Zofia Nałkowska – „Opowiadania”, tom 2 („Księga o przyjaciołach” i „Między zwierzętami”)

Książka i świecznik na tle firany

I pomyślałam jeszcze: wszystko jedno, gdzie jestem, skoro wszędzie są zwierzęta”[1].

 

U schyłku XIX wieku Wacław Nałkowski, pedagog i słynny geograf, wybudował dom w Wołominie pod Warszawą. Tam, w białym pokoju, w którym półki pękały w szwach od książek, a na ścianach wisiały mapy, prowadził swoje badania. Ale nawet gdy pracował, psy mogły wchodzić do gabinetu i wygrzewać się w miejscu, gdzie na podłogę padały przez okno promienie słońca. W chwilach wolnych od pracy uczony chodził do ogrodu, aby podlewać i pielęgnować młode brzoskwinie. Po latach, gdy brzoskwinie urosły i zaczęły wydawać obfite plony, córka Wacława, Zofia Nałkowska, przejęła gabinet. Po ojcu odziedziczyła coś jeszcze – miłość do zwierząt.

To właśnie zwierzętom poświęcony jest drugi tom „Opowiadań”, opublikowany w 1986 roku przez wydawnictwo Czytelnik. W książce znajdują się dwa zbiorki. Pierwszy, pochodzący z 1927 roku, nosi tytuł „Księga o przyjaciołach”, a drugi, datowany na rok 1934 – „Między zwierzętami”.

Ci, którzy czytali wspomnieniową powieść pt. „Dom nad łąkami”, w której Nałkowska w przepiękny i bardzo liryczny sposób opisała swoje dzieciństwo oraz młodość w Górkach, zachwycając się malowniczością tamtejszych krajobrazów i przybliżając panujące pośród miejscowej społeczności stosunki, odnajdą w „Opowiadaniach” dobrze znane postacie. Przypomną sobie o koniu Pomidorze, który swoją niesfornością przysparzał Zofii drobnych zmartwień, i o suczce Dianie, wiernej towarzyszce długich spacerów i przejażdżek po okolicy. Znów zagoszczą w drogich autorce „Granicy” czterech ścianach, pośród których życie toczyło się niespiesznym rytmem, a w powietrzu wyczuwało się życzliwość – do siebie nawzajem i całego świata. O ile jednak w „Domu nad łąkami” ważną rolę odgrywały relacje międzyludzkie, o tyle w recenzowanych opowiadaniach na pierwszy plan wysuwają się zwierzęta.

„Księga o przyjaciołach” opatrzona jest wymownym – i dość przewrotnym (ale czy na pewno?) – mottem: „… im bardziej poznajemy ludzi, tym bardziej kochamy zwierzęta” (s. 6).

Cały tom przesycony jest miłością do zwierząt. Pisząc, Nałkowska chce oddać im hołd.

„Takie były te zwierzęta, których już dawno nie ma”, wyjaśnia. „Jednak żyją zawsze w mej pamięci i – mogę to powiedzieć – w moim sercu” (s. 30).

Zwierzyniec był całkiem spory: pisarka miała konia, psy, koty, królika, zająca, a nawet łakomego jeża, który zjadał wszystko, co mu wpadło w łapy: mleko, śmietankę, miód, ser, wędliny, czekoladę mleczną, winogrona… Z opowiadań dowiadujemy się, w jaki sposób zwierzęta trafiały do domu (wzruszająca jest historia Diany, z którą Nałkowska zaprzyjaźniła się, kiedy pewnej wiosny wybrała się na wieś, aby zobaczyć polowanie na cietrzewie, i która tak przypadła pisarce do gustu, że wkrótce potem trafiła pod jej dach; Diana, będąca psem myśliwskim, zamieszkała w stolicy i zamieniła „bezludne mokradła kresów” na „puste wieczorami Aleje w teatralnym świetle lamp elektrycznych”), jak wyglądał proces ich oswajania, jakie miały przyzwyczajenia, wady i zalety… Nałkowska lubi przypisywać swoim pupilom cechy ludzkie i często opowiada o nich tak, jak gdyby opowiadała o znajomych osobach.

„Mówiąc o Boyu, nie chcę wcale wspominać o jego historii z osiorami. Boy przyrzekł wówczas poprawę i pragnę wierzyć, że się to naprawdę więcej nie powtórzy” (s. 73), zapewnia, opowiadając o perypetiach swojego szczeniaczka, „szpica białego jak mleko”.

Innego psa charakteryzuje w takich słowach: „Półmordek słusznie powiada o sobie, że jest wrażliwy i subtelny. Nie odgryza się po prostu (jakby to niewątpliwie uczynił Morus), tylko stęka, huczy, molestuje, perswaduje. Jest przeciwnikiem kary cielesnej w wychowaniu. W ogóle hołduje nowym prądom i często źle na tym wychodzi” (s. 73).

Opowiadanie, które z wszystkich zebranych w tomie tekstów najbardziej przypadło mi do gustu, nosi tytuł „Sarna” i jest w swojej wymowie znacznie bardziej rzewne i posępne niż pozostałe utwory. Jest to historia sarny nazywanej Basią, która szwendała się gdzieś przy płocie i którą zimą, w trzaskające mrozy, pisarka wpuszczała na nocleg do ciepłej sieni. Zdziczałe zwierzę, z początku nieufne, przyzwyczaiło się w końcu do ludzkiego towarzystwa. Basia rozpanoszyła się w domu do tego stopnia, że zaczęła siać spustoszenie wśród begonii, od których trzeba było ją odgradzać, i wyjadać ser prosto z kredensu.

