Stefan Żeromski – „Uroda życia”

Książka wśród kwiatów magnolii

 

Są takie książki, którym czas odbiera aktualność, i takie, które z upływem lat tylko na niej zyskują.

„Uroda życia” Stefana Żeromskiego bez wątpienia zalicza się do tej drugiej kategorii – nie tylko z powodu pięknego języka i ciekawych sylwetek bohaterów, lecz także – czy bodaj: przede wszystkim! – ze względu na wojenne zawirowania ostatnich dwóch lat.

Ta napisana w Paryżu historia w trzech księgach, stworzona na krótko przed odzyskaniem przez Polskę niepodległości, jest przepiękną opowieścią o miłości dwojakiego typu: miłości do kobiety i miłości do kraju.

Piotr Rozłucki jest przystojnym, wrażliwym, błyskotliwym młodym człowiekiem. Poznajemy go w chwili, gdy zdaje końcowe egzaminy w rosyjskiej szkole dla oficerów. Inteligentny i ambitny, celująco odpowiada na pytania egzaminujących, dowodząc biegłej znajomości dziejów Rosji oraz Polski w dramatycznym momencie dziejowym: w przededniu rozbiorów.  

Piotr czuje się Rosjaninem. Dziadek, zasłużony generał, wychował go w duchu wierności Rosji i caratowi. Jednakże w sercu Piotra tkwi zadra: jego ojciec, Jan, uchodził za buntownika i zginął, rozstrzelany, za udział w powstaniu styczniowym. Po skończeniu edukacji młody oficer wyrusza do miasta celem objęcia służby w baterii artyleryjskiej. Dziadek poleca go opiece szefa miejscowego pułku piechoty, generała Polenowa. Piotr poznaje córkę generała, piękną Tatianę. Zakochuje się w niej od pierwszego wejrzenia i szybko zyskuje wzajemność. Ich miłość, choć szczera i żarliwa, napotyka jednak na przeszkodę w postaci innej miłości: w Piotrze zaczyna budzić się uśpiona aż do tej pory polskość…

Żeromski w przepiękny sposób opisuje niełatwy powrót do korzeni człowieka, który został wynarodowiony. Niebagatelną rolę odgrywa w tym żmudnym procesie rodzina, którą Piotr odnajduje w folwarku w Cierniach: kuzynostwo, Kama i Wiktor, ale przede wszystkim stryj Michał.

Ciernie są niejako ostoją polskości, tu nadal pielęgnuje się mowę ojczystą i polskie tradycje, a rozmowa Piotra ze stryjem Michałem jest jednym z najważniejszych, a zarazem najbardziej poruszających fragmentów całej powieści.

„– My tu w Cierniach jesteśmy sobie Polacy, choć Polski nie ma. Bo widzisz, bracie, Polski tu niby nie ma, ale i Rosji nigdy tu nie było i nie będzie”, mówi stryj.

„– Jak to? Nie ma władz, wojsk, nie ma administracji, nie ma urządzeń społecznych, zaprowadzonych i wdrożonych w ciągu dziesiątków lat, całego porządku i trybu życia, który stał się prawem niepisanym dla całych pokoleń tego ludu?   

– Owszem, to wszystko jest, ale jak ta oto kapota, którą mam na sobie. Noszę ją z musu, bom w biedzie, a nawet do niej w ciągu szarego porządku dni – przywykłem. Cóż byś powiedział, gdyby kto przy tobie utrzymywał, że ta kapota to jestem ja sam, człowiek żyjący? Ja to odzienie mogę zrzucić z ramion…”[1].     

Piotr instynktownie lgnie do wszystkiego, co polskie, a polskie słowa – do niedawna obce – zakradają się do jego umysłu, czarują go i przyciągają. Piotr zachwyca się wierszami Słowackiego, dzięki tajnej biblioteczce, która pewnego dnia zostaje powierzona jego pieczy, poznaje polskie piśmiennictwo, zaczyna zgłębiać polską gramatykę… a kiedy odnajduje grób ojca-powstańca i poznaje jego tragiczne losy, następuje w nim przełom.

Młody oficer staje przed koniecznością dokonania wyboru pomiędzy niełatwą polskością a tytułową urodą życia, którą uosabia niewypowiedzianie piękna Tatiana.

Rozdarcie pomiędzy dwoma rodzajami miłości – miłością do kraju i miłością do kobiety – jest głównym motywem powieści Żeromskiego. Lecz urok tej książki kryje się również w przepięknych opisach polskiej wsi. Wraz z Piotrem poznajemy nie tylko Ciernie, lecz także nizinne tereny Podlasia, czarowne okolice nadbużańskie. Dowiadujemy się, jak toczyło się życie tamtejszej szlachty, z jej obyczajami, nawykami i tradycjami.

Postać księdza Wolskiego, z którym zaprzyjaźnia się Piotr, daje Żeromskiemu pretekst do pokazania, jak ważną rolę w zachowaniu tożsamości narodowej włościan odegrała religia – spontaniczne formy kultu, sprawowanego potajemnie, który autor wyraźnie oddziela od religijności zinstytucjonalizowanej, od hierarchii Kościoła.

„Uroda życia” to książka, której nie bałabym się określić mianem ponadczasowej. Chociaż jest mocno osadzona w realiach schyłku XIX i początku XX wieku, to przy odrobinie dobrej woli można by zrzucić z niej – jak kapotę stryja Michała – całą nadbudowę historyczną i potraktować dzieje Rozłuckiego po prostu jako uniwersalną opowieść o dojrzewaniu, poszukiwaniu własnej tożsamości, o dramatycznych, lecz nieuniknionych wyborach i mozolnym dochodzeniu do prawdy o sobie.   

Napisana przepięknym, bogatym językiem, powieść pokazuje, że narzucony z zewnątrz rygor nie jest w stanie zdusić prawdziwej natury człowieka, a jej symboliczne zakończenie tchnie optymizmem.

„Uroda życia” jest pozycją, po którą warto sięgnąć (najlepiej „w parze” z nowelą pt. „Echa leśne”, która również opisuje losy rodziny Rozłuckich). Warto chociażby po to, żeby „odczarować” Żeromskiego i odkryć, że dobór lektur szkolnych niekoniecznie oddał przysługę temu znakomitemu pisarzowi…

 

 


 

Wydawnictwo Czytelnik

Warszawa 1971

7,5/10

 

   



[1] Stefan Żeromski, Uroda życia. Czytelnik, Warszawa 1971, s. 67–68.

Komentarze

  1. Jak to pięknie Pani Aniu, że poprzez tę recenzję ,,odczarowuje" Pani znakomitego pisarza, trudnego, a jednocześnie jednego z najlepiej piszących rodzimych autorów. Mnie zawsze wzruszają bohaterowie pełni młodzieńczych ideałów, dokonujący trudnych wyborów, z którymi dziś niejeden dojrzały człowiek nie potrafi się uporać. Język Żeromskiego do łatwych się nie zalicza, ale dla miłośników klasyki jest prawdziwym majstersztykiem, dlatego dziękuję za przypomnienie tej wspaniałej, wartościowej książki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, Pani Małgorzato. Ja mam słabość do Żeromskiego. Widzę w nim człowieka, którym targały namiętności (wyraźnie widać to w "Dziennikach" i listach, do których warto zajrzeć - zwłaszcza "Dzienniki" są godne uwagi, bo Żeromski, jaki się z nich wyłania, nijak się ma do Żeromskiego z kanonu), i to odbija się w jego książkach. Jest w nich pasja, która do mnie przemawia.
      Ślicznie dziękuję za komentarz i za to, że Pani z kolei przypomniała mi "Dzieje grzechu".
      Dobrego dnia!

      Usuń
  2. Bardzo dziękuję Pani Aniu. Podzielam Pani pasję do Żeromskiego, jako pisarza i człowieka. Dawno nie sięgałam po jego ,,Dzienniki", koniecznie muszę to nadrobić:). Zachwycam się niezmiernie ,,Puszcza Jodłową", także przez sentyment do Gór Świętokrzyskich...mojemu sercu bliskich:). Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Puszcza jodłowa" jest na mojej liście lektur na najbliższe tygodnie. :) To rzeczywiście perełka. Nie znam tych terenów, ale Żeromski opisuje je tak obrazowo, że niemal wydaje mi się, że je widzę.
      Miałam zaszczyt rozmawiać kiedyś z profesorem z Kielc, który przez lata zajmował się wydawaniem kolejnych tomów listów Żeromskiego. Powiedział nie bez ubolewania, że dzisiaj już mało kto potrafi docenić kunszt tego pisarza. Wydaje mi się, że to prawda, a szkoda...

      Usuń
  3. To wszystko prawda Pani Aniu. Kiedyś zdziwiła mnie także wypowiedź jednej z naszych współczesnych znanych pisarek, podczas spotkania autorskiego pewien czytelnik ze starszego pokolenia zadał tej pani pytanie właśnie o Żeromskiego i jego kunszt pisarski. Ku mojemu i nie tylko mojemu zdziwieniu pani owa odpowiedziała, że nie podziela opinii jakoby Żeromski był jednym z najlepszych naszych pisarzy. No cóż, z gustami się nie dyskutuje:), jednak trochę słabo to wybrzmiało z ust współczesnej pisarki. Myślę, że dziś obowiązują jedak inne standardy, których, przyznaję, często nie pojmuję:). Z całego serca polecam Pani lekturę ,,Puszczy Jodłowej", a dziś życzę miłego wieczoru:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Zgadzam się, że nie brzmi to najlepiej. "Puszczę" przeczytam z radością.
    Dobrego wieczoru, Pani Małgorzato! :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz