Zofia Nałkowska – „Dom nad łąkami”


Książka na tle drewnianej chaty


Muszę to teraz powiedzieć: domu drogi, gdzie nie ma już mnie, gdzie najbliżsi, w cudne letnie wieczory pod lampą wiszącą w tym za małym jadalnym pokoju, który tak wesoło wygląda z dołu przez gałęzie, gdy się wieczorem idzie drogą nad łąką – myślą może teraz o mnie i pamiętają – o, domu mój drogi, najlepsza, najbliższa łez tęsknota moja jest zawsze przy tobie!

I jeżeli stanie się, że umrę gdzie indziej, to jednako tym właśnie pomyślę w ostatniej godzinie, pomyślę tymi samymi słowami, które powiedziałam już raz: dom swój i przystań ostatnia”[1].

 

Latem 1895 roku ojciec Zofii Nałkowskiej, Wacław, wybitny geograf i pedagog, wybudował dom w Wołominie nieopodal Warszawy.

W domu tym, znanym także jako Górki bądź Dom nad łąkami, Zofia i jej siostra Hanna, która w przyszłości miała studiować na Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie i pod okiem Xawerego Dunikowskiego zgłębiać tajniki rzeźby, spędziły dzieciństwo. Zofia opisała później te szczęśliwe, prawdziwie sielskie lata w niezbyt obszernej, ale jakże przejmującej książce, zatytułowanej „Dom nad łąkami”.

Powieść – a właściwie: opowieść – jest czymś w rodzaju podróży sentymentalnej do czasów młodości. Zaczyna się w chwili, gdy Zofia jako mała dziewczynka osiada wraz z rodziną w nowym miejscu i zawiera znajomość z sąsiadami, a kończy, gdy jako dorosła kobieta mieszka już gdzie indziej i tylko wraca do Górek na lato, żeby nacieszyć się panującym tam spokojem i sprawdzić, co w międzyczasie przydarzyło się starym znajomym. 

Prowadzona w pierwszej osobie narracja podszyta jest nostalgią. Nałkowska z rozrzewnieniem wspomina to, co przeminęło, beztroskie lata dzieciństwa, kiedy z krzaku leszczyny wycinała gałęzie na łuki, zrywała z wierzb okrągłe, puchate, złote bazie, pachnące ładniej niż bez, i była rozkochana w kwiatach, a zwłaszcza – w złotych kaczeńcach.       

„Kaczeńce najpiękniejsze były właśnie wtedy, gdy w wodzie odbijały się chmury granatowe, a one razem z jasną, młodziutką trawą wodną wyglądały tak, jakby wciąż jeszcze świeciło słońce. I im chmurniejsze było niebo i woda, tym bardziej one były pogodne”. 

Przyroda zajmuje we wspomnieniach ważne miejsce – jako integralna część życia, którego rytm wyznaczają zmieniające się pory roku.

„Najważniejsza jednak była uroczystość pierwszych sasanek, dużych, kudłatych kwiatów fioletowych, obrosłych szarym futrem. Gdy się zjawiły, to znaczyło, że już jest początek”[2].

Opisom natury poświęcone są najpiękniejsze karty powieści. Jest w nich sielskość, niekłamany urok, a miejscami poetyckie zacięcie – jak w czarownych ustępach o brzozach, które zsypują na głowy złoty pył, „popiół wiosennej pokuty za grzechy niepopełnione”.

Jednakże Górki Wołomińskie to również ludzie. Przez dwadzieścia osiem krótkich rozdziałów, z których składa się książka, przewija się cała plejada barwnych postaci. Nałkowska jest wnikliwą obserwatorką. Obserwuje (i opisuje) swoich sąsiadów – najpierw dość naiwnie, jako mała dziewczynka, później coraz uważniej, coraz bardziej dojrzale. Wraz z nią poznajemy pana Fersena i jego młodą towarzyszkę, Sylwię, panią Szcześniakową i jej męża, Wiłów, Weronkę, rodzinę Dziobaków… Rozkłada się przed nami szeroki wachlarz charakterów, ludzkich przymiotów i przywar. Jest w tych opisach autentyczność, nieodparty realizm, a często również naturalistyczna brutalność. Nie brakuje obrazów córek, które biją i wypędzają z domu stare, sterane matki, mężów, którzy nagminnie poniewierają i maltretują swoje żony, ani dzieci, które, bite przez ojca i matkę, blade i brudne, „pełzają w kurzu przed drzwiami”.