Opowiadanie ma specyficzną formę – Nałkowska zwraca się bezpośrednio do sarny. „Dzisiaj, Basiu moja, pierwszy raz byliśmy w ogródku” (s. 59). Albo: „Basiu, stworzenie ciche, słodkie i niewinne, zabrane małe z lasu, nic nie rozumiejące ze swojej niewoli” (s. 60).

Ciekawych zabiegów językowych jest w opowiadaniach więcej. Jeden z utworów ma taki układ i pisany jest w taki sposób, że podczas lektury ma się wrażenie, że oto czyta się biały wiersz. W innym pojawiają się jawne nawiązania do „Pana Tadeusza”: „Bo tutejsze łąki są zielone i nad błękitnym Niemnem rozciagnione szeroko. I wstęga zielona miedz po dziś dzień rozgranicza kraty pól, malowane zbożem rozmaitym” (s. 39).

Jak Mickiewicz tęsknił za Litwą, tak Nałkowska tęskni za krainą, w której spędziła dzieciństwo. W opowiadaniach dotyczących domu w Górkach dominuje sielskość. Przebija z nich tęsknota za czasem minionym, gdy największym powodem do przestrachu było podrywające się do lotu stado kuropatw, a najsroższym zmartwieniem – zając, który czmychnął w krzaki. Sielskim obrazom towarzyszą liryczne opisy: „Słońce zachodzi. Olbrzymi świat, niebo i ziemia się palą, w powietrzu ciemniejącym mgły dymią czerwone i ognie złote gasną za wielkimi, czarnymi sosnami” (s. 10).          

„Księga o przyjaciołach” i „Między zwierzętami” to krótkie, dość specyficzne, bardzo kameralne teksty o charakterze wspomnieniowym. Czyta się je szybko i z zaciekawieniem, to się uśmiechając, to znów ocierając łzę. Czy zapadną mi w pamięć? Trudno powiedzieć. Nie są to utwory, które stawiałyby czytelnika przed moralnym dylematem bądź też kazały mu zaglądać w głąb własnej duszy. Nie o to w nich chodzi. Tak Zofia Mycielska-Golik pisze o tych opowiadaniach w zamieszczonej na końcu książki nocie wydawniczej: „Nałkowska nie traktowała je tak serio, jak całą swoją twórczość. Widać nie przywiązywała do nich wielkiej wagi, co też widać po tekstach, które wyjątkowo, przy ponownym druku po latach, nie są przez nią poprawiane” (s. 118). W „Domu nad łąkami” widać znacznie większą dbałość o formę. Jednakże „Księga o przyjaciołach” i „Między zwierzętami” to wciąż wyborna, momentami poruszająca, momentami wywołująca uśmiech proza. I świetnie sprawdza się, jak sądzę, jako dopełnienie twórczości pisarki. Nałkowska, którą znamy z „Granicy”, „Medalionów” czy „Romansu Teresy Hennert”, pokazuje się w tych tomikach z zupełnie innej strony – jako miłośniczka i właścicielka zwierząt, czule troszcząca się o swoich czworonogich przyjaciół, okazująca im wiele serca i anielsko wprost cierpliwa. Coś urzekającego ma w sobie obraz wybitnej autorki, która zachwyca się kolorem futra kota, przygotowuje dla psów „małe sandwicze z masłem, serem i wędliną i baczy zawsze, żeby dostały jednakowo”, albo spędza długie godziny na oswajaniu zdziczałego zająca i cieszy się jak dziecko, kiedy jej puszysty pupil uczy się jeść marchewkę bezpośrednio z ręki.

Szczerze polecam!

 

 

Czytelnik

Warszawa 1986

7,5/10

  

Zofia Nałkowska - "Dom nad łąkami"   


[1] Zofia Nałkowska, Opowiadania (tom 2). Czytelnik, Warszawa 1986, s. 44.

Komentarze

  1. Jak to dobrze i miło było za Twoim Aniu pośrednictwem ,,zagościć " w Górkach u Zofii Nałkowskiej, by poznać bliżej jej zamiłowanie do zwierząt i przyrody. Te poetyckie wręcz utwory z pewnością będą dla mnie uzupełnieniem ,, Domu nad łąkami ", który to utwór tak bardzo przypadł mi do serca, że powzięłam postanowienie odwiedzenia pięknych miejsc dzieciństwa pani Zofii, tych właśnie podwarszawskich okolic. Wycieczka jeszcze przede mną, a tymczasem z przyjemnością sięgnę po recenzowany zbiór opowiadań, gdyż niezwykle cenię tę pisarkę i jej erudycję. Pięknie dziękuję za zaciekawienie mnie mniej znanymi utworami naszej wybitnej pisarki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobrze się składa, Małgosiu, że najpierw sięgnęłaś po "Dom nad łąkami", bo dzięki temu lektura drugiego tomu "Opowiadań" nabierze nowego, głębszego znaczenia. :) Oj, ja też podziwiam Nałkowską. To niesamowite, że nawet w tak kameralne i osobiste teksty jak "Księga o przyjaciołach" i "Między zwierzętami" potrafiła tchnąć subtelność i elegancką prostotę.
      Ja również planuję wybrać się do Wołomina, do Muzeum Wacława i Zofii Nałkowskich. Nawet sprawdzałam ostatnio dogodne połączenia. :)
      Cieszę się bardzo, że zachęciłam Cię do lektury (wiem, że przy Nałkowskiej to nie jest trudne ;) ), i z chęcią poznam wrażenia!
      Tymczasem pozdrawiam serdecznie i życzę pięknego popołudnia.

      Usuń
  2. Ja również przyłączam się do podziękowań. Nie znałam Zofii Nałkowskiej od tej strony, więc z chęcią sięgnę po tomik opowiadań. Pisarka jak dotąd kojarzyła mi się niemal wyłącznie z poważnymi tekstami, analizowanymi na lekcjach języka polskiego.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz