Ernest Hemingway – „Wiosenne wody”

 

Książka na tle stawu


Hemingway, a jakby nie on…

Takie miałam wrażenie, czytając powieść „Wiosenne wody”, znakomicie przetłumaczoną przez Adama Pluszkę i wydaną przez wydawnictwo Marginesy.

Geneza powstania tego utworu jest niemal równie niezwykła co sam utwór: młody Hemingway pragnął uwolnić się od wydawcy, z którym miał podpisaną umowę, a ponieważ w kontrakcie znajdowała się klauzula, wedle której miałby prawo zerwać współpracę, gdyby ów wydawca odrzucił maszynopis, postanowił przedstawić mu coś, co w jego mniemaniu musiało zostać odrzucone.

Właśnie taka intencja przyświecała pisaniu „Wiosennych wód”.

Tworzona w pośpiechu książka była parodią „Dark laughter” Sherwooda Andersona. Anderson był swego czasu przyjacielem i mentorem Hemingwaya, niemniej jednak, młody Ernest uznał jego powieść za bardzo zły tekst.

„Wiosenne wody” były więc w zamyśle literackim żartem i autor, jak sam nie omieszkał napomknąć w nocie do czytelnika, istotnie dobrze się bawił przy ich pisaniu.

Książka – zawdzięczająca tytuł Turgieniewowi, którego Hemingway cenił bardzo wysoko – składa się z czterech części. Każda z nich jest poprzedzona mottem z Henry’ego Fieldinga.

Fabuła koncentruje się wokół perypetii dwóch głównych bohaterów: Scrippsa O’Neilla i Yogiego Johnsona.

Scripps jest pisarzem, który ma już na swoim koncie kilka opowiadań. Gdy pewnego dnia zostawia go żona, wyrusza z rodzinnego miasta w poszukiwaniu pracy i dość przypadkowo trafia do Petoskey. Tam zatrudnia się w fabryce pomp. W miejscowej jadłodajni zawiera znajomość z kelnerką o imieniu Diana, która opowiada mu o swojej podróży do Paryża i tajemniczym zniknięciu matki. Scripps i Diana błyskawicznie biorą ślub, jednak pisarz okazuje się niestały w uczuciach i mimo że żona próbuje mu zaimponować, prenumerując znane magazyny, szybko zakochuje się w innej kelnerce, Mandy, która z kolei zawsze ma w zanadrzu jakąś literacką anegdotkę.

Yogi jest weteranem, który walczył w I wojnie światowej, a potem – podobnie jak Scripps – zatrudnił się w fabryce pomp w Północnym Michigan. Jego duszę toczy robak cierpienia, ponieważ od powrotu z frontu stracił zainteresowanie kobietami i nawet zbliżająca się wielkimi krokami wiosna nie jest w stanie wyrwać go z tego marazmu. Sytuacja zmienia się, gdy Yogi poznaje małego Indianina oraz dużego Indianina i razem z nimi po dość dramatycznych przejściach trafia do Jadłodajni u Browna – tej samej, w której stołuje się Scripps.

To właśnie tam, w jadłodajni, rozstrzygają się losy obu bohaterów.

Hemingway dotyka w książce kilku poważnych tematów. Jednym z nich jest wojna. Yogi rozmyśla o pobycie na froncie i rozmawia o nim z nowo poznanymi przyjaciółmi. W przejmujący, choć skrótowy sposób przedstawia poszczególne fazy życia żołnierza – od buńczucznej odwagi po rozpacz.

Kolejnym problemem jest kwestia rdzennych mieszkańców Ameryki. Chodząc po fabryce, Scripps zauważa, że indiańscy chłopcy, zatrudnieni przy przerabianiu odpadków na żyletki, pracują nago, żeby niczego nie mogli wynieść, a Yogi odwiedza indiański klub, w którym dochodzi do brutalnej bijatyki.  

Kwestie społeczne odgrywają jednak w książce drugoplanową rolę, bo „Wiosenne wody” to przede wszystkim znakomita parodia.

Hemingway podrwiwa z drukarzy, wydawców oraz samego siebie i bezustannie bawi się z czytelnikiem. Wyjaśnia mu, czego może się spodziewać po poszczególnych rozdziałach, wyłuszcza trudności, na jakie natknął się przy pisaniu, kryguje się, kpi i sypie literackimi facecjami jak z rękawa (informuje na przykład, że po zakończeniu jednego z rozdziałów poszedł na obiad z Johnem Dos Passosem, a powstawanie innego zakłóciła wizyta pana F. Scotta Fitzgeralda)…

Wszystko to daje przezabawny efekt i odejmuje sporo z tej powagi, która byłaby nieunikniona, gdyby w książce chodziło jedynie o sprawy społeczne, (doskwierające obu bohaterom) poczucie niespełnienia i dramat wojny.

Warto sięgnąć po tę powieść, choćby ze względu na głębię obserwacji i celność spostrzeżeń. Hemingway podaje kilka życiowych prawd w prostych, zdawałoby się, słowach, które jednak zapadają głęboko w pamięć.

Polecam! 

 

 

Wydawnictwo Marginesy

Warszawa 2023

Tłumaczył Adam Pluszka

7,5/10

 

 

 

Ernest Hemingway - "Pożegnanie z bronią" 

Ernest Hemingway - "Słońce też wschodzi"

Bronisław Zieliński - "Dziennik z pobytu u Ernesta Hemingwaya"  

Komentarze

  1. Niezwykle interesująca, jak zawsze błyskotliwa i zachęcająca recenzja Pani Aniu . Dziękuję za nią i gratuluję dobrego pióra:).Myślę, że ta książka to także świetna lekcja dla piszących, w wydaniu znakomitego Hemingwaya. Tworzona niejako dla żartu, z zamiarem odrzucenia jej, stała się znana, pewnie ku zaskoczeniu samego autora:). Czasem ten dystans do siebie i swojej pracy decyduje o jej znaczeniu i ważności. Ot, taka trochę gra z czytelnikiem, wydawcą, drukarzami i samym sobą przesądziła o sukcesie książki:) i to jest naprawdę niecodzienne. Warto wiedzieć:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Serdecznie dziękuję za dobre słowo, Pani Małgorzato. :)
      I za to, że ma Pani ochotę czytać moje recenzje.
      Myślę, że poznawanie mniej znanych powieści znanych autorów jest bardzo ciekawym doświadczeniem, odsłaniającym danego pisarza z innej strony. Prawda?

      Usuń
    2. Oczywiście Pani Aniu, zgadzam się z Panią.

      Usuń
  2. Niezwykle interesująca recenzja. Podziwiam tak styl jej napisania, jak i wiedzę wykraczającą poza sam utwór literacki. Ciekawostki dotyczące dzieła lub autora zawsze czytam z wielkim zainteresowaniem, stanowią bowiem barwne uzupełnienie tekstu.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz