Anne Brontë – „Agnes Grey”

 

Książka, z lewej kałamarz i piórem, z prawej świecznik

 

Kiedy w 2012 roku ukazało się pierwsze polskie tłumaczenie „Agnes Grey”, przepięknie wydane przez wydawnictwo MG, nie posiadałam się z radości. Jako żarliwa miłośniczka „Wichrowych wzgórz” (Emily) i „Dziwnych losów Jane Eyre” (Charlotte) cieszyłam się, że wreszcie będę mogła poznać również trzecią z sióstr Brontë, Anne. Książka wywarła na mnie jak najlepsze wrażenie, byłam więc bardzo zdumiona, kiedy postanowiwszy odświeżyć sobie tę lekturę, doznałam zawodu.  

Po kolei jednak.

Powieść, napisana przez Brontë w oparciu o własne doświadczenia życiowe i wydana pod pseudonimem Acton Bell, ukazała się w 1847 roku.  

Tytułowa bohaterka, pełniąca zarazem rolę narratora, snuje w niej pod osłoną anonimowości i upływu lat opowieść o swoim życiu, powodowana nadzieją, że jej historia okaże się dla czytelnika pożyteczną – albo przynajmniej przyjemną – lekturą.

I tak dowiadujemy się, że Agnes Grey była młodszą z dwóch córek Richarda Greya, pastora z północnej Anglii. Jej matka wywodziła się z majętnej rodziny ziemiańskiej, jednak krewni wyparli się jej z powodu niefortunnego – w ich mniemaniu – zamążpójścia. Greyowie nie opływali w dostatki, a wskutek nietrafionej inwestycji pastora ich sytuacja finansowa jeszcze się pogorszyła.

Chcąc pomóc najbliższym, a przy okazji uzyskać upragnioną niezależność, Agnes postanowiła zatrudnić się jako guwernantka. Przepełniały ją świetlane nadzieje na przyszłość, które jednak życie miało szybko zweryfikować. Dziewczyna trafiła do rodziny Bloomfieldów, gdzie powierzono jej opiece gromadkę rozbrykanych, hałaśliwych malców, wykazujących na domiar złego skłonności do okrucieństwa. Agnes nie potrafiła ich okiełznać i dość szybko została odprawiona. Nie zrezygnowała jednak ze swoich marzeń. Po jakimś czasie znalazła kolejną posadę, tym razem u rodziny Murrayów z Horton Lodge. Tam zagrzała miejsca na dłużej. Zaskarbiła sobie sympatię starszej podopiecznej, pięknej, ale płytkiej i próżnej panny Rozalii, poznała okolicznych mieszkańców i zawarła znajomość z wikarym, miłosiernym i na wskroś prawym panem Westonem.

Powieść jest znakomicie odmalowanym obrazem dziewiętnastowiecznej Anglii. Anne Brontë  przedstawiła w niej opływających w dostatki przedstawicieli klas wyższych, mieszkających w wygodnych rezydencjach i często pędzących życie pośród nudy i zgnuśnienia, położenie duchownych, a także ciężką dolę ubogich wyrobników, cierpiących niewygody w nędznych, nieogrzanych chatach. Każda z tych grup, obserwowanych bystrym okiem tytułowej bohaterki, doczekała się barwnego portretu.

„Agnes Grey” to również książka o kondycji kobiet w epoce, w której bogate panny miały tylko jedno zmartwienie: jak odpowiednio wyjść za mąż, a te uboższe mogły się realizować wyłącznie jako guwernantki. Bo choć pracodawcy często odnosili się do nich z wyższością, jak do istot niższego gatunku, to tylko dzięki tej profesji miały szansę uzyskać niezależność, nie wystawiając przy tym na szwank swojej reputacji.

Co – pomimo tych niewątpliwych zalet – sprawiło, że ponowne zetknięcie z powieścią okazało się dość rozczarowujące?

Przede wszystkim postać samej bohaterki. Agnes Grey jest ucieleśnieniem wszelkich cnót. Dobra, miłosierna, skromna i sprawiedliwa, nigdy nie traci zimnej krwi, zawsze wie, co powiedzieć, i bezustannie ma w zanadrzu jakąś umoralniającą uwagę. Jej szlachetna natura uwypukla się jeszcze bardziej w zestawieniu z pustotą, zadufaniem i próżnością młodej podopiecznej Agnes, Rozalii. Agnes jest pokorna, Rozalia rozdokazywana, Agnes troszczy się o innych, Rozalia jest samolubna, Agnes dla każdego ma dobre słowo, Rozalia gardzi niżej urodzonymi. 

