Bolesław Prus – „Anielka”

 Książka wśród leśnych kwiatów


Wieś, szczególniej podczas lata, jest najstosowniejszym miejscem pobytu dla dzieci. Są one tam zdrowe, swobodne i lepiej bawią się niż w mieście. Na obszarze kilkuset morgów spotykają wielką rozmaitość widoków, napawających wrażeniami prostymi i spokojnymi młode ich dusze. Tam niebo nie jest próżnią między domami, ale samoistnym sklepieniem, które dobry Bóg rozciągnął nad światem i oparł na falistym polu. Tam są łąki pachnące, przeźroczyste i chłodne strumienie, w których pływa obfitość małych rybek. Łany jasnozielonych kłosów żyta kołysze wiatr jak niestrudzona niańka”[1].

 

Miłe złego początki – te słowa okazują się zdumiewająco celne w odniesieniu do powieści „Anielka” Bolesława Prusa, która zaczyna się sielskim opisem, a kończy tragedią. Książka została opublikowana w 1885 roku i swego czasu figurowała na liście lektur szkolnych.

Jest to opowieść o trzynastoletniej dziewczynce, która miała wszelkie dane ku temu, aby wieść szczęśliwe życie, a którą pomimo to los doświadczył ponad siły.

Ojciec Anielki, pan Jan, był człowiekiem, który pragnął przejść przez życie lekką stopą. Lubił bawić się, najchętniej w towarzystwie ludzi dobrego tonu, i sumiennie stronił od obowiązków, które mogłyby zakłócić jego radosne próżnowanie. Pracy się nie imał, należał bowiem do tych osób, które uważają, że przedstawiciele ich klasy „nie mogą nurzać się w pracy i poziomych kłopotach”. „Bawić się, błyszczeć dobrym tonem, dowcipkować i utrzymywać arystokratyczne stosunki – oto były cele jego życia” (s. 7). Nic dziwnego, że dziedzic szybko roztrwonił własny majątek, a potem również posag żony.

W chwili zawiązania się akcji powieści jego sytuacja finansowa była już bardzo kiepska. Stodoły świeciły pustkami, stan budynków gospodarskich wołał o pomstę do nieba, konie rżały nad pustym żłobem, parobcy wałęsali się bezczynnie po dziedzińcu, rządcy od roku nie było, a służba, która się jeszcze ostała, ukradkiem rozglądała się za nowym zajęciem.

Pani Janowa, niegdyś pełna niepospolitego wdzięku i towarzyskich zalet, okazała się równie niepraktyczna. Kuchnię omijała szerokim łukiem, nie potrafiła zatroszczyć się o gospodarstwo i nawet kiedy mąż zaczął zastawiać jej klejnoty, nie przestała wierzyć w jego nadzwyczajne zdolności i nie przeszło jej przez myśl, że oto stoi na skraju bankructwa. W końcu podupadła na zdrowiu i „otoczyła się lekarstwami” (s. 8).

Tak niefortunne połączenie niefrasobliwości męża i zaślepienia żony nie mogło, rzecz jasna, przysłużyć się dzieciom – Anielce i jej młodszemu bratu, Józiowi. Józio, trzymany pod kloszem przez chorowitą matkę, wyrastał na „nudnego, bojaźliwego, nieruchawego” chłopca, który nie wychodził na dwór, aby się nie zaziębić, i albo milczał, albo zabierał głos jedynie po to, żeby opowiadać o swoich chorobach.

Starsza o kilka lat Anielka była radosną dziewczynką. Lubiła biegać po dużym ogrodzie, włazić na drzewa i bawić się z niesfornym psem, Karuskiem. Z natury bystra, wielkoduszna i wrażliwa, w końcu zaczęła jednak dostrzegać, że wokół niej dzieją się niepokojące rzeczy. Najpierw Magda, córka ubogiego włościanina Gajdy, zdradziła jej, że dziedzic kazał zastrzelić ich jedyną maciorę; potem Anielka przypadkiem usłyszała, jak Żyd, arendarz Szmul, radzi w zaufaniu panu Janowi, aby dla wybrnięcia z finansowej opresji ożenił się z bogatą panią Weiss… Te okoliczności – a także parę innych przykrych wydarzeń, takich jak odprawienie z kwitkiem ubogiej krewnej, dopraszającej się łaski u dworu – podkopały zaufanie dziewczynki do ojca i stopniowo otworzyły jej oczy na rozziew pomiędzy głoszonymi przezeń zasadami a rzeczywistym postępowaniem.

Anielka to dziecko, które z winy dorosłych musiało mierzyć się z problemami ponad siły. Jej zmagania stanowią główny wątek powieści Bolesława Prusa. Lecz autor dotyka w swojej książce również innych ważnych spraw. Ukazuje bierność i niemoc bogatych ziemian swojej epoki wobec przemian społecznych, które musiały nastąpić po zniesieniu pańszczyzny. Pan Jan nie jest odosobnionym przypadkiem; wprost przeciwnie, ucieleśnia wady stanu, który – ślepo wierząc w wartość tytułów, koligacji i powiązań rodzinnych – nie potrafi odnaleźć się w nowej rzeczywistości, a winą za własne niepowodzenia obarcza „trudne czasy przejściowe”.

