John Steinbeck – „Grona gniewu”

Książka na tle serwetki z kiściami winogron


„– Wiem – odpowiedział spokojnie. – Wiem, że jestem już do niczego. Wciąż tylko myślę i myślę, jak było kiedyś. Od rana do wieczora myślę o naszych stronach, a przecież nigdy ich już nie zobaczę.

– Tutaj jest dużo ładniej… i ziemia lepsza.

– Ano niby tak. Ja tam tego nawet nie widzę i tylko wciąż myślę o tym, jak tam teraz z naszej wierzby lecą liście. Czasem znowu przychodzi mi do głowy, że trzeba załatać dziurę w płocie za domem. Dziwne jakieś to wszystko!”[1].

 

„Starych drzew się nie przesadza”, głosi znane porzekadło.

„Grona gniewu”, słynną realistyczną powieść Johna Steinbecka z 1939 roku, można by przy odrobinie dobrej woli potraktować jako luźną wariację na ten temat.

Jest to powieść o wielkiej nędzy i wielkiej rozpaczy, z której jednak wykwitają równie wielkie nadzieje. Jest to powieść o poszukiwaniu szansy na nowe, szczęśliwsze, bardziej dostatnie życie. Jest to wreszcie powieść o sile rodziny, która daje wsparcie w każdej sytuacji, na przekór wszelkim trudnościom i życiowym zawieruchom.

Rzecz dzieje się w Stanach Zjednoczonych doby Wielkiego Kryzysu. Ludzie, którzy do tej pory utrzymywali się z ciężkiej pracy na roli, nagle zostają pozbawieni środków do życia. Kapitał skupia się w rękach nielicznych, zadłużenie rośnie, ciągniki wypierają pracę człowieka, mali farmerzy padają ofiarą bezdusznego systemu. Coraz więcej osób decyduje się rzucić wszystko na jedną szalę i szukać szczęścia w Kalifornii.

Wśród nich są Joadowie z Oklahomy: babka, dziadek, wujek John, matka, ojciec oraz ich dzieci: Noah, Al, Rose of Sharon (żona Connie’ego), Ruthie i Winfield. Tuż przed wyjazdem dołącza do nich Tom, główny bohater powieści, który powraca do rodzinnego domu po czterech latach pobytu w więzieniu. Tom, będący na zwolnieniu warunkowym, ma zakaz opuszczania stanu, ale i on ostatecznie decyduje się wyruszyć do Kalifornii.

Rodzina sprzedaje cały swój dobytek, a resztę ładuje na ciężarówkę i jedzie w daleką podróż. A im bardziej oddala się od domu, tym bardziej dotkliwie życie weryfikuje jej marzenia…

Pisząc powieść, Steinbeck opierał się na doświadczeniach, które zebrał, gdy wraz z migrantami podróżował do Kalifornii, obserwując życie najemnych pracowników i ich tułaczkę po kolejnych obozach, nazywanych Hoovervilles „na cześć” prezydenta Hoovera. Materiały, jakie wówczas zgromadził, ukazały się na łamach „San Francisco News”.

W „Gronach gniewu” wyraźnie wyczuwa się to reporterskie zacięcie. Fragmenty poświęcone perypetiom rodziny Joadów raz po raz przeplatają się z obszernymi wstawkami o bardziej przekrojowym charakterze. Steinbeck porzuca swoich bohaterów, żeby przedstawiać tło historyczne, tłumaczyć pewne procesy, naświetlać genezę określonych zjawisk, portretować całą grupę społeczną… krótko mówiąc, tworzyć rozległą panoramę tamtych burzliwych czasów. Nadaje tym samym swojej książce iście epickiego rozmachu. 

„Grona gniewu” czyta się jak podręcznik do historii, który jednak nie poprzestaje na suchych faktach, a to, że przez wielką historię przewijają się bohaterowie z krwi i kości (bo tacy niewątpliwie są Joadowie), sprawia, że pochłania się kolejne partie z niegasnącą ciekawością. (W moim przypadku ciekawość była tak duża, że w miarę czytania zasięgałam informacji także z innych źródeł, żeby dowiedzieć się o tamtych dramatycznych czasach czegoś więcej.) 

To, że fabuła koncentruje się wokół motywu podróży („Grona gniewu” są również powieścią drogi), jest ciekawym zabiegiem, który czyni lekturę bardziej dynamiczną. Podążając słynną Drogą 66, Joadowie poznają kolejne miejsca, zawierają nowe znajomości, rozmawiają… Przed ich oczami – a tym samym przed oczami nas, czytelników – rozkłada się cały wachlarz charakterów, postaw i poglądów. Obok przerażających obrazów nędzy pojawiają się budujące przykłady ludzkiej solidarności, współczucia i chęci niesienia pomocy. Okazuje się, że skrajne ubóstwo może nie tylko uwypuklić wady, lecz także wydobyć z człowieka jego najlepsze strony.

„Ludzie nasi są poczciwi, ludzie nasi mają dobre serca. Prośmy Boga, aby stali się kiedyś bogaci. Módlmy się, aby nadszedł dzień, w którym dzieci nie będą głodne”[2].   

