John Steinbeck – „Myszy i ludzie”

Książka na tle zachmurzonego nieba i wierzb


„– Faceci tacy jak my – zaczął George – nie mają rodziny. Co zarobią trochę grosza, to zaraz to przepuszczają. Nie mają na świecie nikogo, pies z kulawą nogą się nimi nie przejmuje. 

– Ale my to co innego! – zawołał radośnie Lennie. – Teraz powiedz o nas. 

George milczał przez chwilę. 

– Ale my to co innego – rzekł wreszcie. 

– Bo ja... 

– Bo ja mam ciebie, a... 

– ... a ja ciebie!”[1]

 

Lata trzydzieste. Stany Zjednoczone pogrążone są w wielkim kryzysie. Farmerzy z północy, nie mogąc spłacić długów ani utrzymać się ze swojej pracy, przemieszczają się do Kalifornii, żeby tam szukać zajęcia na cudzych ranczach.

Wśród tych, którzy przybyli do Doliny Kalifornijskiej, nad rzekę Salinas, są również dwaj przyjaciele: George Milton i Lennie Small. George jest robotnikiem lichej postury i dużej bystrości. Lennie, wprost przeciwnie, jest upośledzonym umysłowo olbrzymem. Posiada ogromną siłę, nad którą nie ma jednak żadnej kontroli. Obaj imali się już różnych robót, lecz za sprawą upośledzenia Lennie’ego nigdzie nie zagrzali miejsca.

Przyjaciele zatrudniają się u pana Curleya, żeby zarobić na życie przenoszeniem worków ze zbożem, ale w głębi duszy pielęgnują wielki sen: liczą na to, że pewnego dnia kupią kawałek ziemi, założą własne gospodarstwo i, zyskawszy finansową niezależność, będą uprawiać rolę i hodować króliki. To marzenie dodaje im sił i pozwala przetrwać trudne czasy.

Czy zdołają osiągnąć cel? A może rojenia o własnym kawałku ziemi pozostaną jedynie rojeniami?

Na te pytania John Steinbeck odpowiada w powieści „Myszy i ludzie”.

Powieść, po raz pierwszy opublikowana w roku 1937, jest nieodrodnym dzieckiem swoich czasów: stworzona w latach trzydziestych, przedstawia Amerykę doby wielkiego kryzysu. Opisując stosunki panujące na ranczu pana Curleya, noblista opisuje zarazem Stany Zjednoczone, a robi to uderzająco realistycznie – czy też, mówiąc kolokwialnie, bez upiększeń. Z kart książki wyłania się kraj wielkich marzeń i równie wielkiego ubóstwa. Najemni wyrobnicy tyrają od rana do nocy, a to, co otrzymują w zamian, nie starcza im na godziwy byt. Jeden z pracowników Curleya, starszy człowiek nazwiskiem Candy, stracił przy pracy rękę i od tamtej pory dręczy go obawa, że jeśli wskutek swego kalectwa nie będzie już użyteczny, zostanie bez środków do życia. Inni zapijają smutki albo zagłuszają je w „parszywych burdelach”.

Steinbeck demaskuje amerykański wielki sen, a że robi to na przykładzie konkretnych postaci, których portrety pomimo niepokaźnych rozmiarów książki przemawiają do wyobraźni, wrażenie jest ogromne. Czytając, zastanawiałam się nad doborem imienia i nazwiska głównego bohatera. Imię dzieli George z Waszyngtonem, powszechnie uważanym za ojca narodu amerykańskiego, a nazwisko – z Johnem Miltonem, którego kojarzy się z kolei z rajem utraconym. Przypadek? Nie sądzę.

Ameryka „Myszy i ludzi” to także kraj, w którym kobiety i Afroamerykanie byli niejako zepchnięci na margines. Dolę tych pierwszych przedstawia Steinbeck poprzez postać żony syna właściciela rancza, bezimiennej (szczegół nie bez znaczenia!) młodej kobiety, która musiała zrezygnować z aspiracji zawodowych na rzecz ponurego życia u boku sobkowatego męża. Położenie drugich najlepiej oddają słowa czarnoskórego Crooksa, który w rozmowie z Lennie’em utyskuje na swój los:

„– Mnie  nie chcą w waszym baraku, a ja nie chcę ciebie w mojej izbie. 

– Dlaczego cię nie chcą? – zapytał Lennie. 

– Bo jestem czarny. Grają w karty, ale ja nie mogę grać z nimi, bo jestem czarny. Mówią, że śmierdzę”[2].

 

Siłą powieści Steinbecka jest jednak jej ponadczasowość. Chociaż książka, jak wspominałam, jest nieodrodnym dzieckiem swojej epoki, błędem byłoby redukowanie jej do obrazu Stanów Zjednoczonych lat trzydziestych. „Myszy i ludzie” to przede wszystkim piękna, oszczędna w stylu opowieść o sile przyjaźni, która może połączyć dwie zupełnie różne osoby i dla której nawet upośledzenie nie jest zawadą, o przywiązaniu, które czasem zmusza do podjęcia dramatycznych decyzji, i o marzeniach, o które mimo wszystko warto walczyć, ponieważ ich pielęgnowanie pomaga stawić czoła trudnościom.

 

 

Prószyński i S-ka

Warszawa 2012

Tłumaczył Zbigniew Batko 

8/10

 

 

John Steinbeck - „Grona gniewu”



[1] John Steinbeck, Myszy i ludzie, tłum. Zbigniew Batko. Prószyński i S-ka, Warszawa 2012, s. 116-117.

[2] Tamże, s. 78.

Komentarze

  1. Piękna recenzja ponadczasowej powieści Steinbecka. Dziękuję za tak znakomite przypomnienie o tej pozycji, do lektury której chyba powrócę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję. :) Szczerze polecam powrót, to piękna książka.

      Usuń
  2. Piękna to opowieść o przyjaźni i realiach życia w Ameryce lat 30 - tych XX wieku. Bardzo mi się spodobało, że tak dogłębnie ujęła Pani problematykę społeczną tamtych lat. Uwielbiam Steinbecka i mogłabym czytać go nieustannie:), a ,, Myszy i ludzie" to wzruszająca lektura świetnie przez Panią zrecenzowana, gratuluję!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję.
      Dziękuję także i za to, że zachęciła mnie Pani swoją recenzją do lektury tej wspaniałej opowieści!
      Pozwolę sobie zapytać: którą z książek Steinbecka szczególnie by Pani poleciła?

      Usuń
  3. Pani Aniu, mnie najbardziej ujęła powieść ,, Na wschód od Edenu", a w drugiej kolejności ,, Grona gniewu". Ale również opowiadania Steinbecka to wspaniałe literackie przeżycia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pani Małgorzato, dziękuję za poradę. Z radością skorzystam. :)
      Najpierw jednak muszę uporać się z tym, co czytam obecnie (mam niedobry zwyczaj czytania kilku książek naraz...).

      Usuń
  4. Pani Aniu, doskonale rozumiem:), choć w moim przypadku zwyczaj dotyczy głównie czytania książek dość obszernych i wymagających skupienia, co oczywiście pochłania dużo czasu. Ale właśnie tak lubię: niespiesznie delektowac się dobrą książką, ale to też ma skutki uboczne, gdyż nieustannie wzrasta liczba tych czekających w kolejce do przeczytania:). Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz