Honoriusz Balzak - „Pułkownik Chabert”

Stos książek, aksamitki w wazonie, kasztany

 

 

Są takie historie, w których dobro zostaje nagrodzone, i takie, w których zapłatą za wielkoduszność i czystość intencji są upodlenie i wzgarda. Niewielka powieść Honoriusza Balzaka, którą zdarzyło mi się ostatnio przeczytać, zdecydowanie zalicza się do tej drugiej kategorii.

Rzecz rozpoczyna się w Paryżu, w dość obskurnej kancelarii adwokackiej, bo i adwokat odegra w tej opowieści niepoślednią rolę. Dependenci właśnie przekomarzają się, sporządzając jakieś pismo, gdy nieoczekiwanie zjawia się osobliwy klient. Nikt nie traktuje go poważnie, gdyż starzec wygląda bardzo nędznie, i nikt nie wierzy, kiedy przedstawia się jako pułkownik Chabert. Bo i czemu miałby wierzyć, skoro powszechnie wiadomo, że pułkownik od dawna nie żyje.

Starcowi udaje się jednak spotkać z mecenasem Derville i przekonać go, że faktycznie jest pułkownikiem Chabertem, zasłużonym żołnierzem, pupilkiem Napoleona i bohaterem wojennym, który dowodził pułkiem kawalerii pod Eylau i, przyczyniwszy się walnie do sukcesu szarży Murata, w dużej mierze przesądził o pokonaniu oddziałów rosyjskich. Odniósł jednak w tamtej bitwie poważne rany (dwaj oficerowie wrogich wojsk rozłupali mu czaszkę) i został uznany za zmarłego.

Zmarłby istotnie, gdyby pewna wieśniaczka i jej mąż nie przenieśli go do swojej lepianki i nie otoczyli opieką. Pułkownik długo się tułał, nim wreszcie zdołał powrócić do Paryża. Gdy mówił, kim jest, posądzano go o szaleństwo i w końcu musiał wyprzeć się własnego nazwiska. W międzyczasie Napoleon został zesłany na Wyspę Świętej Heleny, a żona Chaberta skwapliwie spieniężyła majątek pułkownika, po czym wyszła za mąż za hrabiego de Ferraud i urodziła mu dwoje dzieci.

Ujęty niezwykłą historią tego nędzarza o wielkim sercu, mecenas Derville zgodził się pomóc mu odzyskać utracone mienie. Wiedząc wszakże, jak bezduszna jest sądownicza machina, doradził klientowi ułożyć się z żoną. W ten sposób rozpoczęła się potworna rozgrywka, w której złamany życiem, ale szlachetny i na wskroś dobry żołnierz odniósł nad wiarołomną, obłudną i zepsutą do szpiku kości hrabiną de Ferraud jedynie moralne zwycięstwo.

„Pułkownik Chabert” to niewielka książka, Balzak zdążył w niej jednak poruszyć kilka poważnych kwestii.

Przede wszystkim jest to opowieść o przewrotności losu (i społeczeństwa): bohaterski oficer armii napoleońskiej, który wskutek serii niefortunnych zdarzeń popadł w nędzę, przekonał się po powrocie do Paryża, że w kraju, dla którego położył wielkie zasługi, nie ma już dla niego miejsca.

Lecz jest to także historia niesłychanej kariery kobiety lekkich obyczajów, którą Chabert poślubił mimo jej kiepskiej reputacji i która po jego rzekomej śmierci potrafiła wznieść się na społeczne wyżyny. Hrabina de Ferraud jest przedstawicielką tego gatunku kobiet, które wszedłszy kuchennymi drzwiami do tak zwanego towarzystwa, były gotowe kłamać, intrygować i lawirować, byle tylko w nim pozostać. Jeśli wierzyć Balzakowi, był to w ówczesnym Paryżu dość licznie reprezentowany gatunek…

Jedną z jaśniejszych postaci jest w powieści mecenas Derville. Ten zdolny, pracowity i uczciwy adwokat – znany także z innych książek z serii „Komedia ludzka”, chociażby z „Ojca Goriot” czy „Gobsecka” – bierze sobie los pułkownika do serca i konsekwentnie mu pomaga, a końcu, zniesmaczony obrotem sprawy, porzuca Paryż i osiada z żoną na wsi. On też w gorzkich słowach podsumowuje panujące w ówczesnym społeczeństwie zepsucie:

„Widziałem zbrodnie, wobec których sprawiedliwość ludzka jest bezsilna. (…) Wszystkie okropności, które powieściopisarze rzekomo wymyślają, są zawsze poniżej prawdy”[1].     

