Adolf Dygasiński – „Zając”

 Książka na omszonym kamieniu

 

Cóż to jest życie doczesne zająca? Nieustanna ucieczka, przenoszenie z miejsca na miejsce swojej niedoli, bólów, pragnień i grzechów żywota. Trzeba to wszystko ukrywać, taić po różnych dziurach padołu ziemskiego. Jedynie w tajemnicy można się wypłakać, wygoić swe rany, zaspokajać potrzeby wszystkie ciała, duszy. Dopiero gdy się już utonie w grobie, w towarzystwie cichych nieboszczyków, przepada tajemnica życia, zlewa się z wielką tajemnicą wszechświata i tak poważnie milczy, że nikt jej badać nie śmie… Pomiędzy życiem a grobem stoi mur nieprzebyty!”[1]

 

Adolf Dygasiński był polskim pisarzem i publicystą, który pojawił się na literackiej scenie w epoce pozytywizmu. Jego życie niemal w całości przypadło na XIX wiek. Urodzony na ziemi świętokrzyskiej, mówił o sobie, że jest „materialistą znad Nidy”. O nim z kolei mówiono jako o jednym z czołowych przedstawicieli naturalizmu w literaturze polskiej.

I właśnie naturalizm odciska się piętnem na nieobszernej powieści Dygasińskiego z 1900 roku, zatytułowanej „Zając”.

Wydana przez Universitas w ramach serii Klasyka mniej znana, książka istotnie jest mało popularnym utworem. A szkoda, bo pod paroma względami jest to naprawdę niezwykła powieść.

Jednym z tych względów jest wyraźna dwutorowość. Światu przedstawionemu przyglądamy się z dwóch perspektyw: perspektywy człowieka i perspektywy… zająca.

Tytułowy zając mieszka we wsi Morzelany i jest dość szczególnym zwierzęciem. Szybko stracił matkę, która „puściła się na jakąś dalszą wędrówkę” (s. 11), a kiedy jego siostrę zjadł bocian, został na świecie sam jak palec. Pewnego dnia trafił do dworu, gdzie obcięto mu słuchy i zawieszono dzwoneczek u szyi, aby bawił młodego panicza. Od tej pory cieszył się opinią dziwaka (któż to widział, żeby zając nie miał uszu?!), która utrzymała się nawet wtedy, gdy – wskutek niefortunnego spotkania z groźnym wyżłem – powrócił do lasu.

Morzelany mają swoje zalety. Wieś może się pochwalić dobrą glebą, a przy tym „wygląda jak misa pełna dań przerozmaitych, do której zasiadają i ludzie, i czworonogi, i ptaki, i inne jeszcze niższe zwierzęta. Ileż stworzeń używa życia na tej płaszczyźnie nakrytej błękitnym sklepieniem niebios, oświetlonej w dzień przez słońce, w nocy – przez pochodnie gwiazd i księżyca” (s. 6). U zająca „używanie życia” wygląda jednak nieco inaczej niż u innych. On bezustannie musi zachowywać czujność. Latem zażywa względnego odpoczynku, ponieważ obowiązuje wówczas zakaz polowania, ale o każdej innej porze drży o swoje życie. Sam jeden musi walczyć z wrogami, a ci są nie tylko liczni, lecz także „zawzięci, chytrzy i srodzy”. Zając „zginąłby, gdyby był słaby, niezdarny” (s. 9). Matka natura dała mu jednakowoż oręże dwojakiego rodzaju: nogi i strach. Nogi przeciwstawia zając zębom i pazurom drapieżników, a strach – ich zuchwalstwu i srogości. Tym sposobem udaje mu się zyskać w okolicy opinię wytrawnego „gracza” i osiągnąć nobliwy wiek lat ośmiu.   

We wsi Morzelany mieszka również Jakub. Jakub pochodzi „z rodu Malwów, szlachty zagonowej, którzy w Malwiczach rej wodzili” (s. 16). I on, podobnie jak zając, zaznał w życiu niewiele radosnych chwil. Ojciec szybko go osierocił, a matka wyszła za mąż za innego mężczyznę i powiła mu syna. Kiedy w cztery lata później i ona umarła, Jakub został pod opieką ojczyma i macochy. Marna była to opieka i chłopak – „zahukany, bojący się własnego cienia, nikły, wątły, zezowaty i bez złamanego szeląga” (s. 16) w kieszeni – musiał radzić sobie sam. Po wielu perypetiach objął w Morzelanach funkcję nadwornego strzelca i jego życie mogłoby właściwie toczyć się spokojnie, gdyby przez swoją dobroduszność i naiwność nie dawał się wywodzić w pole najpierw bratu-kłusownikowi, a później jego synowi.

Ciężka dola zająca splata się w powieści z równie ciężką dolą Jakuba. Choć z różnych powodów, obaj muszą bezustannie borykać się z prześladowcami; tyle że w przypadku zająca są to „wilki żarłoczne, lisy chytre, psy gorliwe, jastrzębie okrutne, wrony, sroki zgłodniałe” (s. 101) i myśliwi, a w przypadku strzelca – bezduszni krewni.   

I zając, i człowiek podlegają prawom przyrody, a naczelnym prawem przyrody jest walka o byt, w której zwyciężają najsprytniejsi i najlepiej przystosowani. Jednostki słabe, zniedołężniałe i niezaradne są skazane na klęskę.  

