„Kochanek lady Chatterley” Davida Herberta Lawrence’a to jedna z tych powieści, o której chyba każdy kiedyś słyszał. Wydana prywatnie w 1928 roku we Florencji, od początku budziła zgorszenie i była otoczona aurą skandalu – przede wszystkim w rodzinnym kraju autora, Wielkiej Brytanii, wciąż jeszcze pozostającej pod wpływem wiktoriańskiej moralności... ale nie tylko.
Dość przewrotnie pisał Francis Scott Fitzgerald w eseju „Echa ery jazzu”, iż „Kochanek” nauczył młodych Amerykanów, którzy w latach dwudziestych minionego wieku wchodzili w dorosłość, że „rozwiązłość to cholernie dobra rzecz”.
Czasopismo „Le Monde” umieściło tę kontrowersyjną powieść na 39. miejscu w zestawieniu 100 najważniejszych książek XX wieku.
Jest to historia o miłości, odkrywaniu własnej zmysłowej natury, wewnętrznym rozdarciu, poszukiwaniu szczęścia, gorączkowym zachłystywaniu się radością życia, trudnych wyborach, zdradzie i – rzecz drugoplanowa, ale bardzo ważna – walce klas.
Główną bohaterką tej historii jest Konstancja, młoda, urodziwa kobieta, córka szkockiego malarza. Konstancja jest oczytana, ciekawa świata i błyskotliwa. Jako młoda dziewczyna podróżowała wraz z siostrą po Europie, zdobywając wiedzę i poszerzając horyzonty. „Była jedną z owych bardzo nowoczesnych kobiet, wiecznie pogrążonych w zadumie i mozolnie nad czymś medytujących”. Przez pewien czas studiowała w Dreźnie. W czasie I wojny światowej wyszła za mąż za Clifforda Chatterleya, światłego arystokratę, miłośnika muzyki, literatury i filozofii. Wkrótce potem Clifford został ranny i powrócił do domu jako inwalida, sparaliżowany od pasa w dół.
Konstancję poznajemy w chwili, gdy mieszka już z mężem w jego ponurej angielskiej posiadłości, wiodąc z nim długie rozmowy i obserwując, jak ten okaleczony mężczyzna, cudem umknąwszy śmierci, z jednej strony desperacko trzyma się życia, a z drugiej – coraz bardziej odrywa się od rzeczywistości i zasklepia we własnym świecie, pełnym pychy, arogancji, cynizmu i znieczulenia na potrzeby wszystkich wokół. Nie mogąc żyć z Konstancją jak z żoną, Clifford zdaje sobie jednak sprawę z jej zmysłowej natury i pewnego dnia sam proponuje, żeby – jeśli tego pragnie – znalazła sobie kochanka, który da jej dziecko. Nie przypuszcza, że tym kochankiem zostanie jego własny gajowy, Oliwier Parkin, którym szczerze gardzi jako przedstawicielem niższej klasy…
Romans Konstancji z Parkinem daje Lawrence’owi pretekst do rozwinięcia dwóch kluczowych tematów. Pierwszym z nich jest kwestia budzenia się i rozkwitania kobiecej zmysłowości. Konstancja odkrywa w małej chatce gajowego, jak wielka może być żądza, ale też nurza się w prostocie, której brakuje w jej przeintelektualizowanych relacjach z Cliffordem. Czytając, trudno się dziwić, że przed blisko stu laty książka została odebrana jako obsceniczna, choć dzisiaj zawarte w niej opisy miłosnych uniesień wydają się, łagodnie mówiąc, oględne. Gdyby ktoś sięgnął po Lawrence’a w poszukiwaniu dosadności czy wulgarnej pikanterii, bez wątpienia przeżyłby srogi zawód.
Drugim tematem jest kwestia podziałów klasowych. Jako żona arystokraty Konstancja korzysta z przysługujących jej przywilejów i patrzy na klasę robotniczą z perspektywy przedstawicielki warstw posiadających. Gdy nawiązuje romans z Parkinem, jej spojrzenie stopniowo się zmienia. Konstancja obawia się górników, którzy ciężko pracują w kopalni jej męża, ale jednocześnie współczuje ich doli i niemal zaczyna z nimi sympatyzować. Nad powieścią unosi się zresztą widmo rewolucji, pomiędzy wierszami wyczuwa się paniczny strach na samą myśl o tym, że przez Wielką Brytanię mogłaby przetoczyć się ta sama zawierucha, która w 1917 roku przetoczyła się przez Rosję.
Budzeniu się Konstancji jako kobiety towarzyszy więc – niejako mimowolnie, a nawet wbrew woli samej zainteresowanej – budzenie się świadomości społecznej i politycznej. Myślę, że warto o tym pamiętać i nie postrzegać tytułowego „kochanka” wyłącznie przez pryzmat definicji, która jako pierwsza nasuwa się na myśl.
