Józef Ignacy Kraszewski – „Kamienica w Długim Rynku”

 Książka i bluszcz na tle muru


 Miasta jak ludzie mają właściwą fizjognomią, a śmiesznym by było utrzymywać, że ona jest dziełem przypadku i nie ma żadnego głębszego znaczenia. Owszem, jak w człowieku, tak w mieście rysy ogolne twarzy dla fizjognomisty mówią wiele… tak wiele, iż w nich przeszłość niemal całą, teraźniejszość w części, a przyszłość choć po trosze odczytać można”[1].

 

Kamienica w Długim Rynku, czyli powieść, która chwyta za serce nie tylko miłośników Gdańska” – gdyby kazano mi nadać recenzji jakiś podtytuł, ten byłby może najbardziej odpowiedni. Bo książka zaiste ogromnie przypadła mi do gustu.

Kraszewski zastosował w niej bardzo ciekawy zabieg: ukazując historię wspaniałej, zabytkowej i ze wszech miar nietuzinkowej kamienicy na gdańskim rynku, ukazał w istocie dzieje kilku pokoleń rodu Paparonów, a przy tej okazji – kilku pokoleń gdańszczan.

Burzliwe były to dzieje. Na przestrzeni wielu dziesiątek lat, które od praprapradziada doprowadziły nas do właściwych bohaterów powieści – Jakuba i jego córki Klary – powstało i podupadło wiele fortun, zyskało rozgłos i popadło w niełaskę wiele postaci.

„W mieście takim, jak Gdańsk, gdzie żyły złota jak w Kalifornii jednego dnia otwierały się szczęśliwym, a drugiego wysychały do szczętu… gdzie pracą od szeląga nabywały się majątki, a upojeniem zbogacenia traciły, gdzie wczorajszy ulicznik mógł być niedługo kapitalistą, a kapitalista nędzarzem… pojąć łatwo, co pieniądz, ten wszechmogący pan świata… figlów płatał, dramatów rozwiązywał niespodzianie, i ile dawał szczęścia, co wywoływał wstydu… i boleści” (s. 6).   

Paparonowie cieszyli się w Gdańsku opinią fantastów i dziwaków. Syn protoplasty rodu, który przybył do miasta nie wiadomo skąd, poświęcił się wraz z małżonką upiększaniu odziedziczonej po ojcu kamienicy, a ponieważ był człowiekiem majętnym i nie szczędził grosza na realizację swoich artystycznych wizji, rodowa siedziba przedzierzgnęła się z czasem w prawdziwy pałac. Gdy jednak jego potomek, znany w okolicy dusigrosz, ukrył przed śmiercią rodowy dobytek, Paparonowie z krezusów zamienili się w niezamożnych ludzi, a ich poszukiwanie zaginionego skarbu stało się przedmiotem podrwiwań połowy miasta.

Kiedy więc w drugiej połowie XIX wieku (bo właśnie wówczas rozgrywa się właściwa akcja powieści) jedyna córka Józefa Paparony, Klara, zakochuje się z wzajemnością w synu bogatego bankiera, Teofilu Wudtke, chciwy finansista postanawia udaremnić matrymonialne plany młodych. Nie bacząc na to, że dziewczyna jest nadzwyczaj piękna, mądra i dobra, i za nic sobie mając zdanie samego Teofila, chwyta się wszelkich sposobów, żeby rozdzielić zakochanych.

Wątek Teofila i Klary, których szczera i czysta miłość wystawiona zostaje na ciężką próbę, splata się w powieści z równie zajmującym wątkiem poszukiwania ukrytej gdzieś rodowej fortuny Paparonów. Biegłość, z jaką Kraszewski łączy ze sobą te dwie historie – romans i przygodę – sprawia, że „Kamienicę w Długim Rynku” czyta się szybko i z ochotą.

Książce przydają ponadto rumieńców wyraziste, nakreślone z kunsztem i nie bez humoru portrety postaci. Obok (dosyć mdłych w swojej dobroci) aniołów pokroju Klary, poczciwców pokroju Jakuba i przewrotnych intrygantów pokroju bankiera Wudtke pojawia się nieoczywisty Fiszer, rozdarty pomiędzy umiłowaniem spokoju a nagłą słabością do córki swojego najlepszego pracownika, rozczytujący się w Swedenborgu wierny Radgosz, a przede wszystkim pułkownik Wiktor, zaginiony brat Jakuba i jego zupełne przeciwieństwo, prawdziwy kolorowy ptak. Ten niepoprawny włóczykij i wesołek wnosi do powieści tyle humoru, że dramatyczne w gruncie rzeczy perypetie głównych bohaterów wyzute są z wszelkiej zbędnej pompatyczności. 

Prowadząc swoją opowieść, Kraszewski lubi jednak odchodzić od głównego wątku i wdawać się w dygresje. Tematem tychże często jest snucie analogii pomiędzy dwoma współistniejącymi w Gdańsku narodami – polskim i niemieckim, przy czym ten pierwszy zwykle wypada lepiej niż drugi. Analogie dotyczą rozmaitych spraw: relacji rodzinnych (bankier Wundtke, chłodny i wyrachowany w stosunkach z synem, i na tym polu jest antywzorem), gościnności („W obyczajach niemieckich i ludzi kraju naszego, co je sobie przyswoili, starodawna gościnność owych wieków, w których ona była niemal religijnym jakimś obowiązkiem i tradycją… wcale nie istnieje. Życie domowe jest zamknięte… obcy rzadko i wyjątkowo przystęp do niego mają” [s. 62–63]) i nie tylko.

