Gustave Flaubert – „Pani Bovary”

Książka, na niej białe tulipay

 

Bardzo trudno jest recenzować książki, które należą do najściślejszego ze ścisłych kanonów literatury, bo nie ma właściwie rzeczy, której już by o nich nie napisano, i to po wielekroć.

Do takich właśnie pozycji zalicza się „Pani Bovary”, realistyczna powieść Gustave’a Flauberta z 1857 roku, uważana za jedną z najwybitniejszych powieści literatury francuskiej i światowej.

Jest to historia Emmy Rouault, pięknej córki gospodarza z Normandii, wydanej za mąż za Karola Bovary’ego, owdowiałego lekarza, który uleczył jej ojca, gdy ten złamał nogę. Z początku ta znudzona życiem na wsi dziewczyna wierzy, że po zamążpójściu jej los odmieni się na lepsze, szybko jednak odkrywa, że jej mąż – choć świata poza nią nie widzi – jest przeciętnym człowiekiem, nieskończenie odległym od ideału z jej marzeń, a jego atencje bardziej ją irytują niż cieszą.

Gdy para przeprowadza się z Tostes do Yonville, Emma wdaje się w romans z doświadczonym uwodzicielem, a potem w kolejny, z pisarzem notarialnym. Wszystko to dzieje się, rzecz jasna, za plecami jej męża, który naiwnie wierzy w niewinność Emmy i w każdej sytuacji jest gotów ją usprawiedliwiać.

Flaubert bardzo ciekawie kreśli portrety swoich bohaterów. Opowieść rozpoczyna się od Karola, który jako nastoletni chłopak przybywa do nowej szkoły, i na Karolu kończy. Postać Bovary’ego jest więc czymś w rodzaju klamry, spinającej całą tę historię. Dobroduszny, poczciwy do szpiku kości, mało spostrzegawczy, łatwo dający sobą kierować, Karol jest tłem, od którego wyraźnie odbija postać Emmy. On jest spokojny, ona ciągle rozedrgana, on jest zadowolony z życia, ona nieszczęśliwa, on jest syty, ona – wiecznie spragniona nowych wrażeń.

W wieku trzynastu lat Emma została oddana na pensję do klasztoru urszulanek. Tam odkryła zaczarowany świat książek. Zaczęła rozczytywać się w powieściach Waltera Scotta i marzyć, że pewnego dnia ona również pozna smak przygody i napotka na swojej drodze wspaniałego rycerza, romantycznego kochanka, którego obdarzy żarliwą i odwzajemnioną miłością.

Odtąd książki towarzyszą jej bezustannie. Są jej ucieczką, pożywką dla jej rozgorączkowanej fantazji. Rozbudzają w niej marzenia o lepszym życiu, pośród przepychu i bogactwa. Emma chciałaby chadzać na bale, nosić wykwintne toalety, tańczyć i wzbudzać podziw. Raz udaje jej się zrealizować to marzenie – ona i jej mąż dostają zaproszenie na bal u markiza. Wspomnienie tego wspaniałego wydarzenia, jedynego prawdziwego balu, w jakim dane jej było wziąć udział, ustawicznie do niej powraca, jest tematem jej rozmyślań.

Zaznawszy luksusu, Emma zaczyna spoglądać ze wzgardą na swoje pospolite życie u boku pospolitego męża, który ją kocha, ale nie rozumie jej potrzeb, ba!, nawet nie próbuje ich zauważyć.

„Pani Bovary” wywołała skandal i w 1864 roku została umieszczona w Indeksie ksiąg zakazanych. Historia kobiety żyjącej w wyimaginowanym świecie i szukającej szczęścia w cudzołożnych związkach z mężczyznami, w których rozpaczliwie pragnie widzieć romantycznych kochanków, jakby żywcem wyjętych z kart powieści, musiała w XIX wieku wywołać oburzenie. A jednak błędem byłoby szufladkowanie Emmy jako kobiety występnej i cudzołożnicy. Flaubert przedstawia ją jako postać tragiczną, żyjącą w ciągłym niezaspokojeniu, rozdartą pomiędzy marzeniami a prozaiczną codziennością, która ją przytłacza, unieszczęśliwia i wpędza w apatię.

W portrecie Emmy nie brakuje cieplejszych barw. Pani Bovary potrafi być hojna i wspaniałomyślna. Kiedy Karol przeprowadza operację, w wyniku której Hipolit, posługacz z oberży, traci część nogi, Emma nie żałuje pieniędzy na kosztowną protezę.

Tym, co mnie zachwyca, ilekroć wracam do „Pani Bovary”, jest niesłychany pietyzm, z jakim Flaubert kreśli portret swojej bohaterki. Jego umiłowanie szczegółu jest urzekające. Uroda Emmy odmalowana jest we wszystkich możliwych odcieniach, z prawdziwie realistyczną pasją (dowiadujemy się nawet, że jej paznokcie miały kształt migdałów).

