Od warszawskich salonów, przez apartamenty generała i ubogie lepianki, po… dziuplę w dębie – zdumiewające są drogi, którymi Józef Ignacy Kraszewski prowadzi nas w książce pt. „Cześnikówny”.
Ta wydana w 1876 roku powieść, zaliczająca się do mniej znanych pozycji w dorobku płodnego pisarza, ma w istocie wszelkie predyspozycje ku temu, żeby cieszyć się większą popularnością – są w niej miłość i zdrada, uwodziciel i zazdrosny mąż, sprawnie poprowadzona intryga i trzymająca w napięciu akcja, z rozmachem nakreślone, oryginalne postacie i dość nieoczywiste rozwiązanie. Słowem, wszystko, czego mogliby sobie życzyć miłośnicy poczytnych powieści.
Rzecz dzieje się w drugiej połowie XVIII wieku. Pewnej niedzieli w małym miasteczku nad Bugiem odbywa się targ. Z okolicznych wsi zjeżdżają włościanie, wokół jest gwarno, ale największy tłum zgromadził się wokół gospody Chaima. Tam niemłoda już kobieta, w łachmanach i z wieńcem z przywiędłych polnych kwiatów na głowie, tańczy, skacze i śpiewa. Przyjezdni nie wiedzą ani nie śmieją przypuszczać, że ta budząca litość postać, na której twarzy malują się obłąkanie i pijaństwo, jest w istocie szlachcianką, starszą z dwóch córek cześnika.
W tym samym czasie pod gospodę zajeżdża zaprzężony w cztery konie, obładowany tłumokami powóz podróżny. Z ekwipażu wysiada wytworna, zakwefiona pani, średnich już lat, lecz nadal uderzająco piękna. Gdy przypadkiem zauważa śpiącą pijaczkę, którą tymczasem jakaś miłosierna dusza umościła na stronie, i rozpoznaje w niej dawno niewidzianą siostrę, jej zdumienie nie zna granic…
Tak oto wkraczają na karty powieści dwie z trzech głównych osób tego dramatu, tytułowe cześnikówny. Trzecią osobą – tą, z której winy cały dramat się rozegrał – jest Michał Skórski, zamożny dziedzic, lekkoduch i hazardzista, rzadko troszczący się o innych, a często – o dogodzenie własnym kaprysom. On to uwiódł kiedyś obie siostry, rujnując ich życie i zgodę pomiędzy nimi.
Starsza, Róża, popadła potem w szaleństwo. Wpędziwszy się w chorobę („Ja mój [rozum] wrzuciłam, do studni”[1]) i w nałóg, zamieszkała w lesie, w dziupli w dębie, i poprzysięgła Skórskiemu zemstę („Mnie Pan Bóg na to przeznaczył” [s. 116]). Od tamtej pory podąża za nim jak cień, trawiona żarliwym pragnieniem pomszczenia doznanej krzywdy.
Zdawałoby się, że młodsza z sióstr, Natalia, poradziła sobie znacznie lepiej. Wyszła za mąż za generała, zapewniając tym sobie wstęp na stołeczne salony. I ona jednak nie zaznaje szczęścia – mąż-tyran prześladuje ją swoją zazdrością, a myśl o dziecku, które musiała oddać, nie daje jej spokoju. „Tobie koronki ze łzami, mnie łachamy ze śmiechem” (s. 55), orzeka Róża.
W momencie, w którym rozpoczyna się akcja, uwiedzenie jest już odległą przeszłością. Dzieje obu panien cześnikówien, wcześnie osieroconych przez ojca i żyjących z matką w bez mała ubóstwie, poznajemy z krótkiej i dość pobieżnej relacji. To nie one, lecz namiętne pragnienie zemsty jest wszakże osią tej posępnej historii. Snując swoją opowieść, Kraszewski dotyka więc odwiecznego problemu winy i pokuty, a robi to o tyle ciekawie, że nie moralizuje, nikogo nie rozgrzesza i nikogo nie potępia. W tej książce ofiara przedzierzga się w prześladowcę, a prześladowca – w prześladowanego. Trudno wprawdzie współczuć mękom nieskruszonego uwodziciela, który pobłaża sobie i nazbyt niefrasobliwie przypisuje swoje winy słabości całego męskiego rodu („Albom to ja rozpustniejszym był niż inni?” [s. 27]), ale niemal równie trudno jest nie wzdragać się wobec pewnych zachowań owładniętej obłędem Róży. Pisarz – po trosze jak powieściowy proboszcz, dobroduszny i cierpliwy staruszek, który dobrze zna dzieje bohaterów, rozmawia z nimi i stara się studzić ich zawziętość – nie feruje wyroków. Rozstrzygnięcia i moralne osądy pozostawia czytającym.
