Selma Lagerlöf – „Tętniące serce”

 

Książka na tle traw i kwiatów


Gdyby ktoś zażądał opisania „Tętniącego serca” Selmy Lagerlöf w kilku słowach – a zadanie to karkołomne – należałoby chyba odpowiedzieć, że jest to przepiękna opowieść o tym, że z tęsknoty można oszaleć. Dosłownie.

Książka pierwszej kobiety uhonorowanej literacką Nagrodą Nobla ukazała się w 1914 roku, a więc w czasie, gdy Europę ogarniała już Wielka Wojna, rzecz dzieje się jednak wcześniej, na dziewiętnastowiecznej wsi szwedzkiej, w rodzinnych stronach autorki.

Tam Jan Anderson ze Skrołyki siedzi pewnego deszczowego dnia w drewutni i czeka, aż jego żona, Katarzyna, wyda na świat ich pierworodne dziecko. Wizja ojcostwa bynajmniej nie wprawia go w zachwyt – Jan jest ubogim wyrobnikiem, ciężko pracującym u Eryka z Falli, i perspektywa posiadania w domu wrzeszczącego malucha wcale mu się nie podoba. Kiedy więc gospodyni zaprasza go wreszcie do izby, aby obejrzał noworodka, jest jak najgorzej usposobiony. Wszystko zmienia się w chwili, gdy akuszerka wciska mu w ramiona zawiniątko. Jan czuje, że serce zaczyna mu gwałtownie tętnić, i jego życie nieoczekiwanie wypełnia miłość.

Od tej pory Klara Fina Gulleborga – bo takie imię dumny ojciec nadał na cześć słońca swojej córce – staje się sensem życia Jana. Czytelnik poznaje pokrótce jej losy – chrzest, szczepienie, chorobę, pierwsze perypetie w szkole, wizytę u krewnych, przyjaźń ze starym sieciarzem, figle…

Klara jest bystrym dzieckiem, bardzo przywiązanym do ojca, i rodzina pomimo ubóstwa wiedzie szczęśliwe życie. Potem jednak stary gospodarz, Eryk z Falli, umiera, a nad Janem i Katarzyną pojawia się widmo utraty domu. Chcąc pomóc rodzicom – a przy okazji zakosztować nieco wielkiego świata – Klara postanawia udać się za pracą do Sztokholmu. Jan nie może odnaleźć się w nowej sytuacji. Codziennie chodzi do przystani i nadaremnie wypatruje wieści od córki, a w końcu – dla oszukania dojmującej tęsknoty – zaczyna uciekać w bajanie i roić o niesłychanych sukcesach Klary…

Szaleństwo nie spada na niego nagle. Jan od początku jest przedstawiany jako poczciwy, ale nieco oderwany od rzeczywistości człowiek, zupełne przeciwieństwo pragmatycznej i trzeźwo myślącej Katarzyny, a jego siostra, szalona Ingeborga, włóczy się po okolicy z koszem pełnym ozdób choinkowych, które uważa za opadłe gwiazdy.

Powolne popadanie Jana w obłęd, towarzyszące mu wizje i epizody jasnowidzenia przydają zarówno samemu bohaterowi, jak i całej powieści baśniowej aury. Baśniowość jest zresztą naczelną cechą tej wpisującej się w nurt realizmu magicznego książki. Gdy Askaladerńczycy idą w bożonarodzeniowym pochodzie przez las, spomiędzy jodeł przyglądają im się złe olbrzymy, u wezgłowia chorej na szkarlatynę Klary aniołek toczy pojedynek z diabełkiem, a gdy pewnego mroźnego dnia Katarzyna i Jan natykają się na śpiącego na mrozie człowieka, wydaje im się, że oto spotkali trolla.

Lagerlöf z prawdziwie epickim zacięciem odmalowuje obraz szwedzkiej wsi drugiej połowy XIX wieku, z jej mitologią, wierzeniami i tradycjami. Czytelnik dowiaduje się, jak dawniej przebiegały nabożeństwa i pogrzeby, jak obchodzono święta, jak wyglądało szczepienie… Poznaje też zdumiewające ciekawostki – na przykład tę, że obecność rodziców podczas chrztu dziecka uchodziła wówczas za wielki nietakt. A wszystko to jest opisane cudownie archaicznym językiem, który czyni całość jeszcze bardziej niezwykłą.

Książka, przepięknie wydana przez Wydawnictwo MG, podzielona jest na krótkie rozdziały, z których każdy zawiera odrębną historię. Nie powoduje to jednak poczucia niespójności, gdyż nadzwyczajna więź ojca z córką i pogłębiające się szaleństwo Jana stanowią coś na kształt klamry.

„Tętniące serce” to baśniowa opowieść o tym, jak bezwarunkowa i potężna może być miłość rodzicielska. I choć ta baśń nie ma szczęśliwego zakończenia, to przesłanie, jakie niesie, tchnie optymizmem. Selma Lagerlöf pokazuje, że nawet pośród największego ubóstwa (bo bieda i głód uporczywie zaglądają do okien nędznych chatynek szwedzkich wyrobników) może narodzić się niebywałe bogactwo serca, a rozgrzeszając niejako „córkę marnotrawną”, dowodzi, że szczera miłość jest silniejsza niż śmierć.  

Czytając historię Jana, bez przerwy czułam, jak targają mną emocje – smutek, podziw, wzruszenie, momentami radość, momentami gniew. Obok takich książek po prostu nie można przejść obojętnie.

Gorąco polecam!  

 

 

 

Wydawnictwo MG

Tłumaczył Franciszek Mirandola

9,5/10

   

  

 

Komentarze

  1. Do tej pory Selma Lagerlof kojarzyła mi się wyłącznie z "Cudowną podróżą". Dziękuję za recenzję i poszerzenie moich literackich horyzontów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Za starym regałem (Ania)18 października 2023 11:18

      Bardzo dziękuję za komentarz! Ogromnie mi miło.

      Usuń
  2. Pani Aniu, niezwykle trafnie Pani określiła we wstępie recenzji, że ,,jest to przepiękna opowieść o tym, że z tęsknoty można oszaleć", moim zdaniem zwłaszcza wtedy, kiedy w sercu mieszka bezwarunkowa miłość do swojego dziecka. Ta jedna z najgłębszych więzi międzyludzkich swą siłą może pokonać wiele, ale także doprowadzić do tragedii ludzkiej. Mnie również ponosiły skrajne emocje podczas czytania tej przepięknej baśniowej opowieści, której recenzję tak kunsztownie i analitycznie Pani nakreśliła.A przede mną leży właśnie kolejna, pięknie wydana i pachnącą nowością książka naszej ulubionej Selmy:), pt.,,Skarb pana Arnego".To piękny i niespodziewany prezent, a cieszy mnie bardzo, ponieważ książki Lagerlof niosą w sobie tyle piękna, wzruszeń i magii dawnego świata.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja także przymierzam się do tej książki. Życzę przyjemnej lektury! Mam nadzieję, że kiedyś poznam Pani zdanie na jej temat. Może nawet będziemy mogły wymienić się opiniami. :)

      Usuń
    2. Oczywiście Pani Aniu:), będziemy się dzielić wrażeniami i wymieniać poglądy.

      Usuń

Prześlij komentarz