„Wielebny” to utwór, który otwiera zbiór pt. „Nowele wieśniacze” z 1883 roku. Autorem jest Giovanni Verga, dziewiętnastowieczny pisarz, który położył duże zasługi dla literatury włoskiej i nie bez kozery zajmuje poczesne miejsce w panteonie twórców z Półwyspu Apenińskiego, ale który u nas jest praktycznie nieznany. Nie od rzeczy będzie więc napisać o nim dwa słowa.
Giovanni Verga był czołowym przedstawicielem włoskiego weryzmu. Pod tym pojęciem kryje się nurt w sztuce ostatnich dekad XIX wieku. Kierunek ukształtował się we Włoszech, a inspiracją do jego powstania w dużej mierze była twórczość Emila Zoli. Można by więc powiedzieć, że weryzm był włoską odpowiedzią na francuski naturalizm.
Weryści wiernie odtwarzali rzeczywistość. Żywo interesowały ich problemy społeczne, a w szczególności – życie wsi. Na wsi osadzona jest akcja najsłynniejszego opowiadania Vergi, zatytułowanego „Rycerskość wieśniacza”, na podstawie którego Pietro Mascagni stworzył operę o tym samym tytule. Wieś – a ściślej mówiąc, wieś sycylijska, ponieważ Giovanni Verga urodził się na Sycylii i to przede wszystkim o niej pisał – jest również bohaterką „Nowel wieśniaczych”.
Estetyka weryzmu odcisnęła na „Wielebnym” swoje piętno.
Bohaterem noweli, jak podpowiada tytuł, jest osoba duchowna. W tym przypadku określenie „duchowny” nie ma jednak nic wspólnego z pojęciem „uduchowiony”. Wręcz przeciwnie, wielebny jest materialistą, dla którego sprawy ducha liczą się tylko o tyle, o ile mogą w jakikolwiek sposób przysłużyć się ziemskiemu dobrobytowi. Verga nie owija w bawełnę i już w pierwszym zdaniu demaskuje prawdziwą naturę swojego bohatera: „Wielebny nie nosił już teraz ani długiej brody, ani zakonnego habitu, kazał golić się w każdą niedzielę i chodził na spacer w swojej pięknej sutannie z cienkiego sukna i zarzuconym na ramiona płaszczu z jedwabnymi wyłogami”.
Wielebny lubi przyodziewać się w wytworny strój i z fajką w zębach spacerować po swoich włościach, spoglądając to na winnice, to na bydło, to znów na pracujących wolarzy… Powodzi mu się świetnie, choć nie zawsze było tak różowo. Jego najbliżsi nie opływali w dostatki. Brat „zginał grzbiet nad motyką”, siostry w swoim ubóstwie „w żaden sposób nie mogły znaleźć męża”, a matka „przędła po ciemku, aby zaoszczędzić oliwy do lampy”. Widząc tę nędzę, nasz bohater postanowił poświęcić się kapłaństwu. Jego krewni przyklasnęli tym zamiarom; posiadanie księdza w rodzinie było wówczas powodem do dumy, toteż sprzedaż muła i kawałka gruntu pod uprawę, żeby posłać chłopca do szkoły, wydała im się dobrą inwestycją: „Gdy doczekają się księdza w rodzinie, będzie im lepiej niż gdyby mieli muła i zagrodę”. Aby utrzymać się w seminarium, kandydat na księdza rozpoczął nowicjat u kapucynów. Przez pewien czas pracował w kuchni, tudzież przy spełnianiu najniższych posług, szybko jednak porzucił uprzykrzony „przeklęty habit” i został księdzem. Odtąd wiodło mu się doskonale. Miał swoje posiadłości, bywał w domach miejscowych konstabli, stał się „zażyłym przyjacielem króla, sędziego i kapitana”… krótko mówiąc, „był szanowany jako jeden z tych, co w okolicy grali pierwsze skrzypce”.
Wobec chłopów był bezwzględny. „Wysysał z nich soki zachłanniej niż antychryst”. Bez skrupułów zagarniał ich dobra, świadom, że ma w ręku „oręż spowiedzi” i że nawet gdyby dopuścił się najcięższych grzechów, mógł „sam sobie dać rozgrzeszenie”. Kiedy jednak nastała rewolucja, jego los gwałtownie się odmienił…
Mimo że nowelka jest krótka, Giovanni Verga podnosi w niej kilka istotnych kwestii.
