„Święte popioły rujnujesz i depcesz… Czyliż nie widzisz, co zburzą te kule! Patrz!”[1].
Rok 2025 jest rokiem Stefana Żeromskiego – w listopadzie minie sto lat od śmierci pisarza – i ta okoliczność skłoniła mnie do powtórnego sięgnięcia po „Popioły”. Niegdyś ta trzytomowa powieść wzbudziła we mnie mieszane uczucia i byłam ciekawa, czy po latach odbiorę ją w podobny sposób. Czy rzeczywiście tak było? O tym za moment…
Postacią, którą można by nazwać głównym bohaterem „Popiołów” (choć to określenie nie do końca jest trafne), jest Rafał Olbromski. Rafał jest szlachcicem, młodszym synem cześnika z majątku Tarniny. Na karty książki wkracza jako pobierający nauki w sandomierskim gimnazjum młody człowiek, który musi przejść jeszcze długą drogę, aby osiągnąć dojrzałość – dość powiedzieć, że kiedy podczas polowania, którego opis otwiera powieść, nie udaje mu się ustrzelić zwierzyny, Olbromski rzuca się w rozpaczy na ziemię i wybucha płaczem. Rafał nie budzi sympatii – jest silny, gibki i odważny, ale też wybuchowy, porywczy, momentami nieobliczalny. Często zachowuje się niefrasobliwie i poprzez wrodzoną skłonność do brawurowych wyczynów kilka razy nieomal doprowadza do tragedii. Przybywszy w rodzinne strony na karnawał, oddaje się typowym dla swojego stanu rozrywkom – uprawia rzemiosło myśliwskie, tańczy (hołubce krzesze jak nikt), uczestniczy w kuligu… Z natury kochliwy, zaczyna pałać miłością do urodziwej Heleny z Dersławic. Gdy jego nocna wyprawa do ukochanej kończy się w fatalny sposób, krewki cześnik wyrzuca syna z domu i Rafał zamieszkuje u starszego brata, Piotra, który też przed laty poróżnił się z ojcem i musiał opuścić rodzinny majątek. Tam, w Wygnance, Rafał poznaje tajemniczego księcia Gintułta…
Śledząc perypetie Olbromskiego, jesteśmy zarazem świadkami jego dojrzewania. Towarzyszymy Rafałowi w Tarninach i w Sandomierzu, w Warszawie i w Grudnie. Przyglądamy się jego młodzieńczym ekscesom, romansom, wreszcie – żołnierskim przygodom, obserwując przeradzanie się niefrasobliwego młodzieńca w świadomego siebie człowieka.
Niemniej, jak napisałam wyżej, nazywanie Rafała głównym bohaterem „Popiołów” nie do końca jest trafne. „Popioły” to powieść historyczna, a jej bohaterką jest w gruncie rzeczy Polska doby Napoleona Bonaparte – kraj, który zniknął z mapy świata, ale pozostał w sercach ludzi walczących na kilku frontach o zapewnienie mu prawa bytu. W pewnym momencie Rafał Olbromski trafia do austriackiego więzienia, a kiedy po roku wychodzi i wyrusza do Krakowa, spotyka dalekiego kuzyna i szkolnego kompana, Krzysztofa Cedrę. Pod wpływem rozmowy ze starym, zaprawionym w boju żołnierzem, który z niejednego pieca jadał chleb, przyjaciele postanawiają zaciągnąć się do wojska. Rafał bierze udział w starciu pod Raszynem, jest świadkiem brawurowej szarży piechoty pod wodzą księcia Józefa Poniatowskiego, potem uczestniczy w bitwie o Sandomierz. Cedro wyprawia się znacznie dalej – po wielu perypetiach trafia do Francji, a następnie wraz z Legionami dociera do Hiszpanii, aby tam wziąć udział w szturmie Saragossy.
Wątek legionów poprowadzony jest w sposób, który może wydać się zaskakujący. Żeromski jest zdumiewająco daleki od idealizowania historii. „Popioły” nie są peanem na cześć polskich oddziałów, które walczyły pod sztandarem Napoleona; to raczej obrazowa refleksja na temat tragizmu ich misji. W powieści mnożą się sugestywne, chwilami mrożące krew w żyłach sceny. W pamięć zapada zwłaszcza głęboko realistyczna relacja z ataku na hiszpański klasztor. Obserwujemy, jak żołnierze plądrują konwent, sieją w nim spustoszenie i zniewalają mniszki – bo gwałt, jak twierdzi jeden z dowódców, jest w czasie wojny niebywale skuteczną bronią. „Nie mogę wytrzymać tej służby. Nie mogę!”, skarży się Cedrze kapitan Wyganowski. „Zarznęło mnie to, zadusiło. Ja nie po to do wojska poszedł, żeby hiszpańskich chłopów żywcem palić, wsie całe z babami i dziećmi do nogi wytracać, miasta uśmierzać ogniem i mieczem. Szczerze ci mówię, że duszą jestem po ich stronie” (t. III, s. 265).