Książka pisana jest pięknym, bogatym językiem, pełnym symboli, uroczych niuansów i subtelnych metafor. Przeintelektualizowane wywody Clifforda, jego dywagacje na temat muzyki i filozofii zapewne byłyby nużące, gdyby nie przeplatały się z nimi nadzwyczajnej urody opisy natury. Fragmenty, w których autor wydaje się zachwycać wraz z Konstancją delikatnym pięknem leśnych krzewinek i kwiatów, bezbronnych, a jednak odważnie rozchylających płatki, należą w mojej opinii do najwspanialszych stronic tej słynnej powieści. Las jest zresztą metaforą życia w jego najbardziej cielesnym, zmysłowym wymiarze.
„Przepełniało ją uczucie niewymownego szczęścia, szczęścia niemającego żadnego związku ze słowami. (…) Pulsowało w niej życie i była wewnętrznie rozkołysana, jak lasy wiosną. Nie mogła się oprzeć uczuciu, że za sprawą tamtego mężczyzny wtargnęło do jej ciała nowe, ożywcze tchnienie, i była jak las szumiący w łagodnym porywie wiatru, rozkołysany i bezgłośnie rozbrzmiewający pączkami. Czuła swoje ciało jak ciemny gąszcz splątanych dębowych konarów, cicho szemrzących i rozśpiewanych miliardami rozwijających się pąków. Tymczasem ptaki wtuliły łebki pod skrzydła i, pogrążone w zachwycie, spały w tym bezkresnym gąszczu, którym było jej ciało”[1].
„Kochanek lady Chatterley” to książka, którą należy interpretować na kilku płaszczyznach. Sprowadzenie jej do historii romansu żony arystokraty z gajowym byłoby zbyt wielkim uproszczeniem. Warto czytać tę powieść niespiesznie, doceniając precyzję widoczną w rysunku postaci (które mogą irytować, ale którym nie sposób odmówić wyrazistości), chłonąc przekaz i delektując się wspaniałością języka, a także subtelnościami, których żadna ekranizacja nie zdoła oddać.
To po prostu bardzo dobra książka.
GGP Media GmbH
Poessneck 2015
Tłumaczyła Zofia Sroczyńska
8/10
David Herbert Lawrence - "Dziewica i Cygan"
[1] David Herbert Lawrence, Kochanek lady Chatterley, tłum. Zofia Sroczyńska. GGP Media GmbH, Poessneck 2015, s. 50.
To prawda Pani Aniu: nawet najlepsza ekranizacja tej powieści nie zdoła oddać całego jej klimatu pełnego subtelności i wspaniałego języka. Bardzo lubię tę powieść, czyta się ją znakomicie. To jedna z tych pozycji, które się nie starzeją. Dziękuję za zgrabną i błyskotliwa recenzję, wzbogaconą wieloma ciekawymi informacjami. Gratuluję wyboru świetnego klasyka, do którego tak lubię wracać. Życzę Pani udanego weekendu.
OdpowiedzUsuńPięknie dziękuję, Pani Małgorzato! Ja też lubię wracać do klasyków, a Lawrence to, ogólnie rzecz biorąc, bardzo ciekawa postać i niezwykły pisarz.
UsuńPozdrawiam serdecznie i życzę dobrego tygodnia! :)
O, to jedna z najsławniejszych powieści świata. Mało kto ją czytał, ale tytuł zna każdy. :) Miałam kiedyś w domu tę książkę, w innym wydaniu, i czytałam fragmenty. Zapamiętałam takie zdanie, że kobiety, które w młodości tłumią zmysły, płacą za to później prawdziwym piekłem.
OdpowiedzUsuńBardzo lubię tę powieść, od czasu do czasu do niej wracam i za każdym razem odkrywam coś, co wcześniej mi umknęło. Jest w niej sporo perełek... począwszy od pierwszego zdania. :)
UsuńMasz zupełną rację, że sprowadzanie tej książki do romansu jest jej znacznym uproszczeniem. Kwestia podziałów klasowych jest w niej też istotna, tak jak słusznie piszesz. Czytałam ją bardzo dawno temu i chyba muszę do niej wrócić. Dziękuję za jej przypomnienie. :)
OdpowiedzUsuńZachęcam do powrotu, być może po latach odkryjesz w tej książce jakieś nowe, interesujące aspekty. Mnie się to przydarza, ilekroć po nią sięgam. :)
UsuńOd jakiegoś czasu mam ochotę przeczytać tę powieść - tym bardziej, że bardzo lubię klasykę tego typu, chociaż rzadko po nią sięgam.
OdpowiedzUsuńSzczerze zachęcam do lektury, naprawdę warto! Pozdrawiam. :)
Usuń