Eliza Orzeszkowa – „Cham”

Książka na tle gobelina

 

Rok, w którym w ramach Narodowego Czytania przypominaliśmy sobie „Nad Niemnem” Elizy Orzeszkowej, już niemal dobiegł końca. Najwyższa więc pora podzielić się wrażeniami na temat książki, ku której ta akcja skierowała moje myśli, a której wcześniej jakoś nie miałam okazji poznać.

Nie jest to, wbrew pozorom, „Nad Niemnem”, lecz „Cham”, psychologiczno-obyczajowa powieść, opublikowana po raz pierwszy w 1888 roku.

Rzecz i tym razem dzieje się… nad Niemnem, w dziewiętnastowiecznej nadniemeńskiej wiosce. Mieszka w niej Paweł, tytułowy cham, człowiek nie pierwszej już młodości, którego zawodem i wielką pasją jest rybołówstwo. Ożeniwszy się za młodu, Paweł szybko został wdowcem i od tamtej pory ani myśli o ponownym stawaniu na ślubnym kobiercu. „Rzeka jest mi żoną”, odpowiada tym, którzy próbują go powtórnie wyswatać. Wszystko zmienia się w dniu, kiedy pływając po Niemnie swoją łodzią, spotyka ciemnowłosą kobietę. Franka pochodzi z miasta, chlubi się tym, iż jest „z dobrej familii”,  chwilowo jednak pracuje jako pokojowa u bogatych państwa, którzy zjeżdżają na lato na wieś. Tak bardzo skarży się na swój ciężki los, że Paweł zgadza się zabrać ją na przejażdżkę łodzią. Wkrótce potem para się zaręcza, bierze ślub i rozpoczyna wspólne życie. Franka cieszy się, że wreszcie porzuci ciążącą jej służbę, a Paweł, świadomy dawnych występków żony, ma nadzieję, że zdoła sprowadzić ją ze złej drogi i skierować ku dobremu. Niestety, los ma dla niego w zanadrzu niejedną przykrą niespodziankę…

Tym, co mnie uderzyło, jest przede wszystkim konsekwencja, z jaką Orzeszkowa kreśli portrety swoich bohaterów. Paweł od początku przedstawiany jest jako dobry, bogobojny, na wskroś poczciwy człowiek, świadomy własnych ułomności i starający się wcielać w życie ideały ewangeliczne. Kiedy Franka pyta go, kim też jest, zaraz na wstępie objawia swoje przekonania słowami:

„Człowiek a robak – mała różnica! Robaka ryba je, a człowieka ziemia. Czy pan, czy chłop, czy król, czy parobek, każdego ziemia zjeść musi, jak ryba robaka. Ot, co!”[1].   

Ta pokora, prostota i głęboko zakorzeniona skromność pozostaną z nim do końca, niewzruszone wobec rozlicznych ciężkich prób, na jakie wystawi go życie.

Franka, wprost przeciwnie, od pierwszych stron jawi się jako osoba rozkapryszona, niestabilna emocjonalnie, niepraktyczna, niedojrzała, a przy tym niezachwianie – i wręcz chorobliwie – przekonana o własnej wyższości nad otoczeniem. Gdy nad rzeką Paweł wyjawia jej, skąd pochodzi, nazywa go włościaninem, ale szybko zarzuca te uprzejme formy na rzecz dalece mniej grzecznego słowa „cham” (jakkolwiek tego wyrazu nie należy rozumieć w dzisiejszym znaczeniu, jest to po prostu określenie chłopa).

Cała powieść jest niejako ścieraniem się tych dwóch charakterów: wybuchowej żony, mającej bardzo mgliste pojęcie o moralności, i spokojnego, cierpliwego ponad wszelkie wyobrażenie męża. Przy czym sylwetka Pawła kreślona jest w taki sposób, że musi wzbudzać sympatię, podczas gdy postać Franki, wprost przeciwnie, od początku budzi niechęć. Orzeszkowa jasno wskazuje, kogo należy cenić, a na kogo się zżymać, choć trzeba przyznać, że w mrocznym i zdecydowanie krytycznym portrecie Pawłowej połowicy są też jaśniejsze odcienie: Franka nie boi się szczerości, nie jest chciwa (nie interesuje jej skarb Pawła, o którym wie cała wioska), chętnie dzieli się drobiazgami, jakie posiada, i potrafi zdobyć się na serdeczność i szczodrobliwość wobec miejscowej żebraczki.

Niesamowite jest to, że w czasach, gdy o zaburzeniach psychicznych wiedziano znacznie mniej niż dzisiaj, Orzeszkowa tak wprawnie i przenikliwie opisywała pogłębianie się dolegliwości Franki, jej odrywanie się od rzeczywistego świata i stopniowe popadanie w obłęd. Bo „Chama” można także odczytywać jako historię beznadziejnego zmagania się z chorobą. Choroba ta rujnuje życie dwóch osób, z których jedna (Paweł) nie jest w stanie zrozumieć problemu, a druga (Franka) nie potrafi z nim walczyć.

