Honoriusz Balzak – „Sakiewka”

Książka na sztaludze, farby, pędzle, sakiewka

Żaden malarz obyczajów nie ośmielił się jeszcze, powodowany zapewne wstydliwą dyskrecją, ukazać nam doprawdy ciekawego wnętrza niektórych istnień paryskich, wprowadzić w tajniki mieszkań, skąd wychodzą kobiety tak wyświeżone, wykwintne i w tak świetnych toaletach, kobiety bogate na pozór, a jednak zdradzające wprawnemu oku, jak wątpliwym jest ich majątek. Jeśli obraz w tej opowieści wyda wam się przerysowany, jeśli zauważycie tu dłużyzny, nie miejcie pretensji do opisu, który tworzy – by tak rzec – jedno ciało z anegdotą”[1]. 

 

Balzak chętnie pisał o artystach, a czytając „Komedię ludzką”, można odnieść wrażenie, że malarze zajmowali w tym gronie uprzywilejowane miejsce. Malarstwem para się zarówno tytułowy bohater „Piotra Grassou”, jak i Frenhofer z „Nieznanego arcydzieła”. Malarzem jest także czołowa postać opowiadania pod tytułem „Sakiewka”.

Hipolitowi Schinnerowi się powiodło. „Talentem swoim zdobył taką sławę, iż zaliczając się do artystów najdroższych we Francji, puścił w niepamięć dawne troski pieniężne i, jak mawiał, cieszył się już obecnie resztkami kłopotów”. Właśnie przeprowadził się do nowej, bardziej przestronnej pracowni i gdyby tylko miał więcej tupetu, mógłby święcić sukcesy, „o jakich nikomu się dotąd nie śniło” (s. 398). On jednak nie pozwala, żeby woda sodowa uderzyła mu do głowy. Jest synem córki alzackiego chłopa, która nigdy nie wyszła za mąż i odsunęła się od świata, aby całą swoją energię zużytkować na pracę i wychowanie jedynego syna. Hipolit umie docenić te wyrzeczenia. Pragnie wynagrodzić matce poniesione trudy i dzięki swojej sławie uczynić ją bogatą, szczęśliwą i szanowaną. Krótko mówiąc, jest kochającym synem i uczciwym człowiekiem, zdolnym do szlachetnych odruchów.

Pewnego dnia, tuż po przeprowadzce do nowej pracowni, przydarza mu się przykry wypadek. Hipolit zsuwa się z drabiny, której używa do malowania wyższych partii wielkiego płótna, upada na podłogę, uderza głową o taboret i traci przytomność. Na szczęście sąsiadki z piętra niżej, starsza dama i jej urodziwa córka, Adelajda, słyszą huk i przybiegają niefortunnemu artyście na pomoc. Od tej pory Hipolit regularnie bywa ich gościem – nie tyle przez wzgląd na starszą damę, choć ta patrzy na niego przychylnym okiem, ile z powodu uroczej Adelajdy, posiadającej „najśliczniejszą główkę dziewczęcą, z tych, jakie często uchodzą za kaprys pędzla” (s. 396).  

Młodzi natychmiast nawiązują nić porozumienia i właściwie nic nie byłoby w stanie zmącić sielanki szybko zrodzonej i jeszcze szybciej rozkwitającej pierwszej miłości, gdyby pewnego wieczoru nie zginęła sakiewka, którą malarz zawsze zabierał ze sobą na przemiłe spotkania…

Opowiadanie, wchodzące w skład „Komedii ludzkiej” i dedykowane Zofii Kozłowskiej, córce rosyjskiego dyplomaty, jest zajmujące w swojej prostocie. Wyraźnie widać, że Balzak miał pomysł na tekst i nader udatnie go zrealizował. Budowaniu napięcia posłużyła mu skrzętnie podkreślana niejednoznaczność portretu życzliwych wybawczyń Schinnera.

W Adelajdzie i jej matce wszystko jest ambiwalentne – od wystroju mieszkania, przez zwyczaje, po… wygląd. Pani Leseigneur jest żoną oficera marynarki. Jej mąż zmarł od rany, którą otrzymał w mężnym starciu z angielskim okrętem, a wdowie po nim odmówiono emerytury. Starsza dama i jej córka muszą więc liczyć się z każdym groszem. Mieszkanie, które zajmują – opisane przez Balzaka z wielkim pietyzmem – jest schludne, ale mocno sfatygowane. „Obserwator dostrzegłby coś rozpaczliwego w tej nędzy uszminkowanej niby stara kobieta, która chciałaby oszukiwać gładkością lica” (s. 404), poucza narrator. I zaraz potem chytrze dodaje: „Oglądając to wszystko, każdy rozsądny człowiek postawiłby sobie w duchu następujący dylemat: albo te panie są uosobieniem uczciwości, albo żyją z intryg i prowadzą szulernię” (s. 404–405).

Wątpliwości wzbudza nawet wygląd wdowy: „Te rysy tak delikatne i ostre mogły tak samo świadczyć o  złym charakterze, nasuwać na myśl chytrość i przebiegłość kobiecą posunięte do wysokiego stopnia perfidii, jak znamionować delikatną i piękną duszę. (…) Z twarzą starej damy było podobnie jak z jej apartamentem: nie dociekłbyś na pozór, czy ta bieda maskuje występek, czy też wyjątkową cnotę” (s. 406).

Hipolit, w którego sercu piękna Adelajda wzbudziła żarliwe uczucia, skłonny jest widzieć szklankę w połowie pełną… a jednak i on nabiera w końcu wątpliwości. Zwłaszcza że u pań często bywają „wyorderowani panowie”, którzy córkę darzą wielką atencją, z matką zaś zgrywają się w karty…

Balzak, szczwany lis, prowadzi swą opowieść w taki sposób, żeby czytelnik do samego końca miotał się i razem z Hipolitem Schinnerem wątpił, czy panie istotnie są uczciwe, czy może cynicznie próbują się wzbogacić na naiwności zakochanego malarza. Na rozwiązanie zagadki trzeba poczekać do ostatniej sceny…

„Sakiewka” to tekst, który ujmuje i konceptem, i jego wykonaniem. Autor pisze pięknym językiem, a Julian Rogoziński pięknie ów język tłumaczy. To typowo balzakowski utwór. Wprawdzie kąśliwa ironia, z jaką autor „Ojca Goriot” opisuje przywary francuskiego społeczeństwa swojej epoki, uwidacznia się tam w mniejszym stopniu niż w wielu powieściach, ale za to przenikliwość w obrazowaniu rodzących się uczuć jest ujmująca.

Warto poświęcić parę godzin na poznanie „doprawdy ciekawego wnętrza niektórych istnień paryskich”, zwłaszcza że z Hipolitem Schinnerem co wytrwalsi czytelnicy spotkają się w ramach cyklu „Komedia ludzka” jeszcze nie raz.

Szczerze polecam!

 

 

 

Spółdzielnia Wydawnicza Czytelnik

Warszawa 1957

Tłumaczył Julian Rogoziński

7,5/10

 

 

Honoriusz Balzak - "Pułkownik Chabert" 

[1] Honoriusz Balzak, Sakiewka, tłum. Julian Rogoziński. Spółdzielnia Wydawnicza Czytelnik, Warszawa 1957, s. 401. 

Komentarze

  1. Z pewnością nietuzinkowe to opowiadanie, warte przeczytania zwłaszcza dla tych, którzy cenią pióro i styl mistrza Balzaca. I ja bardzo lubię sięgnąć od czasu do czasu po tak znakomitego autora, dziękuję więc Aniu za ten polecony utwór i przepiękną jego recenzję. Przeczytam z radością:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo się z tego cieszę, Małgosiu. Nie będziesz zawiedziona! :)
      Jakiś czas temu postanowiłam, że przeczytam wszystkie teksty z cyklu "Komedia ludzka", jakie ukazały się w polskim tłumaczeniu. Jestem jeszcze daleka od osiągnięcia celu, ale nie ustaję w wysiłkach. Balzak pisał w sposób, w którym jest coś niesłychanie ujmującego, a do tego - rzecz niebłaha - miał znakomitych tłumaczy.
      Dobrego dnia, Małgosiu. I udanej lektury!

      Usuń
  2. Bardzo ambitne postanowienie Aniu, gratuluję! I życzę Ci pięknego wieczoru.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! :)
      Z "Komedią ludzką" jest tak, że im dalej się brnie, im lepiej poznaje się przedstawiony przez Balzaka świat i jego mieszkańców, tym łatwiej - i chętniej - się czyta. A jako że te same postacie powracają w różnych książkach, nietrudno jest się z nimi zżyć.
      Zawsze czułam wielki podziw dla twórczego rozmachu Balzaka. Wykonał tytaniczną pracę. :)

      Usuń

Prześlij komentarz