David Herbert Lawrence – „Dziewica i Cygan”

 Książka wśród białych kwiatków

 

Kobieta musi być niespełna rozumu, żeby porzucić statecznego męża i pójść w siną dal z młodym, niemającym grosza przy duszy kochankiem, orzekł ogół. Zwłaszcza jeśli mąż, na przekór posiwiałym włosom, jest „przystojny i ciągle jeszcze pełen skrywanej namiętności do nieodpowiedzialnej i pięknej żony”[1]. Mimo to pastorowa opuściła pastora Saywella, a wraz z nim dwie małe córki.

Lucille i Yvette wychowały się bez matki, dręczone poczuciem, że zostały porzucone. Kiedy po ukończeniu dobrej szkoły dla dziewcząt i rocznym pobycie w Lozannie powróciły do rektorium w Papplewick – w którym rodzina mieszkała od czasu, gdy pastor awansował do godności rektora – ich życie weszło na tory, którymi zazwyczaj toczyło się życie młodych kobiet ich stanu. Mniejsze i większe perypetie w domu, utarczki ze zrzędliwą ciotką, praca, szycie, udzielanie się w tym czy innym stowarzyszeniu i… wszechobecna nuda, której nie mogły rozproszyć nawet okazjonalne wycieczki z przyjaciółmi. Podczas jednej z takich wypraw przyjaciele natknęli się na tabor i Yvette, która w chwili powrotu z Lozanny miała dziewiętnaście lat, poznała Cygana…         

Davida Herberta Lawrence’a identyfikuje się zwykle jako autora „Kochanka lady Chatterley”. Tymczasem spod pióra tego angielskiego pisarza z przełomu XIX i XX wieku wyszło więcej naprawdę dobrych powieści. „Dziewica i Cygan”, pisana w latach 1925–1926, jest jedną z nich.

W kontekście tego utworu często używa się określenia „skandalizujący”. Nie jest ono nieprawdziwe – jestem pewna, że w latach dwudziestych książka rzeczywiście mogła wywołać zgorszenie – ale bynajmniej nie oznacza, że znajdziemy w powieści odważne sceny miłosne czy śmiałe opisy. Nic z tych rzeczy. Historia sama w sobie jest dosyć oklepana: oto młoda, niedoświadczona panna z tak zwanej dobrej rodziny, znudzona życiem na prowincji, zepsuta powodzeniem i rozczarowana brakiem polotu męskich przedstawicieli swojej klasy („Nic mnie tak nie zniechęca, jak zalecający się chłopak”, mówi Yvette w rozmowie z siostrą. „Ależ oni mnie nudzą! Przez nich czuje się tak wstrętnie” [s. 225]), ulega szorstkiemu urokowi mężczyzny z niższej warstwy społecznej, który fascynuje ją swoją odmiennością, surowością i tym, że należy do zupełnie innego świata. Lawrence nie odmalowuje tej relacji w romantycznych barwach; o ile w „Kochanku lady Chatterley” pomiędzy Konstancją a gajowym pojawiły się w końcu tkliwsze uczucia, o tyle związek Yvette i Cygana bazuje na pierwotnych instynktach. Tutaj kluczową rolę odgrywa popęd, wychodzący poza ramy cywilizacji i nakazy moralności.

„Była świadoma jedynie jego milczącej postaci, siedzącej na podobieństwo cienia na pniu, popijającego w milczeniu kawę z trzymanego w ręku emaliowanego kubka. Jej członki stały się bezwolne; zapanował nad nią; jego cień padł na nią” (s. 281). I dalej: „Była świadoma jedynie jego tajemniczego, dziwnego fluidu, opływającego jej członki i oczyszczającego je do stanu bez woli w najczystszej postaci. Była świadoma mężczyzny jako ciemnej, absolutnej potęgi” (s. 282).

Yvette nie dba o to, że Cygan ma żonę i pięcioro dzieci. Nie interesuje się nim nawet na tyle, żeby zapytać, jak się nazywa. Ba, dopiero w ostatnim akapicie uświadamia sobie, że jej wybranek w ogóle ma jakieś imię. Tak całkowita obojętność na wszystko, co nie jest kwestią płci, sprawia, że niezwykle trudno jest tę bohaterkę polubić (ja jej nie polubiłam), a zarazem tłumaczy, dlaczego książka istotnie mogła wywołać skandal.

Lawrence stosuje bardzo ciekawy zabieg: przy opisywaniu postaci konsekwentnie sięga po „przyrodnicze” porównania i metafory. Młodą, świeżą, dziewiczą Yvette chętnie zestawia z wiosennymi kwiatami…

„Jej twarz miała łagodny, senny wyraz, jaki przybiera chylący się w pełnym rozkwicie kwiat. Była w pełnym rozkwicie, jak tajemniczy, wczesny kwiat – jak pierwiosnek, który rozwija swoje trzy białe skrzydła w ucieczce w śniony na jawie sen swojego krótkiego rozkwitu” (s. 281).   