Areną tych bolesnych potyczek jest wieś nadniemeńska, odmalowana w uderzająco piękny sposób. Opisy przyrody są wspaniałe i nienużące, a portret wiejskiej społeczności, z jej obyczajami i przesądami, urzeka żywością i umiłowaniem szczegółu. Rozplotkowana i wścibska, ale z gruntu poczciwa Awdocia, przebiegła żebraczka Marcela, żyjąca z cudzej łaski, krzepka i życzliwa, choć niebezinteresowna Ulana… wszystkie te postacie – podobnie jak wpleciona w dialogi gwara białoruska, o której warto nadmienić, bo jest w moim mniemaniu ogromnym atutem tej książki – przydają obrazowi wsi zarazem prawdziwości i wielkiego uroku.

Powieść czyta się szybko, z ochotą i naprawdę przyjemnie. Ocena byłaby wyższa, gdyby nie nadmierna chwilami tendencyjność w kreśleniu wizerunku głównych bohaterów. Portret Franki (pomimo „okoliczności łagodzącej”, za jaką należałoby poczytywać chorobę) nieco zgrzyta ze sławą Orzeszkowej jako polskiej George Sand, a Paweł posuwa się w swojej wyrozumiałości, cierpliwości i dobroduszności tak daleko, że chwilami trudno uznać to za wiarygodne. Skłonny wybaczyć największe bodaj obelgi i wykroczenia, włącznie z nastawaniem na jego życie, zachowuje się trochę jak przeniesiony do XIX wieku Hiob. W dzisiejszych czasach takie zachowanie byłoby raczej nie do pomyślenia i mam wrażenie, że pod tym względem powieść nie zestarzała się dobrze. 

W sumie jest to jednak piękna i wciągająca książka, którą serdecznie polecam.

 

 

 

Spółdzielnia Wydawnicza „Czytelnik”

Warszawa 1979

7/10

      

 

Eliza Orzeszkowa  „Dobra pani”



[1] Eliza Orzeszkowa, Cham. Spółdzielnia Wydawnicza „Czytelnik”, Warszawa 1979, s. 11.

Komentarze

  1. Brałam udział w obchodach Narodowego Czytania. Miło po latach wrócić do twórczości Orzeszkowskiej. Dziękuję za recenzję i życzę wszelkiej pomyślności w nowym roku. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, to prawda. Zawsze miło wrócić do klasyki. :)
      Dziękuję za życzenia. Odwzajemniam z radością!

      Usuń
    2. Bardzo dziękuję. :)

      Usuń
  2. Dzień dobry w pierwszym dniu Nowego Roku Pani Aniu! Bardzo dziękuję za przypomnienie mi o tej pięknej powieści Elizy Orzeszkowej. Czytałam ją bardzo dawno temu, lecz pamiętam, że wówczas książka zrobiła na mnie duże, pozytywne wrażenie i zapamiętałam ją jako wzruszającą historię o miłości. Chętnie sięgnę ponownie po tę lekturę, zachęciła mnie Pani i jak zawsze kunsztownie, pięknymi zdaniami ją zrecenzowała. Kłaniam się i przesyłam noworoczne pozdrowienia:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzień dobry, Pani Małgorzato. Życzę Pani wszystkiego dobrego w roku, który właśnie nadszedł. Wielu powodów do uśmiechu i mnóstwa pięknych książek. :)
      Tak, na mnie też powieść zrobiła duże wrażenie, głównie z powodu czarownego języka, jakim operowała Autorka. Wspaniałe pióro!

      Usuń
    2. Dziękuję za piękne życzenia Pani Aniu i wzajemnie, życzę Pani spokojnego i szczęśliwego Nowego Roku.

      Usuń
  3. Dzień dobry, Pani Małgorzato. Wszystkiego dobrego w nowym roku. Wspominała Pani kiedyś, że zamierza przeczytać "Martę". Czy zrealizowała Pani ten zamiar i czy poleca książkę, bo też zastanawiam się nad lekturą. Bardzo dziękuję za odpowiedź.

    OdpowiedzUsuń
  4. Dzień dobry Pani Olimpio! Oczywiście pamiętam o ,, Marcie":), nawet już do niej zaglądałam, ponieważ mam ją w swoich zbiorach:). Zawsze jednak było coś pilniejszego z wypożyczonych pozycji więc czeka ona w kolejce do czytania:). Czuję, że jest to wartościowa powieść i mam nadzieję, że w styczniu ją przeczytam. Serdecznie pozdrawiam i życzę szczęśliwego Nowego Roku.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz