„Małe kobietki” to kultowa książka. Mniej znana, ale również godna uwagi jest powieść pt. „Życiowe eksperymenty”, której polskie tłumaczenie ukazało się w zeszłym roku nakładem wydawnictwa MG.
Książka, zbudowana z dwudziestu rozdziałów, przedstawia dwadzieścia lat z życia Christie Devon. Tak nazywa się główna bohaterka tej budującej, zajmującej i sprawnie napisanej historii.
Christie poznajemy jako młodą dziewczynę, która mieszka na farmie ze swoim wujem Enosem i jego żoną Betsey. Jest szczerze przywiązana do ciotki, która zaopiekowała się nią, kiedy Christie jako mała dziewczynka straciła rodziców, ale czuje, że powinna zmienić otoczenie i spróbować innego życia. Krótko mówiąc, pragnie rozwinąć skrzydła. Dlatego odrzuca oświadczyny okolicznego farmera, którego skądinąd szanuje, i wygłasza – jak sama to określa w pierwszym zdaniu powieści – „nową Deklarację Niepodległości”.
„Mam zamiar, tak jak ludzie w baśniach, wyruszyć w świat i szukać szczęścia”, obwieszcza z zapałem. „Wiem, że mogę je znaleźć”[1].
Christie jest odważną młodą osóbką, która nie boi się zaryzykować ani zawalczyć o własne szczęście. Chciałaby być bogata, ufundować dom dla sierot takich jak ona, przysłużyć się potrzebującym, a może nawet zostać kimś na miarę Florence Nightingale…
„Mam nadzieję”, mówi, wskazując na radośnie pełgające w kominku polano, „że moje życie będzie właśnie takie, że niezależnie od tego, czy długie, czy krótkie, będzie pożyteczne i radosne, że będzie go komuś brakować, gdy się skończy, i zostawi po sobie coś więcej niż popioły” (s. 13).
Będąc osobą niezamożną i niedostatecznie wykształconą, Christie nie może liczyć na taryfę ulgową. Chciałaby znaleźć zatrudnienie jako guwernantka – ta rola zaliczała się do nielicznych profesji, które pozwalały ówczesnym młodym kobietom pracować na utrzymanie, a przy tym nie wystawić na szwank własnej reputacji – ale szybko odkrywa, że ze względu na braki w edukacji musi poszukać mniej ambitnego zajęcia. Przekonana, że żadna praca nie hańbi, decyduje się więc rozpocząć karierę od najniższego szczebla i przyjmuje posadę służącej w domu dość zdziwaczałej damy i jej równie zdziwaczałego małżonka.
Utraciwszy pracę w dość niefortunnych okolicznościach, próbuje szczęścia w innych zawodach: jest aktorką, potem – dzięki zdobytym w międzyczasie umiejętnościom – guwernantką, następnie damą do towarzystwa chorej dziewczyny, szwaczką, wreszcie ogrodniczką… A każde z tych zajęć poszerza grono jej znajomych i bagaż doświadczeń. Christie poznaje wielu ciekawych ludzi, spotyka miłość, wyrabia sobie poglądy na różne sprawy i w ogniu prób hartuje własny charakter, zmieniając się z młodej dziewczyny w pewną siebie, silną, śmiało stawiającą czoła przeciwnościom kobietę.
Christie jest świetnie skonstruowaną bohaterką. Nie ulega wątpliwości, że autorka włożyła jej do głowy wiele własnych myśli i uczyniła rzeczniczką wielu własnych przekonań, ale dała jej przy tym wyrazistą, barwną i zajmującą osobowość. Christie nie jest wyidealizowaną, papierową postacią, wprost przeciwnie, to kobieta z krwi i kości, mająca zalety i wady (przy czym tych pierwszych jest znacznie więcej niż drugich), zaliczająca wspaniałe wzloty i bardzo bolesne upadki.
Alcott miała kiedyś powiedzieć: „Nie będę siedzieć i czekać, aż jakiś mężczyzna da mi niezależność. Mogę zapewnić ją sobie sama”. Tę życiową filozofię wyraźnie widać w kreacji Christie.
Bohaterka „Życiowych eksperymentów” nie zalicza się do tych delikatnych panien, które mdleją przy byle okazji i biernie czekają na księcia z bajki. Wręcz odwrotnie, pokazuje, że kobieta może wziąć sprawy w swoje ręce i samodzielnie pokierować własnym życiem. Brzmi banalnie, ale w XIX wieku – czyli w czasach, kiedy powstawała powieść – to wcale nie było takie oczywiste.
Christie nie jest zresztą jedyną godną uwagi postacią kobiecą. Przez karty książki przewija się co najmniej kilka budujących wzorów kobiecej siły, solidarności i determinacji – mamy czarnoskórą służącą Hepsey, która marzy o wykupieniu z niewoli swojej starej matki, a także rodzeństwa, mamy Rachel, która z miłości popełnia wielki błąd, ale potrafi się podźwignąć i wyjść na prostą, mamy niezrównaną panią Cynthy Wilkins, która chytrymi zabiegami wznieca w swoim zgnuśniałym mężu uczucia patriotyczne…
Rzucając bohaterkę w różne środowiska, Alcott przedstawia szeroką panoramę amerykańskiego społeczeństwa owych czasów. Porusza problem niewolnictwa, temat rozłamu pomiędzy północą a południem i wojny secesyjnej, odmalowuje niedostatek, w jakim żyła znaczna część miejskiej ludności, i problemy, z jakimi musiały borykać się amerykańskie rodziny.
Przede wszystkim jednak kładzie nacisk na kwestię kobiecą. Christie Devon jest rzeczniczką kobiet pracujących, uosobieniem walki o prawa kobiet i niestrudzoną piewczynią równouprawnienia. Na jej przykładzie autorka pokazuje, jak ciężka była dola przedstawicielek płci pięknej, które zabiegały o niezależność i, nie mając poparcia w postaci wpływowych przyjaciół czy majątku, starały się zapracować na godziwe życie.
Nie oznacza to jednak, że „Życiowe eksperymenty” nastrajają pesymistycznie. Nic podobnego. Z książki przebija niezachwiana wiara Louisy May Alcott w to, że kobiety czeka lepsza przyszłość – symboliczne (i jakże piękne!) zakończenie nie pozostawia co do tego żadnych wątpliwości.
Powieść napisana jest z wielką wprawą, czyta się ją szybko i z przyjemnością. Co ciekawe, im dalej „w las”, tym robi się bardziej interesująco. Każdy z początkowych rozdziałów poświęcony jest dokonaniom Christie na innym polu (rozdział drugi nosi tytuł „Służąca”, trzeci „Aktorka”, czwarty „Guwernantka”, piąty „Towarzyszka” i tak dalej…), zmieniają się miejsca i postacie drugoplanowe, co wywołuje poczucie pewnej niespójności – szczerze mówiąc, momentami miałam wrażenie, że bardziej niż powieść czytam zbiór opowiadań. I dopiero w dalszej części wątki zaczynają się zbiegać i zazębiać, aby w końcówce popłynąć jednym wartkim nurtem.
„Życiowe eksperymenty” są powieścią kierowaną do starszych czytelniczek niż „Małe kobietki”, ale i tutaj jest dużo ciepła, serdeczności i prawdziwie budującej wiary w człowieka. Warto sięgnąć po tę książkę, bo z jednej strony przybliża ona ciekawe i bardzo burzliwe czasy, a z drugiej – daje wyobrażenie o światopoglądzie i życiu samej Louisy May Alcott. A wszystko to jest doprawione wyraźnym, acz niezbyt nachalnym dydaktyzmem, subtelnym humorem, bystrością obserwacji i pięknym językiem, z którym po prostu chce się obcować.
Szczerze polecam!
Tytułem ciekawostki dodam, że miłośniczki „Jane Eyre” dowiedzą się z „Życiowych eksperymentów”, cóż dziewiętnastowieczna młoda Amerykanka, stojąca u progu życiowej kariery, tak jak prostolinijna Christie, mogła myśleć o panu Rochesterze...
Wydawnictwo MG
Warszawa 2024
Tłumaczyła Dorota Tukaj
7/10
Louisa May Alcott - "Małe kobietki"
Louisa May Alcott - "Nastroje"
[1] Louisa May Alcott, Życiowe eksperymenty, tłum. Dorota Tukaj. Wydawnictwo MG, Warszawa 2024, s. 7.
Może to kogoś rozbawi ale kocham książki Alcott! Polecam je wszystkim moim koleżankom ale to smutne żadna nie wyjdzie poza kilkanaście stron. Ze wszystkich prac Christie największe wrażenie wywarła na mnie jej praca jako pielęgniarki. Tym trudniejsza była ta praca że akurat rozgrywała się jakaś wojna. Jest tam taka scena kiedy wśród rannych wojaków pojawia się jej znajomy oficer... Nawet zakrwawiony i ranny nie zapomina o miłości do Christie... Jak to czytałam nie mogłam zapanować nad łzami... Jej przyjaźń z Rachel tez odczytałam jako wzruszającą.
OdpowiedzUsuńZofia
Ślicznie dziękuję za komentarz. Mnie też utkwiła w pamięci scena z panem Fletcherem, który wprawdzie stracił rękę, ale nie stracił klasy.
UsuńPodobała mi się też Christie jako szwaczka, właśnie ze względu na przyjaźń z Rachel, i jako guwernantka, ze względu na pana Fletchera. Jako mniej pasjonujący odebrałam natomiast epizod pracy w teatrze...
Ja także bardzo lubię książki Alcott. Uważam ją za świetną pisarkę, której twórczość wykracza daleko poza "Małe kobietki".
Dodam, że posłuchałam rady i właśnie czytam "Staroświecką dziewczynę". :)
Pozdrawiam serdecznie. :)