„Poezja jest wszędzie, w każdej chwili (…). Nie potrzeba jej daleko szukać, nie potrzeba jej uganiać poza obrębem dzisiejszej ludzkości, nie potrzeba jej sobie wymyślać; jest ona pomiędzy nami, w sferze naszego życia, naszych ludzi, w postaciach najpowszedniejszych”[1].
Seweryn Goszczyński był polskim poetą i pisarzem romantycznym. Podobnie jak Antoni Malczewski, autor przepięknej powieści poetyckiej pt. „Maria”, którą recenzowałam niedawno, należał do czołowych przedstawicieli ukraińskiej szkoły polskiego romantyzmu. Jego twórczość, analogicznie do twórczości Malczewskiego, jest dzisiaj mało popularna. Do najbardziej znanych dzieł pisarza zaliczają się dwa utwory – poemat pt. „Zamek kaniowski”, a także powieść zatytułowana „Król zamczyska”.
„Król zamczyska” ukazał się w 1842 roku i bywa klasyfikowany jako powieść grozy. Jest to, jak sądzę, dość myląca definicja. Dlaczego? O tym za chwilę…
Narracja jest u Goszczyńskiego prowadzona w pierwszej osobie, a narrator pozostaje dość zagadkową postacią. Z oszczędnych informacji, jakich udziela nam na swój temat, wiemy jedynie, że przedkłada „towarzystwo ludzi nad towarzystwo książek”, a „przyrodę nad bibliotekę” (s. 5), i że jest zagorzałym podróżnikiem, który „z wrodzoną namiętnością” bada własny kraj. Jedna z takich wypraw szczególnie zapada mu w pamięć i to właśnie ona stanowi treść powieści.
Pewnego dnia narrator wyrusza w podróż po Galicji i przybywa aż do „krainy podkarpackiej”, w okolice Krosna. Tam jego uwagę z miejsca przykuwają ruiny zamku w Odrzykoniu. Zamek góruje nad okolicą, ale choć zdaje się z każdej strony „zachodzić” podróżnemu „w oczy”, to dotarcie do niego wcale nie jest łatwe – odległość jest duża, a pogoda dżdżysta… Zaciekawiony wędrowiec zasięga więc języka u okolicznych mieszkańców. Nie jest to łatwe, bo – jak zauważa z przekąsem – „teraźniejsza szlachta” ma za nic wszelkie zwaliska, w końcu jednak dowiaduje się od gospodyni, jaki los stał się udziałem zamku. Przy okazji odkrywa, że pośród ruin pomieszkuje jeszcze były urzędnik cesarski, pan Machnicki, który nazywa siebie „królem odrzykońskim i uważa się za samowładnego pana owych ruin” (s. 8), sam zaś – pomimo wielu wrodzonych zdolności i zamiłowania do poezji – jest uważany za wariata.
Zafascynowany osobą Machnickiego nie mniej niż zamkiem, podróżny pragnie zawrzeć z nim znajomość. Sposobność rychło się nadarza. Na przyjęciu imieninowym wędrowiec nawiązuje rozmowę z Machnickim. Nazajutrz wyrusza do zamczyska, a zaskarbiwszy sobie zaufanie „króla”, zostaje wprowadzony do najtajniejszych zakamarków pomiędzy ruinami.
Szybko też okazuje się, że to Machnicki jest głównym bohaterem utworu Goszczyńskiego, a powściągliwość, z jaką narrator udziela informacji na swój temat, ma stanowić tło, na którym postać tytułowego „króla” wyda się szczególnie barwna. „Celem niniejszej powieści nie jest obraz moich wrażeń, lecz proste opowiadanie, a główną jej osobą nie ja, lecz król zamczyska. O tyle więc jedynie opowiadam, com widział lub czuł, o ile to potrzebne do utworzenia tła, na którym by przedmiot obrazu wydał się jak najwłaściwiej, jak najdobitniej” (s. 20).
