Elizabeth Gaskell – „Dom na wrzosowisku”

Wrzosy, w tle książka

 

Do przeczytania „Domu na wrzosowisku”, który – w porównaniu z innymi książkami Elizabeth Gaskell, takimi jak chociażby „Panie z Cranford”, „Północ i Południe” czy „Żony i córki” – jest chyba dość zapomnianą powieścią, skłoniły mnie trzy rzeczy: ciekawy tytuł, zamiłowanie do literatury z czasów wiktoriańskich i bardzo pozytywne wrażenia po lekturze „Szarej damy” (o której nie tak dawno pisałam).

Wprawdzie książka nie pochłonęła mnie tak, jak dramatyczne perypetie Anny Scherer, utwierdziłam się jednak w przekonaniu, że Elizabeth Gaskell potrafi przydawać pisanym przez siebie historiom niezwykłej aury.

W tytułowym domu na wrzosowisku rezyduje trzyosobowa rodzina: pani Browne, wdowa po wikarym parafii w Combehurst, i dwójka jej dzieci – syn Edward i córka Maggie. Wraz z nimi mieszka leciwa służąca, wierna i dobroduszna Nancy.

Pani Browne jest prostą kobietą, przywiązaną do konwenansów i dość obłudną. Przejawem jej nieszczerości jest ostentacja, z jaką podkreśla swoje wdowieństwo i (rzekomą?) rozpacz po śmierci męża.

Brat i siostra różnią się od siebie jak ogień i woda: Maggie jest cicha, łagodna i usłużna, podczas gdy Edward (czy też Ned) spędza czas na próżnowaniu i psotach, a przy tym bezwzględnie wykorzystuje spolegliwość dziewczynki. Wszystko to dzieje się na oczach matki, która traktuje dzieci rażąco niesprawiedliwie: syna, swojego pupilka, psuje bezustannym pobłażaniem, a w stosunku do córki jest szorstka, wymagająca i gderliwa. Jedynie Nancy okazuje dziewczynce serce.

Tymczasem lata mijają i Edward wyjeżdża do miasta, żeby zdobyć wykształcenie i zadbać o swoją przyszłość. Tam rozwijają się jego złe skłonności: lenistwo, utracjuszostwo, pragnienie wzbogacenia się małym kosztem, niechęć do uczciwej pracy. Jego niefrasobliwość i malwersacje kładą się cieniem na życiu matki i siostry. Pani Browne i Nancy zaciskają pasa, żeby spłacać jego długi, a Maggie staje przed nie lada dylematem: musi zdecydować, czy uchroni brata od więzienia za cenę zerwania zaręczyn z ukochanym mężczyzną…

Gaskell znana jest z tego, że zgłębiała w swoich książkach problem kondycji kobiet w Anglii czasów wiktoriańskich. „Dom na wrzosowisku” nie jest w tym względzie wyjątkiem. Pani Browne, jak pisałam, traktuje swoje dzieci bardzo nierówno. Wyznaje pogląd, że jedynym obowiązkiem syna jest zdobycie wykształcenia i, co za tym idzie, przyniesienie chluby rodzinie. Maggie, bezustannie strofowana i krytykowana, ma być usłużna i we wszystkim odciążać brata. Autorka zdaje się pytać: czy kobiety rzeczywiście muszą się bez przerwy poświęcać?

Zachowanie Maggie, z całą jej cnotliwością, słodyczą i doprowadzoną do ostatnich granic spolegliwością, mogłoby sugerować, że tak jest w istocie. Dlatego tym bardziej zaskakuje – i cieszy – podjęta przez bohaterkę decyzja.

Zakończenie, choć w gruncie rzeczy przewidywalne, jest w moim odczuciu najmocniejszą stroną tej powieści – razem z urodą języka, tak charakterystyczną dla książek Gaskell, i wprawą, z jaką autorka odmalowuje przed oczyma czytających urokliwy krajobraz Combehurst i okolic, mieniący się fioletem wrzosowisk i spowity srebrzystą mgłą.  

„Dom na wrzosowisku” jest obrazem (choć ze względu na skromne rozmiary książki należałoby raczej powiedzieć: szkicem) pewnej epoki, wejrzeniem w mentalność typową dla czasów, które przeminęły. Wszystko to jest podane w przyjemnej i nienużącej formie, której urok tkwi w prostocie i która pozwala przymknąć oko na przerysowane tu i ówdzie portrety bohaterów.

Miłośnicy twórczości Gaskell raczej nie doznają zawodu.

 

 

 

Wydawnictwo C&T

Toruń 2016

Tłumaczyła Violetta Dobosz

7/10


Elizabeth Gaskell – „Szara dama”

Komentarze

  1. Jakże się cieszę, że odnalazłam Panią na blogu:), tym bardziej, że łączy nas ta sama pasja do literatury, od dzieciństwa:).Pisze Pani o wielkim wpływie babci i pięknej książki ,,Muzykanci z Bremy" na rozwój Pani zainteresowań czytelniczych. To niesamowite, ale u mnie było podobnie:).Babcia zaczytywała się w ,, Tredowatej", a ja przy niej pochłaniałam ,, Serce" de Amicisa. Wzruszające to wspomnienia i czas, w którym miłość do książek rodziła się w naszych sercach. W tej chwili przeczytałam Pani piękną recenzję ,,Domu na wrzosowisku" i bardzo za nią dziękuję. Opowiada Pani językiem serca, a to sprawia, że przeniosłam się mentalnie do tamtych czasów i miejsc w wiktorianskiej Anglii. Cóż to była za epoka! w której i ja czas temu jakiś zanurzałam się poprzez książki Elisabeth Gaskell, Jane Austen czy sióstr Bronte. Wiele z tych książek stoi u mnie na półkach i sięgam po nie, kiedy mam pragnienie ,,ucieczki" od teraźniejszości":))). ,,Domu na "wrzosowisku" dotychczas nie miałam przyjemności przeczytać, tym bardziej serdecznie dziękuję za ,,odkrycie" przede mną tej pozycji, którą zaznaczam na mojej liście książek do przeczytania:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pani Małgorzato, jakże się cieszę! Dziękuję za tak budujące słowa. :)
      Jak Pani wie, podziwiam Pani umiejętność wnikliwej literackiej obserwacji, to w dużej mierze Pani recenzje skłoniły mnie do pisania własnych. Wiele więc Pani zawdzięczam.
      Mam wrażenie, że dzięki recenzjom, nawet krótkim, pamięć o danej książce pozostaje ze mną na dłużej, zostawia ślad.

      Zachęcam do przeczytania "Domu na wrzosowisku". To bardzo przyjemna lektura, swego rodzaju odskocznia od innych, bardziej angażujących książek. Myślę, że takie urozmaicanie sobie czytelniczego życia jest bardzo potrzebne. :)

      Usuń
  2. Dziękuję Pani Aniu:), z przyjemnością sięgnę po tę książkę, zwłaszcza, że jesienną porą warto przeczytać coś lżejszego i przyjemnego, słuszna uwaga.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz