„Z jednej strony widnokręgu wznosiły się niewielkie wzgórza z ciemniejącymi na nich borkami i gajami, z drugiej wysoki brzeg Niemna, piaszczystą ścianą wyrastający z zieloności ziemi, a koroną ciemnego boru oderżnięty od błękitnego nieba ogromnym półkolem obejmował równinę rozległą i gładką, z której gdzieniegdzie tylko wyrastały dzikie, pękate grusze, stare, krzywe wierzby i samotne, słupiaste topole. (…) Na świetnym tym tle w zmieszanych z dala zarysach rozpoznać można było dwór obszerny i w niewielkiej od niego odległości na jednej z nim linii rozciągnięty szereg kilkudziesięciu dworków małych”[1].
Druga połowa XIX wieku, Grodzieńszczyzna.
Nad czarownym brzegiem Niemna, pośród jego uroczych zakoli, mieści się Korczyn. W majątku, po którym mimo usilnych starań jego mieszkańców widać już niełaskawy upływ czasu, żyje Benedykt Korczyński z rodziną. Jego dzieci, syn i córka, na co dzień pobierają nauki w mieście, ale w chwili zawiązania się akcji utworu wracają na lato do domu. W Korczynie, na łaskawym chlebie Benedykta, pozostają również Justyna Orzelska i jej ojciec. Justyna dręczy się tym, że jest na utrzymaniu wielkodusznych krewnych; stary Orzelski, wręcz przeciwnie, korzysta z ich uprzejmości, nie wiedząc, czym są skrupuły.
W okolicy mieszczą się także Osowce, własność pani Andrzejowej Korczyńskiej, i Olszynka, majątek Kirłów. Lecz to zaścianek – Bohatyrowicze – jest dla Benedykta źródłem wielu utrapień. Pomiędzy Korczynem a Bohatyrowiczami od dawna toczy się proces, bo choć mieszkańcy zaścianka są poczciwymi ludźmi, hojnymi i skorymi do pomocy, to w kwestii ziemi wykazują się nadzwyczajnym uporem, gotowi zazdrośnie strzec każdej skiby, każdego skrawka łąki.
W takiej oto scenerii toczy się akcja słynnej powieści z 1888 roku, „Nad Niemnem”. Eliza Orzeszkowa przedstawia w niej szeroką panoramę polskiego społeczeństwa drugiej połowy XIX stulecia, potrącając przy okazji o inne ważne struny – takie jak wątek patriotyczny, orbitujący wokół powstania styczniowego, czy też kwestia sytuacji kobiet.
Kiedy po wielu latach ponownie sięgnęłam po „Nad Niemnem” – tym razem z własnej potrzeby, a nie jako po lekturę – uderzyły mnie przede wszystkim trzy aspekty tego monumentalnego dzieła.
Po pierwsze, niesłychana miłość Orzeszkowej do opiewanych ziem. Dochodzi ona do głosu w słynnych opisach przyrody, rozbudowanych, a przy tym niebywale sugestywnych i lirycznych. Czytając o nadniemeńskich lasach, polach, zagajnikach i wzgórzach, niemal widzi się feerię barw, słyszy szum wiatru, czuje zapach świeżej ziemi i polnych kwiatów.
Po drugie, niebywałe piękno języka, którym autorka opisuje zarówno rzeczywisty świat, jak i sferę uczuć. Orzeszkowa posługuje się słowami jak rzeźbiarz drogocennym marmurem, aby wzruszać, śmieszyć, oburzać, zmuszać do zadumy, słowem: budzić cały wachlarz emocji.
Po trzecie, zdumiewające bogactwo występujących w powieści typów kobiecych. Oto mamy ubogą krewną Benedykta, Martę, energiczną i gderliwą starszą panią, z którą życie nie obeszło się łaskawie. Przed laty, jeszcze jako młoda dziewczyna, Marta kochała z wzajemnością Anzelma Bohatyrowicza. Nie zgodziła się zostać jego żoną, ponieważ bała się ciężkiej pracy, i chociaż potem, gdy „Korczyn z wielkiego zrobił się małym królestwem”, obowiązki tak czy owak spadły na jej barki, mogła stwierdzić z dumą: „za wszystko nagrodę sobie znajduję w tym, że nie żęłam, nie pełłam i nie schłopiłam się…” (s. 221). Niezwykła postać.
Jeszcze bardziej niezwykła jest bratowa Benedykta Korczyńskiego, której mąż, Andrzej, społecznik i patriota, ginie w powstaniu styczniowym. Wdowa, choć ma realne szanse na powtórne zamążpójście, wytrwale dochowuje mu wierności, a przywiązanie do męża jest najbardziej wyrazistym z jej rysów – dość powiedzieć, że w powieści nigdy nie pada jej imię: bohaterka do końca pozostaje panią Andrzejową Korczyńską. I oto ta kochająca żona, czule pielęgnująca pamięć męża, wychowuje syna na kapryśnego kosmopolitę, który odrzuca ideały ojca jako czcze, przestarzałe i nieżyciowe. Dramat tej niejednoznacznej postaci skłania do myślenia i wzrusza, zwłaszcza że Orzeszkowa wyposaża ją w niemal mistyczne akcenty.
