„Może życie polegało właśnie na tym, że nic człowieka nie może złamać, ponieważ na miejscu tego, co przemija, zawsze wyrasta coś nowego, że wszystko płynie nieskończonym strumieniem, jak to gdzieś słyszał czy czytał w jakiejś książce. Tak czy inaczej, wszystko płynie bez końca. A to wszystko to właśnie życie, którego nie mogą ujarzmić kłopoty, smutek i śmierć, i które nie zawsze bywa radosne”[1].
Islandia, przed II wojną światową.
Na farmie w Gilsbakka mieszkają stary Olafur i jego jedyny syn, Einar. Nie wiedzie im się zbyt dobrze. Olafur jest schorowany i ma coraz mniej sił do pracy. Od kiedy stracił żonę, z którą żył przez wiele lat i której kroki zdają się nadal ożywiać zużyte, popękane deski podłogi, dom nie jest już taki jak niegdyś. W kuchni walają się niepozmywane naczynia, a na talerzach króluje placek, który od dawna się przejadł. Coraz trudniej też załatać dziury w domowym budżecie. Mimo że i Olafur, i Einar ciężko pracują, kryzys, z którym zmaga się cały kraj, ale wieś w szczególności, mocno daje im się we znaki. Einar wierzy, że jego życie mogłoby się odmienić, gdyby wyjechał do miasta, na razie jednak pomaga ojcu w gospodarstwie i posyła tęskne spojrzenia na sąsiednią farmę, Gilsbakkakot, gdzie razem z rodziną mieszka urodziwa Margret…
Tak mniej więcej mają się rzeczy, kiedy poznajemy bohaterów powieści „Ziemia i synowie” z 1963 roku, wydanej w Polsce w ramach Serii Dzieł Pisarzy Skandynawskich. Autor powieści, pochodzący z Islandii Indridi G. Thorsteinsson, jest stosunkowo mało znanym u nas pisarzem. Z zawartej w książce krótkiej notki na jego temat dowiadujemy się między innymi, że centralne miejsce w jego twórczości zajmował problem emigracji ze wsi do miasta w latach wielkiego kryzysu gospodarczego, jaki nawiedził Islandię przed II wojną światową.
I rzeczywiście, w recenzowanej powieści wyraźnie słychać echa tego kryzysu. Tytuł jest bardzo wymowny – oto mamy ziemię, do której ojcowie są szczerze przywiązani, i synów, którzy nie odczuwają tej więzi tak silnie, a często wręcz woleliby szukać szczęścia gdzie indziej.
Olafur i inni przedstawiciele starszego pokolenia nie wyobrażają sobie życia w mieście. Ich młodość przypadła na czasy, kiedy na wszelkie nowinki techniczne patrzono podejrzliwie, kiedy pierwszy most, przez który przeprawiały się ciężarówki do przewożenia wełny, wywoływał sensację, a autobusy uchodziły za źródła kataru i grypy. Owszem, przed laty zakładali spółdzielnie i podejmowali rozmaite inicjatywy dla poprawy doli hodowców owiec, takich samych jak oni, ale kiedy nadszedł kryzys, pogodzili się ze swoim losem, zdecydowani przetrwać w oczekiwaniu na lepsze czasy.
Młodzi, których w powieści reprezentuje syn Olafura, buntują się przeciwko zaistniałej sytuacji. Nie przychodzi im to łatwo – „Mówiłeś”, przypomina Margret Einarowi, „że każde odejście z domu to tylko sprawa szukania sobie innego cmentarza” (s. 147) – ale świadomość, że długie lata ciężkiej pracy ojców przełożyły się jedynie na zadłużenie w spółdzielni, wzmaga w nich chęć spróbowania innego życia.
Osią fabuły jest więc odwieczny konflikt pomiędzy koniecznością zakorzenienia a potrzebą zmiany.
Lecz „Ziemia i synowie” to także sugestywny obraz islandzkiej wsi. Thorsteinsson odsłania przed nami tajniki życia wiejskiej społeczności. Pokazuje, jak wyglądały ówczesne gospodarstwa, jak odbywały się licytacje, na czym polegał spęd owiec, które o określonej porze roku powracały z pastwisk do zagrody. Opis spędu, dość rozbudowany jak na skromną objętościowo książkę, jest tyleż realistyczny, co sugestywny. Sugestywne są również opisy surowej skandynawskiej przyrody – kamienistych dolin, pastwisk, rozgałęziających się rzek, pagórków i kamiennej pustyni, która zimą „leżała martwa i skuta lodem”.
