„Tak jak wszystko, słowa mają swoje co, swoje jak i swoje dlaczego. Niektóre uroczyste, zadają nam pytanie z patosem, pusząc się, jakby je przeznaczono do wielkich rzeczy, a potem się okazuje, że były zaledwie lekką bryzą, niezdolną do poruszenia choćby skrzydła wiatraka, inne, zwyczajne, zwyczajowe, codzienne, w sumie prowadzą do konsekwencji, których nikt nie odważyłby się przewidzieć, nie po to się urodziły, a jednak wstrząsają światem”[1].
Historia Kaina jest powszechnie znana, wchodzi on bowiem w poczet najsłynniejszych postaci biblijnych. Jest synem pierwszych ludzi, Adama i Ewy, którzy żyli w ogrodach Edenu i cieszyli się względami Boga dopóty, dopóki wąż nie skusił Ewy do złamania Bożego zakazu i skosztowania jabłka z drzewa wiadomości dobrego i złego. Wystąpiwszy przeciwko woli Pana, Adam i Ewa zostali wygnani z raju. On miał odtąd w pocie czoła uprawiać rolę, a ona – w bólach rodzić dzieci.
Pierwszym dzieckiem był Kain, drugim – Abel. Kain zajmował się uprawą, Abel zaś – pasterstwem. Obaj bracia składali Bogu ofiary, każdy wedle możności: starszy ofiarowywał płody roli, młodszy – bydło. Widząc, że Pan docenia ofiarę Abla, a jego własną gardzi, Kain w porywie złości targnął się na życie brata. Bóg naznaczył go przez to znamieniem i skazał na wieczną tułaczkę. Kain zamieszkał w kraju Nod, położonym na wschód od Edenu.
Tyle o pierwszym bratobójstwie w dziejach świata dowiadujemy się z Księgi Rodzaju.
Portugalski noblista, José Saramago, odwołuje się do tej historii i czyni ją kanwą swojej ostatniej powieści. O tym, jakiego rodzaju jest to odwołanie, poucza nas już w pierwszym z trzynastu rozdziałów. Wyjaśnia w nim bez ogródek, że „wsadzi łapy” w „pouczającą i ostateczną historię kaina”, po czym uściśla, że zrobi to „z nigdy wcześniej niewidzianą bezczelnością” (s. 13).
Uściślenie jest zasadne, bo tę zapowiadaną „bezczelność” widać w każdym bez mała akapicie. Choć często przeradza się ona w obrazoburstwo i gwoli ścisłości należałoby zaznaczyć, że to drugie określenie – obrazoburstwo – jest znacznie bardziej adekwatne.
Bóg Saramago nie jest Bogiem, jakiego znamy z Biblii – to pyszałek i zazdrosny o swoją (domniemaną) potęgę despota, który nie znosi najmniejszych objawów sprzeciwu i który wykazuje wybitną skłonność do poniewierania, a często wręcz dręczenia człowieka. Na kartach powieści dochodzi do odwrócenia ról: to Bóg staje się oprawcą, a Kain – ofiarą i oburzonym świadkiem Jego okrucieństw. Odpowiedzialność za zabójstwo Abla spada nie tylko na Kaina, lecz także – czy może: przede wszystkim – na Boga. To On popchnął Kaina do zbrodni ciągłym wywyższaniem jego brata.
„Skorzystałeś z wolności, żeby pozwolić mi zabić abla, a przecież mogłeś tego uniknąć”, oburza się Kain w jednej z licznych rozmów z Bogiem. „Wystarczyłoby, żebyś na chwilkę wyzbył się pychy nieomylności, którą dzielisz ze wszystkimi bogami, wystarczyłoby, żebyś przez chwilę był naprawdę litościwy, żebyś pokornie przyjął moją ofiarę”. I dodaje: „Tak, to prawda, [abel] zginął z mojej ręki, ale wyrok został wydany przez ciebie” (s. 33).