Wszystkie te zalety, połączone z niemal całkowitym brakiem wad, sprawiają, że tytułowa bohaterka jest postacią dość papierową i pozbawioną ikry. Daleko jej do Katarzyny Earnshaw, a nawet do Jane Eyre.

Wybranek Agnes, pan Weston, również jest uosobieniem wielkoduszności, skromności i miłosierdzia. Dżentelmen ów wyznaje ponadto trącące myszką poglądy, spośród których chyba najbardziej uderza opinia, jakoby ustawiczne dokształcanie się było marnotrawieniem czasu, przynoszącym szkodę zarówno umysłowi (!), jak i ciału.

Przestarzałe są także opisane przez Brontë metody wychowawcze. Agnes ubolewała nad tym, że z obawy przed reakcją pracodawców nie może okładać ich małej córeczki rózgą, i wobec tej niemożności musiała poprzestać na mocnym potrząsaniu niesfornej dziewczynki za ramiona i ciągnięciu jej za włosy.

„Agnes Grey” jest cennym świadectwem czasów, które przeminęły. Książkę czyta się dobrze i choć wyraźne zapędy moralizatorskie mogą razić, to stanowczo warto po nią sięgnąć jako po obraz barwnej i pełnej sprzeczności epoki, nakreślony bogatym, niezaprzeczalnie pięknym językiem.

 

 

Wydawnictwo MG

Tłumaczyła Magdalena Hume

6/10

 

 

 

Komentarze

  1. Dziękuję za kolejną bardzo dobrą recenzję. "Agnes Grey" również czytałam wiele lat temu. Przypominam sobie, że wstawki moralizorskie faktycznie się w niej pojawiały, ale już nie pamiętałam, że miały taki mocny wydźwięk.

    OdpowiedzUsuń
  2. Za starym regałem (Ania)14 października 2023 21:59

    Ja też tego nie pamiętałam. Stąd zaskoczenie przy drugiej lekturze...
    Bardzo dziękuję za budujący komentarz. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Anne Bronte czytałam jedynie "Lokatorkę Wildfell hall". Podobała mi się. Teraz czas na "Agnes Grey".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Za starym regałem (Ania)14 października 2023 23:23

      O, "Lokatorkę" bardzo lubię, choć minęło sporo czasu, odkąd ją czytałam.

      Usuń
    2. Twórczość której z sióstr Brontë przypadła Ci najbardziej do gustu?

      Usuń
    3. Za starym regałem (Ania)18 października 2023 11:17

      Najbardziej pokochałam "Wichrowe wzgórza" (a więc Emily), ale to było tak dawno temu, że chyba powinnam wrócić do lektury, zanim odpowiem. ;)

      Usuń
  4. ,,Agnes Grey" czytałam dość dawno temu, ale pamiętam, że główną bohaterkę odebrałam jako mało autentyczną poprzez swoją prawie idealną naturę. Takich ludzi nie ma w realnym życiu, zgadzam się więc z Pani określeniem, że jest to postać ,,dość papierowa i pozbawiona ikry".Dziękuję za szczegółowe i bardzo ciekawe przypomnienie mi tej lektury. Co do postaci z książek Bronte, to moją ulubioną pozostaje niezmiennie Jane Eyre, nie da się o niej zapomnieć.A co do sióstr Bronte i ich pisarstwa to...no właśnie, czy wszystkie trzy siostry pisały?, czy też była to tylko Charlotte?, rękopisy wskazywały, iż pisała tylko jedna osoba. Nie zapominajmy, że był też brat- poeta, z którym Charlotte miała szczególnie bliską więź. Przypomniało mi się to, co przeczytałam u Ostrowskiego w książce pt. ,,Charlotte Bronte i jej siostry śpiące ", serdecznie polecam, bo to naprawdę pasjonująca i ciekawa lektura o życiu i tajemnicach rodzeństwa Bronte.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Skorzystam z Pani podpowiedzi, bardzo dziękuję!
      Ja także spotkałam się z opinią, że książki wszystkich trzech sióstr w rzeczywistości wyszły spod pióra Charlotte. Zastanawiam się tylko, czy jedna osoba naprawdę może stworzyć i tak pełnokrwistą postać jak Jane Eyre, i tak "papierową" bohaterkę jak Agnes Grey...

      Usuń
    2. Myślę, że jak najbardziej tak:).Wybitny autor z pewnością jest w stanie to udźwignąć.

      Usuń

Prześlij komentarz