Ciekawie i nietuzinkowo poprowadzony jest również wątek księcia Gintułta, który jest moim zdaniem najbardziej interesującym bohaterem epopei Żeromskiego. Gintułt przyjaźni się z Piotrem Olbromskim, a po jego śmierci zatrudnia Rafała jako swojego osobistego sekretarza. Ów były żołnierz, tłumacz pism świętego Augustyna i wolnomularz wyprawia się do Włoch i w Wenecji z oburzeniem obserwuje, jak polscy żołnierze ściągają z cokołu konie z czasów Aleksandra Wielkiego… Potem, już w Sandomierzu, sprzeciwia się zniszczeniu przez polskie oddziały zabytkowego kościoła św. Jakuba, w którym ukryli się żołnierze austriaccy…
Opisy działań wojennych zajmują w powieści bardzo dużo miejsca, a każdy z nich obfituje w szczegóły. Informacji jest tak wiele, że momentami trudno oprzeć się wrażeniu, że oto czyta się podręcznik do historii. Myślę, że dla kogoś, kto niekoniecznie jest miłośnikiem historii wojskowości, brnięcie przez te partie tekstu może być mozolne i żmudne.
Doskonale czyta się za to barwne i niesłychanie dynamiczne opisy szarż, bójek, polowań, balów… Kulig opowiedziany jest wybornie. Relacja z nocnej wyprawy Rafała do Dersławic to istny majstersztyk, a jego zimowe spotkanie z urodziwą Heleną jest bodaj najpiękniejszą ze scen miłosnych, na jakie kiedykolwiek natknęłam się u wielkich klasyków polskiej literatury. Ileż w niej zmysłowości, a przy tym jaka subtelność! Żałuję tylko, że wątek Rafała i Heleny zakończył się w tak nagły sposób – jak gdyby, doprowadziwszy bohaterów do całkowitej harmonii i kazawszy im zaznać pełni szczęścia, Żeromski znalazł się w opresji i sam nie wiedział, jak z niej zgrabnie wybrnąć, jak dalej poprowadzić opowieść…
Recenzowanie „Popiołów” jest dla mnie bardzo trudnym zadaniem, bo też jest mi bardzo trudno wyrobić sobie jednoznaczną opinię o tej monumentalnej powieści. Jak kiedyś, tak i teraz mam mieszane uczucia. Żeromski z jednej strony zachwyca mnie jak nikt, a z drugiej – irytuje jak mało kto. Są w książce niesłychane głębie uczuć, liryczne opisy rzadkiej urody i niebywale poruszające sceny, które zapierają dech w piersiach, ale zaraz potem pojawiają się rozwlekłe rozważania i fragmenty jakby żywcem wyjęte z podręcznika historii, przez które brnęłam z wielkim mozołem, walcząc z pokusą odłożenia książki z powrotem na półkę. I jeżeli konsekwentnie odpierałam tę pokusę, to jedynie przez wzgląd na świadomość, że prędzej czy później Żeromski znów wprawi mnie w zachwyt (i niezawodnie wprawiał).
Tym, co w „Popiołach” urzeka mnie najbardziej, jest tchnąca spomiędzy wierszy miłość Żeromskiego do ojczyzny. Ta miłość nie jest ślepa, nie boi się jątrzyć ran ani odbrązawiać, i chyba właśnie dlatego jest jeszcze bardziej poruszająca. Mój ulubiony fragment „Popiołów” to przepiękna scena, w której Krzysztof Cedro po odniesieniu w Hiszpanii poważnej rany wraca myślą w rodzinne strony i szuka ukojenia w obrazach z młodości.
„Cóż to jest wokoło? Zeszły się dokoła głowy, obiegły nozdrza, napłynęły ku piersiom dymy z kwietnika przed domem w Olszynie. O, błogosławione a niewypowiedziane szczęście obcowania z kwiatami w dniu ucisku śmierci!
– Tyżeś to jest ze mną – szeptają usta – siostrzyczko-rezedo? Tyżeś to przyszła na martwe ugory mej śmierci? Bógże ci zapłać… Jesteś zapach mojej młodości… Tak jak ty pachnie szczęście dzieciństwa. Zapachu mój, otocz mię i przygarnij do życia (…).