Niedoszła synowa pani Andrzejowej, Justyna Orzelska, jest kobietą dumną i nieszczęśliwą. Jej ojciec dopuścił się w przeszłości wiarołomstwa, ona sama zaś ulokowała uczucia w nieodpowiedzialnym człowieku, który wzgardził jej względami i poślubił inną, bogatszą pannę. Justyna nie czuje się komfortowo, będąc na garnuszku u krewnych, i robi, co w jej mocy, żeby jak najmniej korzystać z ich łaskawości. Nie jest to może tak złożona bohaterka jak Marta czy pani Andrzejowa, ale ciekawie jest śledzić jej duchowe zmagania, poszukiwanie sensu życia, próby wypełnienia czymś wewnętrznej pustki, a wreszcie – przedzierzganie się niespokojnej i udręczonej dziewczyny w spełnioną, pewną siebie i własnych celów kobietę.
To przy okazji rozterek Justyny i jej przemiany padają w powieści przepiękne słowa na temat losu człowieka:
„Przychodziż czasem chwila, w której z dna duszy ludzkiej podnosi się to, co natura na nim posiała i co czekało tylko promienia, powiewu, aby uróść w kwiat, kłos albo strzałę. Promień ten, powiew, może nie przybyć, i wówczas człowiek kładzie się do mogiły, samym sobą nie stawszy się nigdy” (s. 305).
Jest wreszcie żona Benedykta, pani Emilia Korczyńska. Emilia jest skoncentrowana na sobie, zaniedbuje dom i rodzinę, nie ima się żadnych pożytecznych zajęć i zamiast skupić się na sprawach, które pragmatycznemu Benedyktowi spędzają sen z powiek, myśli tylko o strojach, pięknych bibelotach, zagranicznych wojażach i salonowych romansach. Ot, taka żona modna, jakby żywcem wyjęta z Krasickiego.
„Ja pragnę wrażeń”, mówi pani Emilia. „Natura moja nie może być stojącą wodą, ale potrzebuje błyskawic, które by nią wstrząsały… Ja pragnę nade wszystko podziału uczuć… a czy jest przy mnie choć jedno serce, które by uderzało razem z moim sercem?” (s. 41).
Orzeszkowa, pozytywistka z krwi i kości, nie szczędzi tej bohaterce krytyki. I kto wie, być może mimochodem tworzy głęboko tragiczną postać kobiety, która wyszedłszy za mąż z miłości, zderza się z prozą życia, a doświadczywszy klęski własnych nadziei, zaczyna uciekać w urojone choroby. (Ciekawym akcentem jest i to, że ta, zdawałoby się, oderwana od rzeczywistości romantyczka potrafi skutecznie zawalczyć o finansową niezależność.)
„Nad Niemnem” to powieść, która urzeka językiem, pietyzmem w rysunku świata przedstawionego i barwnością opisów. Orzeszkowa wprawną ręką kreśli portrety postaci i złożone relacje pomiędzy nimi, rozwijając przy okazji takie zagadnienia jak miłość do ziemi, macierzyństwo, uprzedzenia klasowe, konflikt pokoleń. Jest tam i romans, i patriotyzm, i tradycja, są sugestywnie odmalowane uroczystości i obrzędy (wesele!), radości i smutki ludzkiego żywota, a wszystko to na tle wspaniałych krajobrazów nadniemeńskich, które wyzierają spomiędzy stron.
Warto powracać do tej książki i odczytywać ją inaczej niż w świetle „lekturowych standardów”, bo może się okazać, że spoza pozytywistycznej otoczki wychynie po prostu świetna powieść obyczajowa, zaludniona przez wyrazistych bohaterów i nosząca wiele znamion ponadczasowości.
Elipsa
Warszawa 1992
8/10
Bardzo lubię i cenię słowo Elizy Orzeszkowej, jej świetny zmysł obserwacji i umiejętność tworzenia pelnokrwistych bohaterów ukazanych na tle społeczno- historycznych wydarzeń dziejowych. Zastanawiałam się często jak to się udawało pisarce? Po przestudiowaniu jej biografii mam pewien zasób wiedzy i odpowiedź na moje retoryczne pytanie:). Otóż bohaterowie książek pani Elizy mieli swoje pierwowzory, wiele opisanych historii wydarzyło się naprawdę, tak jak np. w przypadku ,, Chama". W ,, Nad Niemnem" podobnie było z Bohatyrowiczami, a Andrzej Korczyński z lektury to odwołanie się autorki do postaci Jana Kamieńskiego, Sybiraka i właściciela Miniewicz sąsiadujących z zaściankiem Bohatyrowiczow. Jest wiele takich odniesień do realiów i za każdym razem znajdzie się coś wyjątkowego w tej szkolnej lekturze. Zgadzam się z Tobą Aniu, że warto ponownie powracać do tej pięknej powieści, by ją po swojemu odczytywać na nowo. Ty zrobiłaś to doskonale w swojej recenzji, gratuluję. Łączę pozdrowienia:)
OdpowiedzUsuńDziękuję Ci, Małgosiu, za wszystkie informacje. Ja też bardzo lubię Orzeszkową i cenię jej umiejętność tworzenia, jak piszesz, pełnokrwistych bohaterów. W "Nad Niemnem" uwidacznia się ona jeszcze bardziej niż w "Chamie", gdzie postacie wydały mi się nakreślone w bardziej jednostronny sposób. Choć i tę powieść ogromnie lubię, przede wszystkim za niesłychane piękno języka. Zawsze też zdumiewa mnie warsztatowa biegłość Orzeszkowej, która równie udanie tworzyła monumentalne powieści i krótkie nowelki. :)
UsuńKusi mnie powrót do "Marty", choć trochę się go odkładam ze względu na pesymistyczny wydźwięk tej książki...
Dziękuję za przemiły komentarz, Małgosiu, i z radością odwzajemniam pozdrowienia. Miłego wieczoru! :)