Mocną stroną powieści niewątpliwie jest kreacja tytułowych bohaterek. Pohańbione siostry, choć ciężko odchorowały dawną słabość, potrafią jednak wziąć sprawy w swoje ręce i tak pokierować wypadkami, żeby winowajca pożałował wyrządzonych krzywd.
Różyczka to niespokojny duch.
„Wielka moja pani, cóż ty mi dasz? Pałac? Cztery konie? Sługi? Wór pieniędzy? Dobraś ty! Myślisz, że po całego życia włóczędze z Cyganami i złodziejami usiedziałabym na poduszkach, w okienku z różańcem w ręku? Ale!… mnie w izbie duszno…” (s. 54).
Starsza cześnikówna bezustannie balansuje na krawędzi obłędu. Niezrównoważona we wszystkich innych kwestiach, w sprawie Skórskiego zachowuje jednak zdumiewający rozsądek i bystrość. To głęboko tragiczna, stracona dla życia postać, jedna z najbarwniejszych, najbardziej nietuzinkowych i nieoczywistych postaci kobiecych, na jakie kiedykolwiek się natknęłam.
„A toć ja wiem, że w piekle gorzeć muszę, ja i tu już początek jego mam na ziemi”, woła Róża w rozmowie z proboszczem. „Takiej duszy jak moja i anieli z błota nie wyciągną” (s. 116).
Kontrapunktem dla małego miasteczka jest osiemnastowieczna Warszawa, jej rozrywki i salony. Kraszewski uchyla przed nami drzwi do salonu pani Salomei, w którym regularnie gromadzą się i konwersują ludzie na poważnych stanowiskach oraz niebieskie ptaki i w którym obowiązuje określony kodeks postępowania, wprowadza nas do apartamentów generała, gdzie łatwo można wpaść w ręce szulerów i przegrać w karty cały majątek, daje wgląd w środowisko teatralne…
Ten rozmach, podobnie jak wartka akcja, obfitująca w nieoczekiwane zwroty, sprawia, że powieść czyta się szybko i z ochotą. Autorowi udaje się utrzymać napięcie, a przy tym wzbudzić w czytającym uporczywe wrażenie, że dla kogoś ta historia musi skończyć się tragicznie.
Dla kogo? Odpowiedź na to pytanie znajduje się w książce. A przeczytać ją warto, bo w „Cześnikównach” Kraszewski raz jeszcze udowadnia, że gawędziarzem jest wybornym.
Polecam!
Wydawnictwo Alfa
Warszawa 1994
7/10
Oj tak, gawędziarz z Kraszewskiego wyborny!, widać to najbardziej w jego powieściach obyczajowych. Barwne, nietuzinkowe postacie, ciekawa fabuła, styl jakże ujmujący i dziś już niespotykany...lubię sięgać od czasu do czasu po jego powieści i zanurzać się w te dawne historie. Pięknie dziękuję Aniu za przypomnienie mi tej lektury i kolejne spotkanie z nieco zapomnianym, a niezwykle płodnym twórczo autorem. Miłego wieczoru:)
OdpowiedzUsuńCzęsto się zastanawiam, Małgosiu, skąd on brał tyle pomysłów na książki. To wprost niesamowite.
UsuńŚlicznie dziękuję za komentarz i życzę pięknego dnia. :)
Z recenzji wynika, że to jedna z lepszych powieści Kraszewskiego. :) Jakże inaczej wygląda życie dwóch sióstr... Jedna mieszka w dziupli, jest uzależniona od alkoholu, druga bywa na salonach. Ale obie są nieszczęśliwe, nie poradziły sobie z tragedią z młodych lat. Czuję się ogromnie zaciekawiona.
OdpowiedzUsuńSzczerze polecam tę książkę. Nie wiem, czy jest jedną z lepszych w twórczości Kraszewskiego. Na pewno jest jedną z lepszych spośród tych, które znam. A niestety, nie znam Kraszewskiego tak dobrze, jak mogłabym sobie tego życzyć...
UsuńNiemniej, portret sióstr, zwłaszcza Róży, naprawdę jest niebanalny - i choćby ze względu na niego warto sięgnąć po tę książkę. :)