Są dzieła, których urodę trudno jest ubrać w słowa, ponieważ bardziej się ją odczuwa niż analizuje. A jeśli w dodatku takie dzieło jest powszechnie znane, trudność jeszcze się wzmaga.
„Białe noce” Dostojewskiego należą do obu tych kategorii.
Akcja tego słynnego opowiadania toczy się w Petersburgu w bardzo szczególnym okresie, podczas białych nocy, i już sam ten fakt przydaje tekstowi sugestywności.
„Była cudowna noc”, dowiadujemy się na wstępie, „taka noc, drogi czytelniku, jaka może być tylko wówczas, gdy jesteśmy młodzi. Niebo było takie gwiaździste, takie pogodne, że spojrzawszy na nie, mimo woli trzeba było zapytać siebie: czy naprawdę pod takim niebem mogą żyć różni zagniewani i niezadowoleni ludzie?”[1].
Opowiadanie dzieli się na cztery części, z których każda odpowiada jednej nocy. Wieńczy je coś na kształt krótkiego epilogu, zatytułowanego „Poranek”.
Jest to opatrzona mottem z Turgieniewa opowieść o miłości, marzeniach, samotności i tęsknocie za szczęściem.
Głównym bohaterem, a zarazem narratorem tej historii jest marzyciel. Człowiek wyobcowany i dogłębnie samotny. Mimo że mieszka w Petersburgu od ośmiu lat, nie udało mu się zawrzeć żadnych bliższych znajomości. Do kręgu znajomych zalicza… domy, które codziennie mija, a także ludzi, których spotyka podczas wędrówek po mieście i którzy wskutek częstego widywania wydają mu się niemal przyjaciółmi. Kiedy więc okoliczni mieszkańcy masowo udają się na letnisko i miasto się wyludnia, samotność nabiera boleśnie realnych kształtów i marzyciel popada w głębokie przygnębienie.
Pewnej nocy wydarza się jednak coś niespodziewanego. Przemierzając bulwar nad kanałem, marzyciel spotyka młodą kobietę i wskutek dość niefortunnego splotu okoliczności zawiera z nią znajomość. Dla niego, który „zupełnie odzwyczaił się od kobiet, a właściwie nigdy się do nich nie przyzwyczaił”, jest to bez mała opatrznościowe zdarzenie. Przez następne trzy noce marzyciel i dziewczyna, Nastieńka, spotykają się na bulwarze nad Newą, żeby rozmawiać, zwierzać się sobie nawzajem, słuchać i opowiadać.
Dostojewski z wielką wprawą kreśli wizerunki tych dwojga. Marzyciel jest dość tajemniczą postacią. Próżno byłoby szukać w tekście konkretów na jego temat. Nie wiadomo, jak ma na imię, skąd pochodzi, jakie są jego koneksje rodzinne i dawne losy… Krótko mówiąc, jest to nie tyle konkretna osoba, ile raczej pewien typ, uosobienie określonego rodzaju człowieka. Zabieg bez wątpienia jest celowy. Bądź co bądź, jak Dostojewski napisał po latach w jednym ze swoich felietonów, „wszyscy w mniejszym lub większym stopniu jesteśmy marzycielami”.
„Białe noce” są więc pięknym, ale też niesłychanie ponurym portretem marzyciela. Człowieka, który bezustannie oddaje się rojeniom i którego życie toczy się przede wszystkim w snach, bo jawa przynosi mu głównie rozczarowania. Człowieka, który tak rzadko doświadcza szczęśliwych chwil, że z rozrzewnieniem obchodzi ich rocznice. Ilekroć wracam do lektury tego tekstu, tylekroć smutkiem (i zachwytem) przejmuje mnie ten fragment:
„Człowiek czuje, że ta niewyczerpana fantazja w końcu ulega zmęczeniu, wyczerpuje się dlatego, że się przecież dojrzewa, wyrasta się ze swych ideałów, które rozsypują się w proch, w gruzy; a jeżeli nie ma innego życia, to trzeba je budować właśnie z tych gruzów. A tymczasem dusza prosi o coś innego, czego innego pragnie! I nadaremnie marzyciel grzebie jak w popiele w swych dawnych marzeniach, szukając choćby najmniejszej iskierki, żeby je rozdmuchać, żeby rozpalonym na nowo ogniem ogrzać oziębłe serce, wskrzesić w nim znów to wszystko, co było dawniej takie miłe, co wzruszało duszę, co rozgrzewało krew, co wyciskało łzy z oczu i tak rozkosznie oszukiwało!” (s. 143).