Przede wszystkim porusza problem księży i powołania. Czy raczej: braku powołania. Tytułowy wielebny decyduje się na kapłaństwo nie wskutek pobożności, ale z wyrachowania. Dobrze wie, że gdyby mnisi nie nauczyli go czytać, pisać i odprawiać mszy świętej, „nie udałoby mu się wkręcić do najznaczniejszych domów w okolicy ani umieścić w swoich zapiskach nazwisk tych wszystkich dzierżawców, którzy pracowali i modlili się o dobry urodzaj dla niego”. Obowiązki kapłańskie nużą go, toteż odprawia nabożeństwa najrzadziej, jak się da, a spowiedź jest dla niego niczym więcej jak tylko okazją do zdobycia użytecznych informacji. Jego brewiarz leży odłogiem, pokryty grubą warstwą kurzu. Wielebny nie ma ciągot do świętości; zbyt dobrze wie, że świętość nie popłaca.
Verga jest jednak zbyt uczciwy, żeby jednym przykładem nagannej postawy zniesławić cały stan. Są wśród duchowieństwa również chlubne wyjątki: „na przykład wikary, który odprawiał mszę nawet wtedy, kiedy mu za to nie płacono, i odwiedzał domy nędzarzy w podartej sutannie”, albo mnisi, którzy z dobrego serca przyjęli przyszłego wielebnego pod swój dach i udzielili mu pożytecznych nauk.
Kolejną kwestią, o której należałoby wspomnieć, jest kwestia społeczna, a dokładniej rzecz ujmując: niedola dziewiętnastowiecznych chłopów. Verga ze współczuciem przygląda się społeczności wiejskiej, która boryka się z nędzą, lecz musi godzić się „z tym stanem rzeczy, bo wiadomo, że gdy trafi się jakaś dobra kość, wielkie psy zawsze żrą się między sobą, a dla biednych nie zostaje już nic”. Wyzysk jednak wzmaga niezadowolenie, które z chwilą wybuchu rewolucji znajduje dla siebie ujście.
Tło historyczne – jak na tekst tak skromnych rozmiarów – jest dobrze nakreślone. Poza wzmiankami o rewolucji roku 1860, która dla tytułowego bohatera okazała się fatalna w skutkach, pojawia się na przykład wątek cholery. Epidemia tej choroby wybuchła na Sycylii kilka lat wcześniej.
Obraz wiejskiej społeczności, choć siłą rzeczy nierozbudowany, jest jednak barwny i przekonujący. Przede wszystkim zaś – posępny.
Verga posługuje się cudownie archaiczną włoszczyzną, której przekład, mam wrażenie, nie do końca oddał sprawiedliwość. Niemniej jednak, nowelę czyta się z przyjemnością. Szkoda tylko, że tę przyjemność zakłóca kilka włoskich wtrętów. „Wszyscy znali tę historię, a ponieważ wiedzieli, że dzięki sprytowi i intrygom (…) miał policję jak intendente na swoje usługi oraz że jego raporty szły wprost do Neapolu, nie przechodząc przez ręce luogotenente, nikt nie miał odwagi z nim zadzierać”. Włoskie nazwy stanowisk należałoby przetłumaczyć… albo przynajmniej objaśnić je w przypisie.
Wątpliwości budzi też zakończenie, nieco zbyt skrótowe w stosunku do rozbudowanej części wstępnej, zawierającej charakterystykę tytułowego bohatera. Jest to jednak niewielki mankament wobec znakomitego wrażenia, jakie wywiera całość.
Giovanni Verga to bardzo dobry pisarz, który niesłusznie popadł w zapomnienie. „Wielebny” jest zaledwie nowelką, literackim drobiazgiem, sądzę jednak, że mógłby się sprawdzić jako wprowadzenie do większych utworów włoskiego werysty, takich jak „Rodzina Malavogliów” czy „Mastro-don Gesualdo”.
Szczerze polecam!
Klasyka Virtualo
EmpikGo
7/10
Komentarze
Prześlij komentarz