Władysław Stanisław Reymont – „Komediantka”

Książka, szal, lusterko i wachlarz

Przyjęło się mówić, że należy podążać za marzeniami i zabiegać o ich realizację.

Otóż czytając „Komediantkę”, można odnieść wrażenie, że Władysław Stanisław Reymont przestrzega przed nazbyt bezkrytyczną wiarą w ten utarty slogan. 

„Komediantka” jest wczesną powieścią naszego noblisty. Pisarz najpierw opublikował ją w odcinkach, na łamach „Kuriera Codziennego”, a dopiero później, w roku 1896, jako książkę.

Bohaterką tej zajmującej historii jest Janina Orłowska, nazywana Janką. Ta dwudziestoparoletnia dziewczyna mieszka w Bukowcu, małej miejscowości pośród lasów i wzgórz. Jej ojciec pełni tam funkcję zawiadowcy stacji. Janka jest obdarzona gorącym temperamentem, a jej niespokojną duszę dręczy bliżej nieokreślona tęsknota, żarliwe pragnienie poświęcenia się jakiejś wielkiej pasji. Jaka to pasja? Tego Janka nie wie, dopóki pewnego dnia nie bierze udziału w amatorskim przedstawieniu i nie uczuwa w sobie przemożnej miłości do teatru. Od tej pory życie w Bukowcu, z dala od miasta, zaczyna ją uwierać, a kiedy ojciec przepędza ją z domu, zawiedziony w nadziejach, że córka poślubi starającego się o jej rękę zamożnego adoratora, Janka postanawia skorzystać z okazji i przenieść się do stolicy, aby tam popróbować szczęścia w aktorskim rzemiośle.

W Warszawie zatrudnia się w teatrze Cabińskiego – najpierw jako chórzystka, potem jako odtwórczyni pomniejszych ról. Jej idealistyczne wizje zderzają się z surową rzeczywistością i Janka szybko przekonuje się, że to, co uważała za wzniosłą służbę sztuce, w istocie jest bezpardonową walką o przetrwanie.

Dyrektor teatru, Jan Cabiński, wypłaca aktorom głodowe gaże, a jego żona, egzaltowana jejmość, żyjąca wspomnieniem domniemanych sukcesów scenicznych, okazuje Jance serdeczność wyłącznie po to, żeby skłonić ją do udzielania lekcji muzyki jej córce.

Reymont dobrze znał teatralną rzeczywistość, doświadczył jej na własnej skórze. Jako osiemnastolatek przyłączył się do trupy teatralnej, a i potem zdarzało mu się powracać do aktorskiego fachu. W „Komediantce” dał wyraz tym osobistym przeżyciom. Przedstawiony przez niego świat jest światem zepsutym, przeżartym moralną zgnilizną. To świat dyrektorów, którzy niechętnie płacą, bo i teatralne kasy świecą pustkami, aktorek i aktoreczek, gotowych na mniejsze czy większe podłostki, byle tylko otrzymać rolę, amantów zapijających frustrację, interesownych krawcowych i mściwych suflerów. Świat obmowy, drobnych intryg, wyrachowanych romansów, hipokryzji i wzajemnej zawiści. Jeśli nie liczyć Janki i jej jedynego przyjaciela, dramaturga nazwiskiem Głogowski, nikt tam właściwie nie wierzy w sztukę i nie dba o nią.

Równie ponury jest obraz tych, którzy zasiadają po drugiej stronie kurtyny. W powieści odbija się echem typowo młodopolski konflikt pomiędzy artystą a filistrem. Publiczność, w głównej mierze mieszczańska, przychodzi do teatru nie dlatego, że pragnie obcować ze sztuką, lecz żeby dawać upust niskim skłonnościom. To w pewnej mierze tłumaczy postawę aktorów, ale… czy ją usprawiedliwia? Reymont nie udziela odpowiedzi, osąd pozostawia czytającym.

Innym poruszonym w powieści problemem jest kwestia prawa kobiety do decydowania o sobie. Janka, jakkolwiek może wydawać się irytująca w swojej zapiekłości i zobojętnieniu na los ojca, uosabia dążenie kobiet do niezależności, zawodowego spełnienia i samorealizacji. Jej wyjazd do Warszawy jest czymś więcej niż tylko pogonią za marzeniami; to walka o siebie, o swoją godność i miejsce w świecie.

Książka – w przeciwieństwie do Wampira jest dość łatwa w odbiorze, ale też, mam wrażenie, nierówna. Są w niej sceny, które porwały mnie lirycznością opisu (las w Bukowcu!), i takie, które odebrałam jako rozwlekłe. Tym, co mnie uderzyło, jest natomiast uniwersalność „Komediantki”. Reymont pokazuje, że to, co jawi się naszym oczom (nie tylko w teatrze), miewa drugą, ukrytą, bardziej mroczną stronę, że pozorny blichtr może skrywać ludzkie dylematy i dramaty, a zderzenie z rzeczywistością bywa bardzo bolesne.

Myślę, że dla tych właśnie walorów – a także dla wybornego pióra Reymonta – warto sięgnąć po tę powieść.    

 

 


Państwowy Instytut Wydawniczy

Warszawa 1989

6,5/10

 

 

Władysław Stanisław Reymont Wampir

    

 

 

 

 

 

Komentarze

  1. Specyficzny był i nadal jest świat aktorów, a obecnie także celebrytow, ale marzenia o nim wciąż kuszą tak wielu...Dobrze jest poznać Reymonta z innej strony. Nie czytałam ,,Komediantki", recenzja bez wątpienia zaciekawia i zachęca. Bardzo dziękuję za nią Pani Aniu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że obraz, jaki przedstawia Reymont, zachowuje aktualność.
      Nie wszystko złoto, co się świeci, chciałoby się powiedzieć.

      Z całego serca dziękuję za komentarz i śledzenie bloga, Pani Małgorzato. :)

      Usuń

Prześlij komentarz