnym mężczyzną, który posunął się w rozpuście tak daleko, że po zaledwie roku małżeństwa doprowadzona do rozpaczy żona uciekła od niego, aby (nadaremnie!) szukać schronienia u pastora Mandersa.

Im dłużej rozmawiają ze sobą postacie tego dramatu, tym więcej mrocznych, wstydliwie skrywanych tajemnic ogląda światło dzienne. Występki kapitana Alwinga, posunięcia pani Alwing, usiłującej uchronić syna przed destrukcyjnym wpływem ojca, choroba Oswalda, dawne decyzje Jakuba Engstranda, sekret pochodzenia Reginy Engstrand… Bohaterowie są połączeni gęstą siecią wzajemnych zależności i niedomówień, które stopniowo odkrywają się przed oczami czytelnika.

Ibsen bezlitośnie obnaża fałszywą moralność swoich czasów i krytykuje patriarchalny model rodziny. Gromy sypią się nie tylko na głowę kapitana Alwinga, lecz także na pastora Mandersa. Manders nie ma wprawdzie skłonności do rozpusty, jak kapitan, jest jednak dumnym głosicielem anachronicznych – i szowinistycznych – przekonań. Swego czasu odesłał panią Alwing do męża, choć dobrze wiedział, jak bardzo była z nim nieszczęśliwa, wierny zasadzie, że wypełnianie obowiązków jest sprawą nadrzędną, a obowiązkiem kobiety jest trwać przy tym, którego poślubiła, i z pokorą dźwigać krzyż, jaki zesłała na nią wyższa wola. Manders hołduje ponadto przeświadczeniu, jakoby mężowi uchodziło to, co z żony, o zgrozo!, czyni kobietę upadłą.

Głównym przedmiotem dramatu jest jednak co innego. Ibsen próbuje odpowiedzieć na pytanie, do jakiego stopnia błędy rodziców wpływają na życie dzieci.

Oswald miota się w rozpaczy, ponieważ choroba nie pozwala mu malować, a jako że usłyszał od lekarza, iż „grzechy ojców są karane na dzieciach”, zaczyna żywić przekonanie, że jego dolegliwości są spuścizną po Alwingu. Pani Alwing skarży się, że są w niej upiory, od których nigdy nie będzie w stanie się wyswobodzić. 

 

Chwilami mam wrażenie, wyrokuje, „że my wszyscy jesteśmy upiorami. Błąka się w nas nie tylko to, co odziedzyliśmy po ojcu i matce. Są to różne stare, martwe poglądy, różne strupieszałe wierzenia. Nie żyją w nas, ale weszły nam w krew, nie możemy się ich wyzbyć. (...) Po całym kraju snują się upiory, jest ich tyle, ile piasku w morzu... Zresztą wszyscy jesteśmy żałosnymi tchórzami, którzy lękają się światła[1].

 

Te słowa są niejako kwintesencją dramatu.

Czy nowe pokolenie może uwolnić się od odpowiedzialności za przewiny starszego?, pyta Ibsen.

Niejednoznaczne zakończenie utworu toruje drogę różnym interpretacjom.

„Upiory” nie są łatwym tekstem. Autor dotyka w nim kilku bolesnych problemów, z kazirodztwem włącznie, i zmusza do refleksji. Nie jest to sztuka, którą czyta się dla rozrywki, ale z pewnością warto po nią sięgnąć. Bo choć pewne modele społeczne są już dzisiaj przeżytkiem, to mam wrażenie, że poruszona przez Ibsena kwestia odpowiedzialności i dziedziczenia win pozostaje aktualna. I w dalszym ciągu boleśnie otwarta. 

 

 

Zakład Narodowy im. Ossolińskich

Wrocław 1984

Tłumaczył Jacek Frühling 

8/10    

 

          

    

  



[1] Henrik Ibsen, Upiory [w tegoż:] Wybór dramatów, tłum. Jacek Frühling. Zakład Narodowy im. Ossolińskich, Wrocław 1984, s. 257.

Komentarze

  1. XIX- wieczna sztuka, a tyle aktualnych i uniwersalnych kwestii. Trudno się wyzbyć tego co nabyte poprzez geny, środowisko i wychowanie. Ibsen jak widzimy był nowoczesnym i postępowym twórcą, a ten mniej znany dramat jest tego przykładem. Interesująca choć niełatwa sztuka, pięknie dziękuję Pani Aniu za świetną jak zawsze recenzję i zainteresowanie mnie tym nieznanym utworem. A lampionik przy otwartej książce wygląda uroczo i idealnie pasuje do wieczornej lektury ,,Upiorów".

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak, utwór jest naprawdę znakomity, choć mniej znany niż "Nora" czy "Dzika kaczka". Ibsena podziwiam nie tylko za literacki kunszt, ale także za dogłebną znajomość ludzkiej natury, z jej przymiotami i przywarami.

    Dziękuję za zwrócenie uwagi na zdjęcie. To zasługa mojej siostry. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Też mi się podoba zdjęcie :) Lektura dramatów Ibsena jeszcze przede mną, bo jest to klasyk, którego nie znam.
    Galene

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Warto sięgnąć. Mnie najbardziej spodobały się "Dom lalki" i właśnie "Upiory". :)

      Usuń

Prześlij komentarz