Machnicki jest postacią o silnie romantycznym wydźwięku. Ów obłąkaniec, będący dla okolicznej szlachty przedmiotem drwin i pokpiwań, jest zagorzałym patriotą, który – czuwając nad zamkiem – czuwa zarazem nad polskością. Bo zamek jest w istocie alegorią Polski. Niegdyś wspaniały, potężny, budzący szacunek, z czasem został rozparcelowany („powstały z jego gruzów: klasztor kapucyński w Krośnie, kilka kamienic w Korczynie, kilka gorzelni, stajnia dla cesarskich ogierów i tym podobnie” [s. 7]), jak Rzeczpospolita w dobie rozbiorów, i obrócił się w ruinę, a klęska powstania listopadowego (o którym jednak w powieści nie mówi się wprost) okazała się decydującym ciosem.
W zamku, mówi Machnicki, „mieszkali wszyscy królowie. (…) Tu miały miejsce najważniejsze wypadki naszych dziejów. Chwile najwznioślejsze, najrzewniejsze, najokropniejsze naszego życia mają tu swoje groby i pomniki” (s. 42). Duchy przeszłości żyją pośród gruzów i nawet brzózka, która wyrasta na oknie, przywodzi na myśl Jadwigę. Okoliczni mieszkańcy nie dostrzegają jednak znaczenia zwalisk – dla nich to jedynie bezużyteczny relikt. „Patrzą na ten zamek, a nie widzą, czym on jest; widzą, jak coraz bardziej upada, a nie wiedzą, co to znaczy; zginie zupełnie, a dla nich będzie to wszystko jedno. Ani głowy, ani serca u nich” (s. 59), skarży się Machnicki, a czytelnik wyczuwa w tej skardze utyskiwanie Goszczyńskiego na obojętność jemu współczesnych wobec sprawy polskiej.
Portret Machnickiego jest niezwykle ciekawy. Ów wariat, owładnięty namiętnością, która doprowadza go do szaleństwa, i powołany jakoby do straży nad zamkiem przez samego Stańczyka, zaczytuje się w dawnych kronikach, włada obcymi językami, jest niebywale błyskotliwy i potrafi tworzyć wiersze. Scena, w której narrator widzi go na tle krzyża, poszerza obraz postaci o akcenty chrystologiczne.
W powieści, mimo jej alegorycznej i głęboko patriotycznej wymowy, nie ma jednak napuszenia ani zbędnego patosu. Goszczyński posługuje się przepiękną polszczyzną, aby w prosty i zwięzły (powieść jest bardzo krótka) sposób tworzyć sugestywne, przejmujące obrazy. Umiar wyczuwa się również w budowaniu nastroju: tekst nosi, rzecz jasna, znamiona powieści grozy – mamy ruiny, mamy burzę i grzmoty, mamy nawet kości i narzędzia tortur – ale nie ma tu drastycznych opisów ani gwałtownych zwrotów akcji, a narrator jest spokojny, wyważony i nieskory do ulegania gwałtownym uczuciom. Elementy typowe dla powieści grozy współistnieją więc u Goszczyńskiego z elementami powieści obyczajowej, historycznej i fantastycznej. Książkę czyta się z zaciekawieniem, ale nie z zapartym tchem.
Po tę podzieloną na osiem rozdziałów powieść warto sięgnąć z kilku względów – dla języka, nastroju, niesztampowej sylwetki głównego bohatera, którego spowija aura tajemnicy, wreszcie dla alegoryczności i ogólnego przesłania. Dodatkowego smaku może dodać lekturze fakt, że król zamczyska był rzeczywistą postacią, a i opisany przez Goszczyńskiego zamek istnieje naprawdę. Ba, to tam rozegrały się wydarzenia, które Aleksander Fredro opisał później w „Zemście”!
Ta wydana przed niemal dwustu laty powieść wspaniale się zestarzała. Szczerze polecam.
Universitas
Kraków 2002
7,5/10
I znowu dowiaduję się od Ciebie o pięknej książce, o której istnieniu nie miałam pojęcia. :) Pan Michnicki wydaje mi się bardzo ciekawą postacią – zdolny, miłujący historię i Polskę, znający obce języki, piszący wiersze i uważany przez okoliczną ludność za wariata...
OdpowiedzUsuńPan Machnicki to zdecydowanie jest postać, z którą warto się zaznajomić. Cieszę się, że mogłam zasugerować coś ciekawego. Warto sięgnąć po "Króla zamczyska". W końcu polski romantyzm to nie tylko Mickiewicz, Słowacki i Krasiński, prawda? ;)
Usuń