 

Pierwiosnki


 
… szczególnym upodobaniem zdaje się jednak darzyć ptaki. Cygan, który wyrabia naczynia z miedzi i mosiądzu, wyklepuje je „szybkimi, lekkimi jak ruchy głowy ptaka uderzeniami” (s. 279), w Yvette „ptak serca zamiera” (s. 281), inna z bohaterek, mała Żydówka, ma „ostry, wyzywający głos, brzmiący jak wołanie jakiegoś ptaka – sójki albo gawrona” (s. 285), a jej przyszły mąż, major, „ten dziwny, zimowy ptak”, ma bladą oprawę oczu, która nadaje mu „bezrzęsy wygląd ptaka” (s. 291)… Takich przykładów jest znacznie więcej.

Równie chętnie autor sięga po kolory. Powracającym motywem jest w książce zieleń, która w zależności od sytuacji zmienia znaczenie – może symbolizować witalność (Cygan) albo moralną zgniliznę (ciocia Cissie). Wspominam o tych zabiegach, ponieważ dodają one tekstowi specyficznego charakteru i wzbudzają (przynajmniej we mnie wzbudziły) podziw dla warsztatowej biegłości Lawrence’a.

„Dziewica i Cygan” to wreszcie zjadliwa satyra na typową angielską rodzinę klasy średniej. Kiedy opuszcza go żona, pastor, który akurat w tym czasie otrzymuje godność rektora, musi poddać rodzinę „niezbędnym modyfikacjom”. Sprowadza więc do domu starą matkę, siostrę oraz brata. Matka, nazywana w powieści Babunią, natychmiast obejmuje rządy. Schlebia słabościom męskich domowników, żeby tym łatwiej nimi dyrygować, a kobietom narzuca swoją wolę.

Nie ma w rektorium ani jednej osoby, która wzbudzałaby cieplejsze uczucia. Babunia jest wścibska i apodyktyczna, ciocia Cissie zawistna i obłudna, wujek Fred zgnuśniały i nijaki, a rektor – tchórzliwy i dwulicowy. Wszyscy kurczowo trzymają się pozorów (żadne widoczne odstępstwa od tak zwanej przyzwoitości nie mają prawa bytu, podobnie jak przestawanie z przedstawicielami innych klas), a ich życiowa filozofia brzmi: „Ostrożność przede wszystkim! Ostrożność i lojalność w konfrontacji ze światem! Niech będzie w rodzinie tyle nienawiści i tarć, ile tylko można sobie wyobrazić. Ale dla zewnętrznego świata – nieustępliwy mur zgody” (s. 223).

Lawrence opisuje Saywellów w taki sposób, że muszą oni wywoływać niechęć („W rektorium powietrze nigdy nie było świeże. A w duszach ludzi atmosfera była tak stęchła, ze aż śmierdząca” [s. 256]), i jeśli ktokolwiek powątpiewał w jego jątrzącą się odrazę do burżuazji, to po lekturze „Dziewicy i Cygana” ostatecznie wyzbędzie się tych wątpliwości. Bezlitosna krytyka angielskiej rodziny klasy średniej wybrzmiewa w książce niemal równie mocno jak afirmacja witalności w jej zmysłowym wymiarze.

„Dziewica i Cygan” to literatura naprawdę wysokich lotów. I chociaż nie polubiłam żadnego z bohaterów, a postawa Yvette nieraz wzbudzała we mnie irytację, to jednak powieść urzekła mnie i formą, i treścią.

Szczerze polecam! 

 

 

 

Wydawnictwo ALFA

Warszawa 1993

Tłumaczyła Małgorzata Fabianowska

7,5/10

 

 

David Herbert Lawrence - "Kochanek lady Chatterley"

[1] David Herbert Lawrence, Dziewica i Cygan, tłum. Małgorzata Fabianowska. Wydawnictwo ALFA, Warszawa 1993, s. 217. 

Komentarze

  1. Zainteresowało mnie to nawiązanie do kolorów w powieści i przyrodnicze inklinacje autora. Do tej pory przeczytałam tylko ,, Kochanka lady Chatterley"( jest także film o tym samym tytule), może warto więc kontynuować przygodę z tym pisarzem? Twoja recenzja jest w zasadzie odpowiedzią na moje pytanie:). Czekam tylko na wolną chwilę przeznaczoną dla tej książki. Pozdrawiam i pięknie dziękuję za zaciekawienie mnie lekturą i podzielenie się własnymi przemyśleniami.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czasami zdarza się tak, że docieramy do jednego pisarza przez drugiego. Przez wiele lat znałam jedynie "Kochanka lady Chatterley", potem jednak dowiedziałam się z "Listów do córki", że Scott Fitzgerald bardzo cenił także inne powieści Lawrence'a, a ponieważ ja z kolei bardzo cenię Scotta Fitzgeralda, postanowiłam poszerzyć swoją znajomość. I jestem naprawdę pod wrażeniem. :)
      Ciebie też zachęcam do lektury, tymczasem dziękuję za komentarz i życzę spokojnego wieczoru. :)

      Usuń

Prześlij komentarz