Nie oznacza to bynajmniej, że narodowość jest nadrzędnym kryterium przy ocenie człowieka. Kraszewski ocenia ludzi przez pryzmat ich wewnętrznych przymiotów – stawia za wzór tych, którzy, będąc zdolnymi do szlachetnych uczuć, potrafią spojrzeć poza pozory, i chłoszcze biczem ironii skąpców, którzy przeliczają uczucia na pieniądze. Po uszach dostaje się także wszystkim, których przychylność bądź niechęć uzależniona jest od statusu społecznego i majątkowego jej adresata. Krótko mówiąc, nieoczekiwane zwroty, w jakie obfituje historia rodu Paparonów, dają Kraszewskiemu asumpt do snucia słodko-gorzkich refleksji na temat ludzkiej natury.

Powieść napisana jest pięknym językiem, który w opisach polskiego wybrzeża (część akcji dzieje się w Sopocie, nazywanym wówczas Sobótką, gdyż mieszczanie bogatego Gdańska jeździli tam ostatniego dnia w tygodniu na odpoczynek niedzielny” [s. 169]) wznosi się na wyżyny artyzmu. Akcja toczy się wartko, nie brakuje dramatycznych wydarzeń (ze zbrodnią w afekcie włącznie), portrety postaci są wyraziste i nakreślone z wielką wprawą, a dygresje i z lekka umoralniające wywody, wplecione przez Kraszewskiego tu i ówdzie, nie nużą.

To ciekawa (i nietrudna) lektura, do której szczerze zachęcam wszystkich miłośników klasyki.

 

 

 

Wydawnictwo Literackie

Kraków 1987

7,5/10 

 

 

Józef Ignacy Kraszewski - "Macocha"

[1] Józef Ignacy Kraszewski, Kamienica w Długim Rynku. Powieść. Wydawnictwo Literackie, Kraków 1987, s. 5.

Komentarze

  1. Dziękuję Pani Aniu za piękne wprowadzenie mnie w lekturę ( czeka na przeczytanie). Tyle uroku ma dla mnie Kraszewski!: zarówno ten nieco archaiczny lecz piękny język, ciekawa fabuła oparta o historię i przygodę, nawet częste dygresje w jego powieściach także mają swój urok, zwłaszcza dla miłośników klasyki. ,,Kamienica..." jest o Gdańsku, pięknym mieście z bogatą przeszłością, które bardzo mi się podoba:-). Pani wyborna recenzja okraszona cytatami zachęca nas zarówno do zwiedzania tegoż miasta jak i wnikania w jego historię poprzez np. przeczytanie tej ciekawej książki. Pięknego dnia Pani życzę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, Pani Małgorzato. Szczerze zachęcam do lektury, to taka mała i miła odskocznia od codziennych spraw. Bardzo przyjemna książka, napisana językiem, który mnie urzeka.
      Bardzo się cieszę, że powróciłam do Kraszewskiego.
      Wzajemnie, Pani Małgorzato. Pięknego dnia!
      I oczywiście chętnie poznam Pani wrażenia po lekturze "Kamienicy"! :)

      Usuń
  2. Chętnie bym przeczytała tę ciekawą powieść. :) Nie mogę zrozumieć, w jaki sposób Kraszewski zdołał napisać aż tak wiele książek... Kiedyś, około dwanaście lat temu, grupka blogerów czytała książki Kraszewskiego i dyskutowała o nich. Poznałam wtedy kilka jego dzieł. Najmilej wspominam „Szaloną”, „Powrót do gniazda”, „Nad modrym Dunajem” i „Zygzaki”.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szczerze zachęcam do lektury. :) Książka jest nieobszerna, a napisana w taki sposób, że trudno się nie uśmiechać. Już nie pamiętałam, że Kraszewski miał tyle poczucia humoru.
      Kiedyś zastanawiały mnie tajemnice takiej pisarskiej płodności a' propos Balzaka, którego bardzo lubię, ale zdaje się, że Kraszewski może się pochwalić znacznie większym dorobkiem... Niesamowite.
      Zajrzę do powieści, które polecasz, bo z tej czwórki znam tylko "Powrót do gniazda". Dziękuję za rekomendacje. :)

      Usuń
  3. Podziwiam, że znajdujesz takie zapomniane perełki literackie :) Wstyd się przyznać, ale w ogóle nie znam Kraszewskiego. Warto od tej książki zacząć spotkanie z jego twórczością, czy może polecasz coś innego?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za miłe słowo. :)
      Myślę, że "Kamienica" to niezły początek. Ostatnio czytałam powiastkę pt. "Ewunia", którą mogłabym polecić ze względu na to, że wprost skrzy się dowcipem. Jest też obszerna powieść pt. "Macocha, z podań XVIII wieku", która z kolei przynosi barwny obraz Rzeczypospolitej na progu upadku - rzecz dzieje się za Stanisława Augusta Poniatowskiego. Jest to przy tym powieść, w której bez przerwy coś się dzieje, przygoda goni przygodę. Momentami bywa naiwna, ale na ogół może się podobać. :)

      Usuń
    2. Dziękuję za propozycje :)
      Najbardziej pociągająca wydaje mi się ta dziejąca się za czasów Poniatowskiego, bo bardzo lubię czytać o tym okresie historycznym.

      Usuń
    3. Jeżeli lubisz czytać o czasach Poniatowskiego, to "Macocha" z pewnością Cię nie rozczaruje. To powieść napisana z wielkim rozmachem, w której obok fikcyjnych bohaterów pojawiają się postacie historyczne - Poniatowski, Bogusławski, jest nawet Bohomolec. Zachęcam do lektury. :)

      Usuń

Prześlij komentarz