Z Nastieńką życie też nie obeszło się łaskawie. Wcześnie osierocona przez rodziców, dziewczynka została przygarnięta przez niewidomą babkę, z którą spędziła dzieciństwo. Nie będąc w stanie upilnować wnuczki, babka wzięła agrafkę i przyczepiła jej sukienkę do swojej. Odtąd Nastieńka była przy niej cały czas i chociaż nieraz marzyła o ucieczce, nie miała serca porzucić ślepej staruszki, do której mimo wszystko była przywiązana.
Te dwa rodzaje samotności – samotność marzyciela, którego wyobraźnia odgradza od rzeczywistości, i samotność Nastieńki, którą agrafka odgradza od zewnętrznego świata – stykają się ze sobą i na chwilę łączą. O ile jednak marzyciel widzi w Nastieńce swoje wybawienie („Czy pani wie, w jak niedługim czasie pogodziła mnie pani z samym sobą? Czy pani wie, że już nie będę myślał o sobie tak źle, jak niekiedy myślałem? Czy pani wie, że może już nie będę się martwił, że popełniłem w życiu przestępstwo i grzech, ponieważ takie życie jest przestępstwem i grzechem?” [s. 143]), o tyle Nastieńka upatruje w nim jedynie pocieszyciela, człowieka, na którego ramieniu może się wypłakać w chwili rozczarowania. Zdumiewająca jest łatwość, z jaką wobec szczęśliwej odmiany losy potrafi odwołać wszystkie swoje obietnice…
Emocje, jakie wzbudzają bohaterowie opowiadania (a oboje są bardzo ludzcy), i niesłychany artyzm w kreśleniu ich wizerunku – tym bardziej godny uwagi, że jest to przecież mała forma – stanowią największe walory „Białych nocy”. Recenzja nie byłaby jednak pełna, gdybym nie wspomniała o warstwie językowej. Opowiadanie, mimo że marzyciel co i rusz porywa się na długie tyrady, czyta się jednym tchem. Niemal płynie się od kartki do kartki. Niektóre fragmenty – do czego Władysław Broniewski zapewne przyczynił się swoim przekładem – po prostu zachwycają. Gdyby się uprzeć, właściwie na każdej stronie można by znaleźć jakąś perełkę, zapadającą w pamięć refleksję, złotą myśl, która byłaby godna zacytowania.
Przepiękny tekst. Polecam każdemu, kto chciałby zaznajomić się z Dostojewskim, a nie wie, od czego zacząć. To niewielkie objętościowo dziełko naprawdę wielkiego kalibru.
Wydawnictwo Puls
Warszawa 1992
Tłumaczył Władysław Broniewski
8/10
Fiodor Dostojewski - "Bracia Karamazow"
[1] Fiodor Dostojewski, Białe noce [w tegoż:] Białe noce i inne utwory, tłum. Władysław Broniewski. Wydawnictwo Puls, Warszawa 1992, s. 123.
Tyle wzruszeń dostarcza ta krótka nowela o dwóch samotnościach...i tak wiele mówi o jej autorze- wielkim znawcy ludzkiej duszy. Masz rację Aniu mówiąc, że właściwie płynie się od kartki do kartki dotykając emocji bohaterów. Tylko najwięksi mistrzowie pióra potrafią dać czytelnikowi tak wiele mówiąc tak mało. Dziękuję za przepiękne zinterpretowanie utworu. Miłej, udanej niedzieli życzę.
OdpowiedzUsuńTak, emocje, jakie budzi ten krótki, ale jakże wielki tekst, są niebywałe. Co więcej, przekład Broniewskiego jest zachwycający! To niesamowite, jak ten utwór się nie starzeje, pomimo upływu lat.
UsuńŚlicznie dziękuję za komentarz, Małgosiu. Dobrej niedzieli! :)
Moje dobrowolne sięganie po prozę Dostojewskiego jeszcze przede mną. Myślę, że na jesieni się z nią bardziej zapoznam.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Natalia
Gorąco polecam. To wspaniała proza, którą warto znać.
UsuńSerdecznie pozdrawiam. :)
Dziękuję za bardzo zachęcającą recenzję! Trochę przeoczyłam opowiadania Dostojewskiego, a teraz już wiem, że muszę koniecznie "Białe noce" przeczytać.
OdpowiedzUsuńSzczerze zachęcam! Jakiś czas temu ukazał się zbiór czterech opowiadań - są tam "Białe noce", "Cudza żona", "Sen wujaszka" i "Krokodyl". Cała czwórka godna polecenia. :)
UsuńJa z kolei, zachęcona Twoją znakomitą recenzją, nadal przymierzam się do lektury "Idioty". :)