„Sezonowa miłość” to powieść Gabrieli Zapolskiej z 1905 roku.
Główną bohaterkę, Tuśkę Żebrowską, poznajemy w momencie, gdy po powrocie z zakupów starannie przelicza pieniądze. Scena nie jest przypadkowa – szybko okazuje się, że motyw finansów odgrywa w powieści ważną rolę.
Tuśka jest żoną i matką. Mieszka w Warszawie, w niewielkim mieszkaniu, w którym tłoczy się z mężem i kilkorgiem dzieci. Jej mąż jest nudnym, bezbarwnym człowiekiem. Pracuje jako urzędnik i nie wyróżnia się pod żadnym względem – ani urodą (jest chudy i łysawy), ani charakterem. Drobny, grzeczny, niepozorny, zajmuje mało miejsca w życiu własnej żony. „Od całych lat «nie widziała» go przed sobą. Był zawsze obok niej, nawet w chwilach zbliżenia. Nie przychodziło jej na myśl spojrzeć na niego”[1]. Stosunki między małżonkami rzutują na całą rodzinę. Tuśka i jej najbliżsi są „zawsze skryci, nieufni, jakby wszyscy w niedomówieniach i domysłach pogrążeni”. Chroniczny brak szczerości jest „znamienną cechą całego ich pożycia” (s. 7).
Tuśka nie jest szczęśliwa. Nie wie, czym są cieplejsze uczucia, nie zna porywów namiętności, a do tego musi liczyć się z każdym groszem. Marzy o innym życiu, o wystawnych przyjęciach i wykwintnej garderobie, ale jej mąż wydaje się zadowalać skromną posadą i nie myśli o robieniu kariery. Monotonia takiego bytowania wpędza bohaterkę w (domniemaną) chorobę. Tuśka zabiera więc swoje najmłodsze dziecko, córkę o imieniu Pita, i dla podreperowania zdrowia wyjeżdża do Zakopanego. A ponieważ nie może sobie pozwolić na luksusowy pensjonat, zamieszkuje u gaździny Obidowskiej. Jej sąsiadem okazuje się młody aktor, pan Porzycki. Przystojny artysta stanowi przeciwieństwo męża Tuśki: jest wesoły, kochliwy, lekko podchodzi do życia. Nie zaprząta sobie głowy przyziemnymi problemami, nie w głowie mu ustatkowanie się i założenie rodziny. Woli oddawać się sezonowym miłościom – bez zobowiązań, bez troszczenia się o konsekwencje. Tuśka początkowo oburza się na tę niefrasobliwość, ale później zaczyna poddawać się czarowi urodziwego aktora…
Główna bohaterka powieści Zapolskiej jest postacią, którą bardzo trudno polubić. Znudzona, wiecznie nadąsana, pełna pretensji do najbliższych i całego świata, bywa cierpka, niewyrozumiała i opryskliwa. Nie docenia tego, co robi dla niej mąż, wprost przeciwnie, uważa, że wszystko jej się należy. Listy z domu ją nudzą (toteż odpisuje na nie wyłącznie z obowiązku), mąż jawi jej się jako nieudacznik, a jego wysiłki, żeby przesyłać jej dodatkowe środki, nie robią na niej żadnego wrażenia. Chłód cechuje również jej stosunki z córką. Dziewczynka nie wie, czym jest matczyna miłość, a kiedy relacje Tuśki z Porzyckim zacieśniają się, staje się wręcz zawadą, balastem, niepotrzebnym i niechcianym wyrzutem sumienia. Postać Pity jest chyba najbardziej tragiczną z wszystkich postaci z tej powieści; współczucie, jakie wywołuje dola tej Bogu ducha winnej córki, może się równać jedynie oburzeniu, a chwilami wręcz zniesmaczeniu postawą matki.
Zapolska wydaje się znajdować upodobanie w wymyślaniu osobliwych imion, które po trosze dziwią, a po trosze wywołują uśmiech. W powieści jest ich sporo: Tuśka, Pita, Lulu, Ama… Uśmiechu nie wywołują natomiast portrety psychologiczne bohaterów, przekonujące i niesłychanie pogłębione. Autorka szczegółowo analizuje uczucia Tuśki i motywy jej postępowania, ale nie skąpi uwagi również innym postaciom: Picie, Porzyckiemu, a nawet gaździnie Obidowskiej, z jej obawami i kuriozalnym podejściem do sprawy małżeńskiej wierności.
Ciekawe jest to, że w „Sezonowej miłości” nic nie jest czarno-białe. Zapolska bardzo umiejętnie żongluje szarościami i odwraca schematy. Po młodopolskiej powieści można by się spodziewać apoteozy cyganerii i ostrej krytyki kołtuństwa. Tutaj niczego takiego nie ma. Mąż-mydlarz, ów „zaśniedziały w swych urzędowych gradacjach i zaszczytach mól”, wcale nie jest taki straszny, jakim chciałaby go widzieć Tuśka, a piękny aktor, „rozwiany i hulaszczo płynący w przestrzeń życiową artystyczny duch” (s. 315), okazuje się niestały, skupiony na własnych przyjemnościach i pełen lekceważenia wobec cudzych uczuć.
Nieoczywisty jest także portret Zakopanego. Przeciwwagą dla piękna górskiego krajobrazu, które Zapolska oddaje w rozbudowanych i z gruntu lirycznych opisach, wypełniających niejeden akapit powieści, jest krytyczny portret górali – chciwych, obłudnych, gotowych wyciskać z letników ostatnie grosze.
Wydawca reklamuje „Sezonową miłość” jako „romans z Tatrami w tle”. W rzeczy samej, jest to romans, ale na pewno nie – tanie romansidło. Zapolska okazuje się mistrzynią psychologicznych portretów i niezwykle wnikliwą obserwatorką obyczajowości końca XIX i początku XX wieku. Zarysowane przez nią środowiska – mieszczaństwo, artystyczna bohema, górale – są żywe i przekonujące.
Sięgając po tę powieść, trzeba jednak być świadomym faktu, że została ona napisana specyficznym językiem – bogatym w symbole i tak kwiecistym, że wydaje się niemal przejaskrawiony w tej kwiecistości.
„Proch jesteś – w proch się obrócisz! W proch? Od Tatr, od gór, od hal skrzydła się jakieś rozwiały. Limby samotnie rosnące żyją, mchy krwawe żyją, złotogłów drga życiem. Smreki dyszą wonią. Od Tatr, od gór, od hal skrzydła się jakieś rozwiały… Ten dech, to tchnienie, właśnie to może zwiastowanie, że pył życiem się stał. Limba w pył korzeniami wrosła, w nim jej nasienie siłę wzięło do życia, do tchu… Tak samo krwawy mech, ametystowy dzwonek, gencjana z szafiru, złotogłów z topazu. W tę noc, w tę cichą noc, od Tatr, od hal, od gór, w dolinę zakopiańską spływa może objawienie najwyższe, spływa to, co zakryte i tajemnicze zda się, a może najprostsze i łatwe do przejrzenia jak krysztalne światło poranka. Od Tatr, od gór, od hal” (s. 286–287).
Ktoś, kto nie przepada za typowo młodopolską manierą, zapewne uzna spore fragmenty tej książki za zbyt podniosłe i przesadnie egzaltowane. Bo o ile z jednej strony trudno nie docenić niesłychanego bogactwa języka Zapolskiej, o tyle z drugiej ta wylewająca się z każdego rozdziału kwiecistość może na dłuższą metę nużyć, wywoływać przesyt i przytłaczać.
„Sezonowa miłość” nie jest najlepszym tekstem Zapolskiej, jaki przeczytałam. Powieść przynosi jednak barwny obraz obyczajowości schyłku XIX wieku, a przede wszystkim – doskonale nakreślone typy ludzkie, które nigdy się nie zdezaktualizują. I z tego względu jest warta uwagi.
* * *
Powieść czytałam w wersji wydanej kilka lat temu przez Bukowy Las. Książka jest naprawdę efektowna: ma twardą okładkę ze złoceniami, motywy kwiatowe (jakże adekwatne do treści!), przejrzysty układ i miłą dla oka czcionkę. Czyta się ją z przyjemnością.
Bukowy Las
Wrocław 2022
6/10
Komentarze
Prześlij komentarz