Ostatecznie Pan zawiera z Kainem „układ o podziale odpowiedzialności” i skazuje potępieńca na wieczną tułaczkę. Kain odkrywa, że „teraźniejszość” jest pojęciem względnym – „Wbrew temu, co zwykło się mawiać, przyszłość już jest zapisana, my tylko nie potrafimy czytać jej stron” (s. 125) – i odtąd przemieszcza się w czasie i w przestrzeni, odwiedzając znane z kart Starego Testamentu krainy i uczestnicząc w rozgrywających się tam wydarzeniach. Jest świadkiem tragedii Abrahama, któremu Pan kazał złożyć w ofierze jedynego syna, Izaaka; poznaje dzieje wieży Babel, za pomocą której ludzie pragnęli dostać się do nieba i którą Bóg zburzył jednym dmuchnięciem; widzi straszny koniec Sodomy, na którą Pan zesłał karę z ognia i siarki, nie oszczędzając niewinnych dzieci, nieponoszących odpowiedzialności za rozpasanie innych mieszkańców miasta; przygląda się tworzeniu cielca ze złota, którego czciciele ponieśli karę za bałwochwalstwo; widzi klęskę Jerycha, którego mury runęły pod dźwiękiem trąb z baranich rogów; współczuje Hiobowi, którego wierność i oddanie Pan poddał najcięższym próbom; uczestniczy w budowaniu arki Noego, a potem, gdy ziemię nawiedza potop, obserwuje z przerażeniem zajścia na pokładzie…
Saramago czerpie pełnymi garściami ze Starego Testamentu i wyzyskuje jego najbardziej krwawe ustępy, aby budować wizerunek Boga jako bezdusznej istoty. Dla uzyskania lepszego efektu zdarza mu się zmieniać przebieg zrelacjonowanych w Biblii zajść. Najbardziej jaskrawym przykładem jest może historia Abrahama, którego to Kain – a nie, jak chce Stary Testament, anioł – w ostatniej chwili powstrzymuje przed zabiciem Izaaka. To właśnie z ust Abrahama pada zarzut, w którym można by – jak sądzę – streścić stosunek portugalskiego noblisty do Boga. Oto fragment rozmowy cudem ocalonego Izaaka ze słynnym patriarchą: „A zatem pan jest do wszystkiego zdolny, do rzeczy najgorszych i najlepszych. Tak jest, Gdybyś jednak nie usłuchał rozkazu, co by się wydarzyło, zapytał izaak, Zwyczajem pana jest siać zniszczenie albo zsyłać chorobę na tych, którzy mu uchybili; Czyli że pan jest mściwy, Chyba tak, odpowiedział abraham po cichu, jakby się bał, że ktoś go usłyszy” (s. 81).
Saramago podchodzi do biblijnych zakazów i nakazów w sposób zdroworozsądkowy. Pyta ustami Kaina, „gdzie się urodziła ta niezwykła myśl, że bóg, tylko dlatego, że jest bogiem, powinien kierować intymnym życiem swoich wyznawców, stanowiąc zasady, zakazy, interdykty i inne bzdury podobnego kalibru” (s. 155); a w innym miejscu zastanawia się, dlaczego człowiek miałby ufać Panu, skoro Pan najwyraźniej nie ufa człowiekowi.
Prześmiewca suto zakrapia narrację humorem, który co i rusz przeradza się w gryząca ironię. Lubi też wynajdować w znanych w Biblii wydarzeniach ich prozaiczne, najbardziej przyziemne aspekty – pisze o nudzie, jaka musiała wkraść się w małżeńskie pożycie Adama i Ewy wskutek monotonii i braku zewnętrznych podniet, a relacjonując perypetie pasażerów arki, nie omieszkuje wspomnieć o horrendalnych ilościach zwierzęcych ekskrementów, które walały się po pokładzie i które synowe Noego były zmuszone usuwać.
Powieść ma specyficzną formę. Saramago nie stosuje wielkich liter w imionach ani nie wydziela dialogów. Owszem, bohaterowie często ze sobą rozmawiają, ale ich wypowiedzi są pooddzielane od siebie przecinkami. Efekt jest taki, że po otwarciu książki czytelnik staje przed ścianą tekstu i potrzebuje trochę czasu, żeby nieco oswoić się z tą formą.
„Kain” wyraźnie zdradza wprawne pióra autora. Książkę – pomimo wspomnianej wyżej specyficznej formy – czyta się szybko i dość łatwo. Zastanawiam się tylko, jaka głębsza intencja przyświecała jej pisaniu. Saramago odnosi się do biblijnych wątków z punktu widzenia racjonalisty, prześmiewcy i antyklerykała. Wyraźnie brakuje mu teologicznej perspektywy, co skutkuje spłyceniem i wypaczeniem starotestamentowego przekazu. Czemu to miało służyć?
Czy pisarz mógł urazić religijne uczucia części odbiorców? Podejrzewam, że mógł. Nie sądzę jednak, żeby lektura „Kaina” odwiodła prawdziwie wierzących od ich wiary. Co najwyżej podsunęła niewierzącym garść nowych argumentów w dyskusji.
Do mnie „Kain” nie przemówił. Nawiązując do otwierającego recenzję cytatu… dostrzegłam patos postawionych w książce pytań, ale nie wydały mi się one czymś, co mogłoby „wstrząsnąć światem”. Dla mnie były raczej „lekką bryzą”…
Dom Wydawniczy Rebis
Poznań 2013
Tłumaczył Wojciech Charchalis
5/10
Komentarze
Prześlij komentarz