Obecnie, gdy od opublikowania „Domu nad łąkami” minęło niemal sto lat, przedstawiona przez Nałkowską mentalność może budzić zdumienie. Pojęcie „porządnej kobiety” ma dzisiaj inne znaczenie niż wówczas. I doprawdy trudno sobie wyobrazić, żeby ojciec za nieślubne dziecko chciał zabić córkę żelazkiem, a potem – o zgrozo! – sam posyłał ją do kochanka dla zdobycia drewna na opał na zimę. Takie drastyczne opisy, będące niejako przeciwwagą dla sielskich obrazów przyrody, są jednak fotografią pewnej epoki, migawką z czasów, które przeminęły.

Ci, których interesują ciekawostki z życia samej autorki, z pewnością chętnie przeczytają garść „zakulisowych” historii. Dowiedzą się, dlaczego Nałkowska tak ochoczo brała na spacery swoją suczkę Dianę, charta staroangielskiego,  i jak układały się jej relacje z krnąbrnym koniem o imieniu Pomidor. Odkryją również, że mimo żarliwej i szczerej miłości do uroczego azylu pod Warszawą pisarce zdarzało się tęsknić za wielkim światem, za morzem… Ostatecznie jednak zawsze wracała do domu nad łąkami i miała pewność, że będzie do niego wracać bezustannie – aż do dnia, gdy zostanie tam na dobre.

Polecam tę powieść każdemu, kto lubi niespieszną narrację i piękny, szlachetny język. Nałkowska z wielką wprawą ubiera swoje wspomnienia w słowa, przekuwa je w sielskie wizje i ponure, momentami wręcz fatalistyczne obrazy, które – wbrew pozorom – nie tworzą dysonansu. Przeciwnie, jest w tej książce harmonia, jakaś niewymuszoność i urzekająca prostota.

 

 

 

Wydawnictwo Czytelnik

Warszawa 1978

8/10

    

 



[1] Zofia Nałkowska, Dom nad łąkami. Wydawnictwo Czytelnik, Warszawa 1978, s. 7. 

[2] Tamże, s. 15.

Komentarze

  1. Niezmiernie się cieszę i pięknie dziękuję Pani Aniu za Nalkowską, którą bardzo lubię i cenię. Piękna opowieść sentymentalna z której przebija tęsknota za domem dzieciństwa, w otoczeniu cudnej przyrody...uwielbiam takie klimaty! Każdy z nas chyba po trosze idealizuje to, co przeminęło, ale Nalkowska jak widać potrafi również oddać bogatym językiem realia tamtych czasów, i chwała jej za ten wnikliwy ogląd ludzkich charakterów i zachowań. Recenzja jest świetna, kunsztowna i niezwykłe zachęcająca do przeczytania książki, a starannie dobrane cytaty dają doskonałą próbkę pięknego stylu i poetyckiego języka charakterystycznego dla Zofii Nałkowskiej. Kto jeszcze nie czytał Nałkowskiej, niech żałuje:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To ja Pani dziękuję, Pani Małgorzato, za przypomnienie mi o Nałkowskiej. Moja fascynacja tą Autorką odżyła po lekturze "Choucas", do której zamierzam zresztą wrócić. :)
      "Dom nad łąkami" to wspaniała książka. Urzekła mnie od pierwszych stron. Serdecznie polecam!

      Ślicznie dziękuję za komentarz i życzę pięknego weekendu.

      Usuń
  2. Dziękuję Pani Aniu I wzajemnie:)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz