Jarosław Iwaszkiewicz – „Dzień listopadowy”

 Książka na tle późnojesiennego lasu


Dzień listopadowy”, opowiadanie Jarosława Iwaszkiewicza  z 1959 roku, przybliża nam jeden dzień – choć właściwie należałoby powiedzieć: część dnia – z życia pewnego człowieka.

Jest czwarty listopada i główny bohater utworu, Karol, właśnie obchodzi imieniny.

Karol jest czterdziestoletnim mężczyzną, któremu w życiu się nie powiodło. Jego ojciec umarł bardzo wcześnie – chłopiec miał wówczas zaledwie dwa lata. W małżeństwie również mu się nie poszczęściło: Karol rozstał się z żoną. W pracy nie odniósł sukcesów, a na domiar złego zapadł na zdrowiu; przyplątała się poważna choroba serca i związane z nią napady kaszlu. Nic więc dziwnego, że Karol postanowił porzucić dotychczasowe życie i zamieszkać w leśniczówce, z dala od ludzi i – jak mogłoby się wydawać – problemów.   

„Rzecz zadziwiająca”, mówi w pewnym momencie. „Kiedy jestem sam, wszystko wydaje mi się w porządku. Wszystko pięknie. Na przykład dziś rano. Ale jak tylko pojawiają się ludzie (…), naraz wydaje mi się wszystko takie straszne. Świat się od razu odmienia”[1].

Dzień imienin wydaje się sprzyjać Karolowi. Mimo że Zaduszki były dżdżyste, to czwarty listopada przyniósł przejaśnienie. „Nie było mgły i kiedy Karol wyjrzał przez okno leśniczówki, słońce za lasem wschodziło w całej glorii. Nie było i przymrozku, tylko w całym powietrzu stała szklana przejrzystość, zapowiedź mrozu i zimy” (s. 113).

Karol cieszy się tą miłą odmianą. Poprzedniego wieczora specjalnie wysłał gajowych na obchód w dalekie rewiry, żeby byli zajęci przez cały dzień i pozostawili go w spokoju. Chce mieć czas wyłącznie dla siebie, żeby delektować się samotnością i w spokoju czytać wczorajsze gazety – bo chociaż dawno stracił złudzenia co do polityki, to przedawnione wiadomości nieodmiennie bawią go i rozpraszają. Kiedy gospodyni, Hanka, obiecuje przyrządzić dziką kaczkę zamiast, jak pierwotnie było to w planach, klusek na mleku i kaszy, wszystko wydaje się zmierzać w jak najlepszą stronę. Mizantropa czeka jednak przykra niespodzianka – oto przed leśniczówkę zajeżdża wynajęty na stacji powóz, z którego wysiada starsza dama. Karol nie jest zachwycony, gdy odkrywa, że po czterech latach milczenia matka postanowiła złożyć mu imieninową wizytę.

Rozmowa tych dwóch osób – z pozoru tak sobie bliskich, a w rzeczywistości tak dalekich – stanowi właściwą treść opowiadania. Dialog, z początku poprawny i jakby ugrzeczniony, szybko nabiera bardziej osobistych i gorzkich odcieni.

Matka odnosi się do Karola chłodno – „Gdyby była niepogoda, tobym nie przyjechała” (s. 115), mówi, nie owijając w bawełnę – on zaś nie może jej wybaczyć niegdysiejszych zaniedbań; tego, że po śmierci męża pani Starska poświęciła się karierze aktorskiej. Obowiązek wychowania syna powierzyła jego ciotce, sama zaś ograniczała się do okresowych wizyt, podczas których onieśmielała Karola swoją urodą i elegancją, ale także obcością.  

„Mama ma zawsze jakieś wymagania”, mówi Karol. „Chciałaby mama, abym mamę kochał jak syn – a mama mnie nigdy jak syna nie traktowała” (s. 117).

Rozmowa staje się boleśnie szczera, a Iwaszkiewicz w sposób prosty, ale zarazem sugestywny oddaje to przejmujące emocjonalne crescendo. Pokazuje niemożność porozumienia się matki i syna, a więc dwojga ludzi, dla których porozumienie powinno być czymś naturalnym.

Karol jest rozgoryczonym i głęboko rozczarowanym człowiekiem, który zdaje się już niczego nie oczekiwać od życia.  

„To nie życie – to sen. Rozumie mama? Ciężki sen. A jak się z niego zbudzę, wpadnę w inny sen. I nic tu nie pomoże, żadne samobójstwo kwestii nie rozwiąże – jak nie wiem, po co żyłem, tak nie wiem, po co umrę. (…) Taedium vitae – i to od dawna, od młodości” (s. 124).