Nad powieścią unosi się duch determinizmu. W książce mnożą się naturalistyczne opisy. Jest ojciec, który maltretuje syna, są dzieci, które bierze się na polowanie, aby napędzały zwierzynę, jest też myśliwy, który w przypływie zapalczywości dobija psy… Bezwzględność panuje również wśród zwierząt – dobrze wie o tym lis Kita, który pewnego dnia powraca do domu „markotny, zziajany i z łapą rozkrwawioną”, ale ponieważ nie przynosi pożywienia, spotyka go jedynie zimna niewdzięczność. Kita wcale się temu nie dziwi – jest przecież rzeczą wiadomą, że „o wdzięczności lisy nie mają pojęcia” (s. 45).

Dygasińskiemu udało się stworzyć znakomity portret małej społeczności wiejskiej. Im dalej posuwa się opowiadana historia, tym więcej pojawia się w niej bohaterów. Strzelec, szafarz, kucharz, felczer, kłusownicy, prości chłopi – wszyscy oni składają się na bardzo specyficzną wspólnotę, która – podobnie jak społeczność leśnych zwierząt – rządzi się twardymi prawami. „Szkapę gnuśną, sługę leniwego, żonę niechlujną kijem się przyucza” (s. 83), twierdzi jedna z postaci. Druga daje wyraz powszechnemu przekonaniu, jakoby kobieta, która zdążyła urodzić kilkoro dzieci, nie mogła już oczekiwać zbyt wiele. Ba, powinna mieć na tyle poczucia przyzwoitości, żeby… zakończyć żywot!

„Zając” nie należy do łatwych powieści. To wymagająca książka – zarówno z czysto literackiego, jak i z emocjonalnego punktu widzenia. Dygasiński na swój surowy i bezpośredni sposób przedstawia życie jako bezpardonową walkę o przetrwanie, w której cieplejsze uczucia są przysłowiową kulą u nogi. Nie jest to wygodny utwór. Nie jest to też powieść, którą mogłabym z czystym sercem zarekomendować. Za to mogę zapewnić, że jeśli ktoś mimo wszystko zdecyduje się na lekturę i dobrnie do końca, to najprawdopodobniej uzna, że oto przeczytał coś ważnego i dającego do myślenia.

Bo tym właśnie jest w mojej opinii „Zając” – kawałkiem naprawdę dobrej (acz niedocenianej) prozy i świetnym asumptem do przemyśleń.     

 

 

 

Universitas

Kraków 2002

7/10  

 



[1] Adolf Dygasiński, Zając. Universitas, Kraków 2002.

Komentarze

  1. Z pewnością ważna literacka zapomniana pozycja, wnosząca coś dobrego dla uważnych czytelników.
    Interesująca recenzja zachęca do przeczytania i własnych rozmyślań na ile determinizm, a na ile własny wkład w życie w postaci ciągłej pracy nad sobą w pokonywaniu własnych ograniczeń decydują o jakości życia. Sam Dygasiński miał z tym także dylemat:)
    Raz pochylał się nad słabszymi, innym razem kładł akcent na postęp i własny rozwój jednostki, jednym słowem konieczność walki o byt.
    Toteż jego utwory są niebanalne i oryginalne.
    Dziękuję Aniu za przypomnienie o tym ciekawym autorze i jego wartościowych utworach. Chętnie odświeżę ich znajomość

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, widzę, Małgosiu, że autor jest Ci nieobcy. Wcale mnie to nie dziwi! :)
      Może doradziłabyś mi jakąś inną wartą uwagi książkę jego pióra?
      Czytałam o Dygasińskim tu i ówdzie i co rusz natykałam się na opinię, że był nierównym pisarzem - tworzył i znakomite, i słabsze teksty. Stąd moje pytanie.
      Ja nie znam go zbyt dobrze. "Zając" to na pewno jest bardzo dobra proza. Mnie, pomimo swojej surowości, urzekła. Teraz przymierzam się do utworu pt. "Wilk, psy i ludzie". Ponoć znakomity...

      Ślicznie dziękuję za komentarz i życzę pięknego weekendu. :)

      Usuń
  2. W punkt Aniu: ,, Wilk, psy i ludzie" polecam jak najbardziej, oprócz tego ,, Gody życia", pełne ciekawych myśli i ,, Nędzarze życia", intrygująca.
    Życzę Ci dobrej lektury z Adolfem Dygasińskim, pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, Małgosiu. Poszukam tych tytułów.
      Odwzajemniam pozdrowienia. Wszystkiego dobrego!

      Usuń
  3. O, Dygasiński! :) Bardzo go lubię. To prawda, w „Zającu” mnożą się naturalistyczne opisy. Zapamiętałam opis przykładania rozpalonego żelaza do nogi dziewczyny, opisy polowań... Nie zauważyłam w tej książce ani śladu optymizmu. Z utworów tego autora poleciłabym Ci na przykład „Głód i miłość” oraz „Podpalaczkę”. W pierwszym ukazane są dzieje pięknej Antosi, nieślubnej córki garderobianej i arystokraty. Z kolei „Podpalaczka” to wstrząsający obraz niedoli chłopów i rozpaczy matki, której synek został okrutnie pobity przez szlachcica. Kiedy się to czyta, ciarki chodzą po plecach...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie też na pewno utkwi w pamięci opis przykładania rozpalonego żelaza do nogi dziewczyny. To nie jest łatwa książka, ale uważam, że naprawdę warto ją przeczytać.
      Dziękuję za rekomendacje. Znalazłam już "Głód i miłość", o "Podpalaczce" katalogi biblioteczne milczą... jakby na potwierdzenie tezy, że Dygasiński to rzeczywiście klasyka mniej znana. ;)

      Usuń

Prześlij komentarz