Jedną z największych zalet powieści jest barwny obraz dziewiętnastowiecznej prowincji. Prus otwiera przed nami drzwi do podupadłego dworku, którego mieszkańcy niegdyś opływali w dostatki, ale zaprasza nas także do chaty ubogiego Gajdy, który dawniej, za lepszych czasów, był parobkiem dziedzica, a że „miał mało gruntu, więc często na terytoriach swego niegdyś chlebodawcy dopuszczał się nadużyć” (s. 24). Zostajemy wpuszczeni do karczmy, na folwark, a poniekąd również na probostwo, gdzie posada gospodyni okazuje się być łakomym kąskiem dla poszukujących zajęcia zacnych matron.

Bardzo podobał mi się wątek karbowego Zająca i jego żony, którzy na pewien czas roztaczają opiekę nad Anielką i Józiem. Karbowa to praktyczna, szorstka w obejściu, zhardziała wskutek życiowych trudności kobieta o dobrym, w gruncie rzeczy, sercu. Jej mąż, prosty chłop, lubi wpatrywać się wieczorem w zamglone niebo nad bagnem i obserwować błędne ogniki. Głęboko wierzy, że to dusze trójki dzieci, które wraz z żoną pochował, wracają nad ukochane mokradła. Bo przecież „każda dusza chodzi po tych miejscach, które lubiła” (s. 115).

Psychologiczne portrety postaci nie są w „Anielce” tak pogłębione jak w innych powieściach Bolesława Prusa, jednak tytułowa bohaterka jest osobą, z którą bardzo łatwo się zżyć. Czytając, po prostu chce się kibicować tej wrażliwej, dobrodusznej, spostrzegawczej, roztropnej dziewczynce, która szczerze kocha swoich najbliższych, potrafi oddać wstążkę ubogiej małej wieśniaczce i ująć się za nią u ojca-gwałtownika, przelewa swoje smutki w wiersze, poza tym jest opiekuńcza, usłużna i przyjazna całemu światu. A im bardziej kibicuje się Anielce, tym trudniej nie zżymać się na porażającą niefrasobliwość jej ojca i równie porażającą nieporadność matki.

Powieść, oględnie mówiąc, nie nastraja optymistycznie. Pod pewnymi względami bardzo przypomina nowelki epoki pozytywizmu, w których los małych bohaterów często bywał tragiczny. Warto jednak dać jej szansę ze względu na rzadką urodę języka, sugestywny, wieloaspektowy obraz świata przedstawionego, a przede wszystkim – wagę poruszanych problemów. W tej krótkiej, bądź co bądź, powieści zawarł Prus sporo materiału do przemyśleń. Jak świat jawi się oczom trzynastoletniej dziewczynki? Czym jest poczucie odpowiedzialności za drugiego człowieka? Jak powinno wyglądać dojrzałe rodzicielstwo? Do czego może doprowadzić lekkomyślność? I co się dzieje, gdy dzieci obarcza się problemami dorosłych?

„Anielka” to przygnębiająca, ale i pouczająca książka, którą, mam wrażenie, bardziej docenia się po latach, z dala od szkolnych murów.

Szczerze polecam.

 

 

 

Siedmioróg

Wrocław 1997

7,5/10

    



[1] Bolesław Prus, Anielka. Siedmioróg, Wrocław 1997, s. 7.

Komentarze

  1. Uwielbiam pióro i wrażliwość społeczną Prusa!, i raczej mogę zaliczyć się do mniej licznej grupy dawnych uczniów, którym lektury tego pisarza bardzo się podobały.
    Myślę, że ,,Anielka" pomimo archaicznego stylu zawiera wiele uniwersalnych przekazów, zwłaszcza dla rodziców, bo przecież wrażliwe i szlachetne dzieci niosące na swych barkach zbyt duże dla nich ciężary odpowiedzialności za niedojrzałość dorosłych żyją i dziś.
    Autor oddając głos dziecku pochylił się z empatią nad jego światem i problemami. Wielki szacunek dla Niego.
    Z przyjemnością przypomniałam sobie szczegóły dawnej lektury.
    Dziękuję Aniu za tę zgrabną recenzję. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za podzielenie się wrażeniami, Małgosiu.
      Ja też wysoko cenię Prusa, a "Anielkę" uważam za bardzo dobrą powieść, którą jednak łatwiej doceniać po latach, kiedy ma się już większą czytelniczą dojrzałość. Wyznaję zasadę, że warto powracać do szkolnych lektur, i staram się to czynić. Na ogół z nader pozytywnym skutkiem! :)
      Pozdrawiam serdecznie. :)

      Usuń
  2. Nie pamiętam, bym czytała, więc chyba ta książka nie była moją lekturą szkolną. :) Chciałam dopytać o jedną rzecz. Piszesz „potem Anielka przypadkiem usłyszała, jak Żyd, arendarz Szmul, radzi w zaufaniu panu Janowi, aby dla wybrnięcia z finansowej opresji ożenił się z bogatą panią Weiss”. Z recenzji wynika, że pan Jan miał żonę – mamę Anielki. Czyżby ta żona zmarła?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To rzeczywiście dość specyficzna sytuacja. Żyd mówił o ponownym ożenku, gdy pierwsza żona pana Jana była jeszcze żywa (aczkolwiek słaba i przewlekle chora). Ot, taka przezorność "na zapas", tym bardziej niezrozumiała dla małej Anielki. Muszę jednak dodać, że Prus wcale nie pozbawia Szmula ludzkich rysów. Wprost przeciwnie, ukazuje go jako człowieka, który w pewnych okolicznościach potrafił nawet zdobyć się na szlachetne odruchy.

      Usuń

Prześlij komentarz