„Profil był jej tak pełen spokoju (…). Rysował się w pełnym blasku na tle owalnego ronda budki związanej bladymi wstążkami, podobnymi do liści szuwarów. Oczy jej o długich, wygiętych rzęsach patrzyły wprost przed siebie i choć były szeroko otwarte, zdawały się nieco zwężone linią policzków, ożywionych barwą krwi pulsującej łagodnie pod delikatną skórą. Różowy blask przenikał przegródkę jej nosa. Pochylała głowę na ramię i widać było spomiędzy warg perłowe koniuszki białych zębów”[1].        

Niemal równie wspaniałe są opisy przyrody, a także realiów dziewiętnastowiecznej Francji. Ciekawie poprowadzony spór pomiędzy aptekarzem, panem Homais, antyklerykałem, miłośnikiem Woltera i racjonalistą, a księdzem Bournisien, broniącym Kościoła i religii, daje wyobrażenie o poglądach, które się wówczas kształtowały i ścierały.

Czytając, nie sposób nie zachwycać się literackim kunsztem Flauberta. Podobno autor mocno okroił swój tekst i „Pani Bovary”, jaką znamy, jest tylko częścią pierwotnego dzieła. W istocie, nie ma w tej książce zbędnych akapitów, ba!, nawet zbędnych słów, i podczas lektury trudno oprzeć się wrażeniu, że oto obcuje się z czymś wielkim, genialnym i ponadczasowym.

Ilekroć wracam do tej powieści, tylekroć odnajduję w niej nowe urzekające szczegóły.

I przekonuję się, że choć od chwili jej wydania minęło ponad półtora wieku, nadal jest aktualna. Bo kto z nas choć raz w życiu nie poczuł się jak Emma Bovary i nie odkrył, że to, za czym tak uparcie gonimy, bywa złudne i rozczarowujące?

 

 

 

 

Wydawnictwo Zielona Sowa

Kraków 2008

Tłumaczyła Aniela Micińska

9/10

 

 

             

 



[1] Gustave Flaubert, Pani Bovary, tłum. Aniela Micińska. Wydawnictwo Zielona Sowa, Kraków 2008, s. 100.

Komentarze

  1. Piękna to powieść i pięknie Pani ją zrecenzowała, dziękuję za jej przypomnienie. Jej przekaz jest w istocie ponadczasowy: któż z nas choć raz w życiu nie próbował ,,gonić króliczka"?:), by potem doznać zawodu?. Postać Emmy ma swój urok i autor oddał go z pasją na kartach książki. Lubię Flauberta i jego pióro, a stylowa okładka książki w otoczeniu bukietu tulipanów, moich ulubionych wiosennych kwiatów:) pasuje idealnie! I za to także dziękuję Pani Aniu:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ślicznie dziękuję, Pani Małgorzato. Ja także bardzo lubię Flauberta. Podziwiam go za to, że przed opublikowaniem tekstu potrafił dokonać drastycznych cięć. Widać nieprzywiązywanie się do każdego napisanego słowa jest cechą charakterystyczną mistrzów pióra, jakże trudną do naśladowania. ;)
      Dziękuję za docenienie zdjęcia. Moje ukochane kwiaty, nie tylko wiosenne, to konwalie, ale nie chciałam czekać z recenzją tak długo. ;)
      Życzę Pani udanego wieczoru i pieknej niedzieli. Kto wie, może z książką? :)

      Usuń
    2. Pięknie dziękuję Pani Aniu i wzajemnie: słonecznej i udanej niedzieli dla Pani:).Piękna pogoda skusi mnie raczej spacerem lub krótkim wypadem za miasto, przyda się więcej ruchu po zimie:)

      Usuń
  2. Ja również dziękuję za przypomnienie tej ważnej książki. Czytałam ją jeszcze w czasach liceum, więc miło było odbyć tę podróż sentymentalną.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To ja dziękuję. :) Ja wracam do niej co jakiś czas i za każdym razem odkrywam coś nowego. :)
      Pozdrawiam!

      Usuń
  3. Również czytałam tę książkę w liceum i było to za wcześnie. Nie rozumiałam i nie lubiłam Emmy, a powieść spodobała mi się średnio. Chętnie bym do niej wróciła, zwłaszcza, że piszesz o niej tak zachęcająco. :)
    Galene

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! Zachęcam do powrotu i dania Emmie - która w swojej egzaltacji i oderwaniu od rzeczywistości faktycznie bywa irytująca - drugiej szansy. Nie tyle ze względu na nią samą, ile ze względu na walory powieści jako takiej. :)

      Usuń
  4. Czytałam już dawien dawno i bardzo mi przypadła do gustu. Piękna!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda. Ja co jakiś czas do niej wracam i za każdym odnajduję coś nowego, co mnie urzeka.

      Usuń

Prześlij komentarz