Otwiera się przed oczyma cudne dziwactwo, widziane jakoby pierwszy raz, wypukłych, całobrzegich, strzępiastych goździków. Fiołkowymi powłóczeniami całują przekrwienia oczu bratki jesienne… Bladofioletowa lewkonia leży na piersiach, na płucach dziurawych, a dobrotliwy jej zapach chłodnym i częstotliwym chuchaniem sączy się w jaskinię rany” (t. III, s. 105).
Trudno jest jednoznacznie ocenić „Popioły”, bo są w tej książce ogromne zalety i wielkie wady, porywające sceny i straszliwe dłużyzny. Przed przystąpieniem do lektury trzeba uzbroić się w cierpliwość – to nie ulega wątpliwości. Lecz równie niewątpliwy jest ciężar gatunkowy tej powieści. I zachwycająca uroda języka.
Czytelnik
Warszawa 1956
6/10
Stefan Żeromski - "Syzyfowe prace"
Piękna recenzja wymagającej powieści, chylę czoło Aniu. Nie miałabym chyba tyle zapału by ją obecnie czytać, ale wiem jak ważny dla Ciebie jest sam autor i jego twórczość. Niewątpliwie jest to wielka literatura, a do takiej warto zawsze sięgać, zwłaszcza w czasach niepewnych i niestabilnych. Dobrze było przeczytać Twoje refleksje na temat ,,Popiołów", dziękuję i życzę dobrego tygodnia.
OdpowiedzUsuńCzytałaś "Popioły", Małgosiu? Podobały Ci się?
UsuńPrzyznam, że fascynuje mnie ta powieść - jest zarazem bardzo piękna i bardzo męcząca. I trudna. Za kilka lat znowu po nią sięgnę - i ponownie spróbuję ją ocenić.
Ślicznie dziękuję za miłe słowo i ja także życzę dobrego tygodnia.
Skoro rok 2025 jest rokiem Żeromskiego, sięgnę po którąś z książek pisarza, ale raczej nie będą to „Popioły”, bo nie dam rady czytać szczegółowych opisów walk, bójek i polowań. Chyba wrócę do „Dziejów grzechu”. Ta powieść o namiętnej miłości i o upadku kobiety wywarła na mnie kiedyś wielkie wrażenie, choć też są w niej dłużyzny. Czytałaś? :)
OdpowiedzUsuń"Popioły" to bardzo specyficzna lektura, jestem świadoma, że - oględnie mówiąc - nie każdemu musi odpowiadać. Ja czytałam tę powieść parokrotnie i wciąż nie mam jednoznacznej opinii na jej temat. Może w końcu dojdę do wniosku, że właśnie na tym polega jej urok. Kto wie... ;)
UsuńTak, czytałam "Dzieje grzechu". Podoba mi się ta powieść, choć Ewa Pobratyńska nie wzbudziła mojej sympatii jako postać. Bliższa mojemu sercu jest chyba "Uroda życia". Bardzo polecam również krótsze formy Żeromskiego. Do moich ulubionych książek należy na przykład "Pavoncello" - prawdziwa perełka. Jeżeli nie czytałaś, szczerze zachęcam do lektury.
Pozdrawiam serdecznie. :)
Żeromskiego czytałem ostatnio dawno, dawno temu, bo były to jeszcze lektury szkolne. W "Syzyfowych pracach" mierził mnie ogromnie główny bohater, ale czytanie "Ludzi bezdomnych" było już dla mnie ogromną przyjemnością. Dobrze byłoby wrócić do pisarstwa tego autora, ale pewny nie jestem, czy "Popioły" okazałyby się dobrym wyborem, dlatego poproszę Cię o radę - co byś poleciła po tak długiej przerwie?
OdpowiedzUsuńNa pewno nie polecałabym "Popiołów"... mimo że Rafał Olbromski i Marcinek Borowicz różnią się jak ogień i woda. ;)
UsuńTrudno mi polecić jeden tytuł. Bardzo ciekawa jest "Walka z szatanem", ale to trylogia, a wydaje mi się, że na początek dobrze byłoby sięgnąć po coś mniej obszernego. Chyba poleciłabym "Urodę życia". Jest to powieść o budzeniu się polskości u młodego człowieka, którego przyuczano do bycia Rosjaninem. Mam wrażenie, że w ostatnich latach przesłanie tej powieści wybrzmiewa szczególnie mocno...
Bardzo się cieszę, że myślisz nad powrotem do Żeromskiego. A tak się składa, że właśnie mamy rok Żeromskiego. ;)
Życzę udanego powrotu i serdecznie dziękuję za komentarz.