A jednak podświadomie nadal pragnie zrozumienia i matczynej miłości. Pani Starska nie potrafi mu jej dać. Mimo że wiele lat spędziła na scenie – a może właśnie z tego powodu – nie jest w stanie wyjść poza swój egoizm i dostrzec prawdziwego dramatu, jaki rozgrywa się na jej oczach, w duszy jej syna.

Opowiadanie, choć krótkie, jest więc wnikliwym studium psychologicznym.

Melancholijny, niebywale posępny nastrój wzmaga panująca wokół aura. Listopadowy dzień, choć nie jest dżdżysty, stanowi przecież zapowiedź mrozu, zimy i zamierania, które niesie ze sobą ta pora roku. Aura współgra z duchową kondycją Karola, a tytuł – „Dzień listopadowy” – nabiera drugiego, metaforycznego znaczenia.

Tekst jest krótki, to zaledwie literacka miniaturka, ale skłania do zadumy i na długo zapada w pamięć.

Fakt, że rzecz dzieje się w leśniczówce, przywodzi na myśl inne opowiadanie Iwaszkiewicza, „Brzezinę”. Podobieństw jest sporo, oba utwory nastrajają refleksyjnie i melancholijnie, ale „Dzień listopadowy” jest jeszcze bardziej ponury, jeszcze mocniej przesiąknięty poczuciem beznadziei.

Warto wspomnieć, że w 1970 roku Edward Żebrowski nakręcił na kanwie tekstu Iwaszkiewicza film krótkometrażowy o tym samym tytule. Karola zagrał w nim Leszek Herdegen, a panią Starską – znakomita Hanna Skarżanka. Film jest czarno-biały i wyśmienicie oddaje panujący w utworze klimat. Myślę, że może być świetnym dopełnieniem lektury.  

Najpierw jednak polecam sięgnąć po opowiadanie. Bo to prawdziwa perełka.  

 

*         *         * 

 

Utwór dedykowany jest Renie Jeleńskiej. To barwna postać, której warto byłoby przyjrzeć się nieco bliżej... 

 

 

 

Czytelnik

Warszawa 1980

8/10

 

 

Jarosław Iwaszkiewicz - "Panny z Wilka" 

[1] Jarosław Iwaszkiewicz, Dzień listopadowy [w tegoż:] Opowiadania, tom V. Czytelnik, Warszawa 1980, s. 121.

Komentarze

  1. Uwielbiam takie właśnie literackie perełki!, a jeśli wyszły spod pióra Jarosława Iwaszkiewicza, tym bardziej są dla mnie cenne. Jest w tym coś nieuchwytnego, metafizycznego, co pozostaje w czytelniku na długo. Ogromny szacunek dla talentu i twórczości jednego z moich ulubionych pisarzy. Piękne dzięki Aniu za wydobycie na światło dzienne tejże literackiej impresji oraz zaciekawienie czarno- białym filmem, który chętnie odnajdę i obejrzę. Łączę serdeczne pozdrowienia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzień dobry, Małgosiu! Oj, ja też przepadam za Iwaszkiewiczem, za jego znakomitym piórem i umiejętnością wnikliwego wejrzenia w duszę człowieka.
      Film warto zobaczyć, łatwo go znaleźć w sieci. Szczerze mówiąc, to pierwsza rzecz, jaka "wyskakuje", kiedy wpisuje się "Dzień listopadowy" do wyszukiwarki. ;)

      Zaintrygowała mnie też postać, której utwór jest dedykowany, i obiecuję sobie dowiedzieć się o niej czegoś więcej.

      Pozdrawiam bardzo serdecznie, Małgosiu, i życzę, żeby to był piękny... dzień listopadowy. :)

      Usuń
  2. Literacki geniusz Iwaszkiewicza jest niezaprzeczalny. Też lubię jego pióro i refleksyjność, jaka pozostaje po lekturze jego dzieł. Bardzo zaintrygowała mnie postać Reny Jeleńskiej. Z niecierpliwością będę wypatrywać na Twoim blogu jakiś bliższych informacji na jej temat. Dziękuję za recenzję.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To ja ślicznie dziękuję. I cieszę się, że mamy podobne odczucia co do Iwaszkiewicza.
      Co do Reny Jeleńskiej... intryguje mnie ta postać i jeżeli tylko nadarzy się taka sposobność, na pewno wspomnę o niej w którejś z przyszłych recenzji. :)
      Pozdrawiam serdecznie. :)

      Usuń
    2. Będę na to czekać, a przy okazji z radością wypatrywać nowych recenzji. 🙂 Nie tylko dzieł Iwaszkiewicza. 😉

      Usuń
    3. Dziękuję! :)

      Usuń

Prześlij komentarz