Nie ma w tej powieści żadnych udziwnień, jest to po prostu świetna proza, tradycyjna w najlepszym tego słowa znaczeniu. Miłośnicy wartkiej akcji i nieoczekiwanych zwrotów przeżyją rozczarowanie: Thorsteinsson snuje swoją opowieść niespiesznie i w niewyszukany sposób. A jednak za pomocą prostych środków udaje mu się ewokować wymowne, momentami sielskie, momentami dramatyczne obrazy. Porusza istotne problemy – po części dotyczące określonej społeczności i określonej epoki, a po części uniwersalne – ale jednocześnie daje nam wgląd w szarą codzienność przeciętnej islandzkiej rodziny. Jest w tych migawkach jakaś wzruszająca szczerość i życiowa prawda.
Słabszym punktem wydały mi się natomiast dialogi – nie tyle ze względu na treść, ile z powodu samej formy. Wypowiedziom bohaterów, przeważnie bardzo krótkim, nie towarzyszą żadne dodatkowe informacje; próżno szukać wzmianek na temat gestów czy chociażby tonu głosu. Czytając, nieraz łapałam się na tym, że gubię wątek, i musiałam się cofać, żeby sprawdzić, kto wypowiada daną kwestię.
Ten mały mankament rekompensują jednak inne walory. Powieść ujmuje klimatem, mądrością i pełną szlachetności prostotą. Jest to skłaniająca do zadumy książka o przywiązaniu do korzeni i tęsknocie za czymś nowym, o przemijalności życia i nieprzemijających wartościach.
Gorąco polecam.
Wydawnictwo Poznańskie
Poznań 1973
Tłumaczył Mieczysław Kroker
7,5/10
[1] Indridi G. Thorsteinsson, Ziemia i synowie, tłum. Mieczysław Kroker. Wydawnictwo Poznańskie, Poznań 1973, s. 101.
Lubię i ja sięgać od czasu do czasu po takie nieśpieszne, naturalistyczne książki napisane ładnym językiem. Z pozoru nic się w nich nie dzieje, a jednak dostarczają wysmakowanych wrażeń. Nie są raczej dla każdego, ale ci, którzy po nie sięgną mają ochotę na więcej:). To taki przyciągający magnetyzm pisarzy z północy. I nie tylko tych dawnych, ale również współczesnych. Piękna recenzja Aniu, zapraszająca do świata właśnie takich lektur. Dziękuję i pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńDziękuję, Małgosiu. Bardzo trafnie ujęłaś esencję tej książki - rzeczywiście jest w niej jakiś magnetyzm. A skoro już tak pomyślnie zaczęłam przygodę z literaturą islandzką, to pójdę za ciosem, skorzystam porady, jakiej mi kiedyś udzieliłaś, i wypożyczę Laxnessa. :)
UsuńDo zapoznania się z Thorsteinssonem serdecznie zachęcam. Warto!
Dobrego dnia! :)
Laxness jak najbardziej Aniu. Ma wiele z ,, Błogosławieństwa ziemi" Hamsuna, trochę z omawianej przez Ciebie aktualnie ,, Ziemi...", jednocześnie jest w niej i historia i przygody, i nie tylko:), słowem-myślę, że Ci się spodoba:)
OdpowiedzUsuńJestem pewna, że tak. Wciągnęłam go na listę książek oczekujących na rychłe przeczytanie. :) Dziękuję!
UsuńMam tę książkę, ale jeszcze do niej nie zaglądałam. Z recenzji wynika, że to piękna, wartościowa lektura i że mnie zaciekawi. :) Najbardziej interesują mnie opisy skandynawskiej przyrody oraz życia na farmie. Ówczesnym farmerom nie było lekko... Islandzką wieś znam tylko z kilku książek Laxnessa, którego ja też bardzo polecam.
OdpowiedzUsuńMyślę, że bardzo Cię zaciekawi, zwłaszcza jeśli przypadła Ci do gustu książka "Obcy przyszedł na farmę" M. Waltariego. Jest między tymi powieściami jakieś powinowactwo, obie mówią o niełatwym życiu na skandynawskich farmach. I obie są piękne.
UsuńZachęcam do lektury i serdecznie pozdrawiam. :)