W istocie, nad powieścią unosi się duch wiary. Nie ma w niej moralizatorstwa, wyczuwa się jednak nienachalną obecność ideałów ewangelicznych, a pewne wątki – na przykład wątek byłego pastora, Jima Casy’ego, który udał się na pustynię, aby tam rozmyślać o swoim powołaniu – wprost kojarzą się z Chrystusem. W jednej z kluczowych scen Tom Joad cytuje wyimek z Pisma Świętego.

„«Lepiej tedy dwom być społem niż jednemu, albowiem mają pożytek ze swego towarzystwa. Jeśli jeden upadnie, drugi go podeprze. Biada samemu, bo jeśli upadnie, nie ma nikogo, kto by go podniósł». (…) Casy mówił, że tak jest w Księdze Eklezjasty”[3].      

„Grona gniewu” to olbrzymia powieść, nakreślony z wielkim rozmachem fresk, który trudno streścić w kilku akapitach. Nie jest też łatwo jednoznacznie określić, co decyduje o tym, że wrażenia wyniesione z lektury pozostają z nami na dłużej. Ciekawy pomysł na fabułę? Być może. Wyraziste portrety bohaterów? Zapewne. Znakomity warsztat pisarski? Oczywiście, przecież to noblista! Mnie jednak najbardziej urzekło coś innego. Steinbeck opisuje trudne czasy, epokę wielkiej nędzy i wielkiego wyzysku, zgnębionych robotników i bezdusznych bankierów. Grzmi przeciwko kapitalistom i rozsnuwa wizje dojrzewających gron gniewu, które kiedyś wydadzą owoce buntu. Pomiędzy tym wszystkim wyczuwa się jednak żarliwą miłość pisarza do własnego kraju i jego mieszkańców.

Książki nie polecę, bo jest to pozycja o tak ugruntowanej sławie, że byłoby to ze wszech miar zbyteczne. Napiszę tylko, że każda godzina poświęcona lekturze była znakomicie spędzonym czasem, a przygoda z „Gronami gniewu” nie skończyła się po zamknięciu powieści i odłożeniu jej na półkę. Takie dzieła jak to utrwalają się w pamięci na lata. 

Klasyka w najlepszym wydaniu. 

 

 

 

Wydawnictwo Prószyński i S-ka

Warszawa 2012

Tłumaczył Alfred Liebfeld

8,5/10

 

    

 

[1] John Steinbeck, Grona gniewu, tłum. Alfred Liebfeld, Wydawnictwo Prószyński i S-ka, Warszawa 2012, s. 625.

[2] Tamże, s. 353.

[3] Tamże, s. 618.

             

           

                

Komentarze

  1. Pani Aniu!, tak wspaniale oddała Pani ducha tej pięknej epickiej opowieści, że ci, którzy jej nie czytali z pewnością wcześniej czy później sięgną po nią:). Dla mnie Steinbeck jest wybitnym i inspirującym pisarzem, uwielbiam jego twórczość, a najbardziej ujmuje mnie moc wiary w człowieka i autentyczne pochylanie się nad jego człowieczym losem. Dla mnie Steinbeck jest pisarzem niosącym nadzieję. Mam takie przeczucie, że był to po prostu dobry człowiek. Bardzo się cieszę z tej recenzji i serdecznie za nią dziękuję.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobry człowiek i bardzo bystry obserwator. Też odnoszę takie wrażenie.
      Książka mnie urzekła, a zakończenie jest po prostu wspaniałe.

      Czy mogę zapytać, którą z powieści Steinbecka poleca Pani najbardziej? Wiem, że niełatwo dokonać takiego wyboru, ale może jest coś, co mogłaby Pani szczególnie zarekomendować?

      Życzę dobrego wieczoru i dziękuję za jakże serdeczny komentarz.

      Usuń
  2. Lektura "Gron gniewu" jeszcze przede mną, za to - zachęcona poprzednią recenzją książki Steinbecka - powróciłam do "Myszy i ludzi". Jestem w trakcie czytania tego utworu. Zgadzam się z przedmówczynią, "autentyczne pochylenie się nad człowiecznym losem" jest czymś, co sprawia, że teksty tego amerykańskiego pisarza na długo zapisują się nie tylko w pamięci, ale i sercach czytelników.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W pełni się zgadzam. "Myszy i ludzie" to książka, do której za jakiś czas też będę chciała powrócić, bo naprawdę warto. "Grona gniewu" gorąco polecam. :)

      Usuń
    2. Pani Aniu, mnie najbardziej urzekło ,, Na wschód od Edenu", to właśnie jest moja ulubiona powieść Steinbecka, gorąco polecam:)

      Usuń
    3. Dziękuję. NA PEWNO przeczytam. :)

      Usuń
  3. Świetna recenzja :)
    Zgadzam się, że to klasyka w najlepszym wydaniu. Na mnie ta książka zrobiła ogromne wrażenie, chyba najbardziej wiarą w ludzką solidarność.
    Galene

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, przesłanie mimo wszystko daje nadzieję.
      Dziękuję za dobre słowo. :)

      Usuń

Prześlij komentarz