Niemniej, pomimo całej swej posępnej wymowy, „Pułkownik Chabert” nie jest książką, która odbierałaby nadzieję. Balzak pokazał w niej na przykładzie tytułowego bohatera, że nawet najgorsza nędza i najbardziej dotkliwe upodlenie nie są w stanie wykorzenić tkwiącego w człowieku dobra.

Chabert był szlachetny i takiż pozostał. Na przekór wszystkiemu.

Myślę, że warto o tym pamiętać, kiedy się czyta tę powieść. A stanowczo warta jest przeczytania!

 

 

Spółdzielnia Wydawnicza Czytelnik

Warszawa 1958

Tłumaczył Tadeusz Boy-Żeleński

   8/10      

Honoriusz Balzak - „Fałszywa kochanka”

[1] Honoriusz Balzak, Pułkownik Chabert. Tłum. T. Żeleński-Boy, Spółdzielnia Wydawnicza Czytelnik, Warszawa 1958, s. 70.

 

Komentarze

  1. "Pułkownika Chaberta" nie czytałam. Niedawno jednak oddałam się lekturze opowiadania "Czerwona Oberża" Balzaka właśnie. Gorąco polecam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Za starym regałem (Ania)8 października 2023 17:22

      O tak, ja również polecam. Dziękuję za przypomnienie mi o tym mrocznym i dość nietypowym jak na Balzaka tekście. :)

      Usuń
    2. Zafrapowało mnie określenie "dość nietypowym jak na Balzaka tekście". Na czym polega ta nietypowość?

      Usuń
    3. Za starym regałem (Ania)13 października 2023 21:52

      Chodziło mi o to, że raczej nie kojarzy się Balzaka z opowieściami z dreszczykiem. ;)

      Usuń
    4. To prawda. Wszyscy kojarzymy go z czasami szkolnymi, a co za tym idzie, z lekturą "Ojciec Goriot".

      Usuń
    5. W czasach szkolnych czytało się "Ojca Goriot", ale już niewiele, jeśli nie nic, z niego nie pamiętam... Gdybym chciała powrócić do czytania dzieł Balzaka, od czego warto zacząć?

      Usuń
  2. Piękna jesienna dekoracja z kwiatami w dzbanku, zestawem powieści Balzaka plus trzy urocze kasztany, wszystko to aż kusi, by sięgać po lekturę tego wybitnego klasyka, którego i ja wysoko sobie cenię. Nie czytałam ,,Pułkownika Chaberta", lecz po tak zachęcającej, świetnie napisanej przez Panią recenzji nie sposób przejść obojętnie nad tą pozycją. Lubię powieści, w których spotkać można szlachetnych bohaterów, godnych naśladowania. Dziś takich książek trochę brakuje, podobnie jak dobrych wzorców do naśladowania, a prawie wszyscy przecież nosimy w sercach pewne ideały. Niezapomniany Balzak potrafił oddać piórem różnorodność indywidualną i społeczną tworzonych przez siebie postaci, a ten specyficzny język którym to opisywał jest nadal fascynujący, przynajmniej dla miłośników jego twórczości. Pięknie dziękuję za blyskotliwą recenzję, wpisuję tę książkę na listę obowiązkowych do przeczytania:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Z całego serca dziękuję za komentarz.
    Równie gorąco polecam tę książkę. Może przygnębić, ale sądzę, że warto zapłacić tę "cenę", żeby ją poznać.
    Myślę, że Balzak nie jest łatwy w odbiorze. Trzeba być skłonnym "wybaczyć" mu (w cudzysłowie, oczywiście, bo cóż u tak wybitnego twórcy jest do wybaczenia) objawiającą się tu i ówdzie skłonność do gadulstwa. Jeśli jednak da mu się taką szansę, potrafi czarować jak mało kto.
    Mnie urzeka ironią, z jaką potrafi opisywać wnikliwie obserwowany przez siebie świat. Ironia to gorzka, to znowu zabawna...
    Zgadzam się z Panią: tacy szlachetni bohaterowie są bardzo potrzebni.
    I ogromnie się cieszę, że znalazłam kogoś, kto tak jak ja lubi Balzaka. :)

    OdpowiedzUsuń
  4. To prawda Pani Aniu, ironia, język i przenikliwa znajomość ludzkiej natury są tym, co nas tak oczarowuje u Balzaka. A skłonność do gadulstwa:) tylko dodaje ,,urody" jego pisarstwu i czyni je tak oryginalnym, choć pewnie tę opinię podzielają tacy jak my, miłośnicy jego książek:)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz