Knut Hamsun – „Głód”

Książka, obok sterta innych książek i pióro wieczne


Koniec XIX wieku. Norwegia. Christiania (jak wówczas nazywało się Oslo) – owo miasto, „które każdego musi naznaczyć swym piętnem…”.

Na ulicach i placach przechadzają się ludzie różnego stanu i stopnia zamożności. W podwórkach bawią się obdarte, wygłodzone dzieci. Kramarki zazdrośnie strzegą swoich towarów, lichwiarze kupują od zdesperowanych klientów resztki dobytku, bezdomni szukają pomocy w ratuszu i są zamykani na noc w ciasnych celach, oświetlonych tylko kinkietem gazowym, który gaśnie w przeciągu kilku minut.

W takim kontekście upływa życie głównego bohatera – a zarazem narratora – powieści „Głód” norweskiego noblisty Knuta Hamsuna.

O samym bohaterze wiadomo bardzo niewiele. W książce ani razu nie pada jego imię, nie ma też wzmianek o rodzinnym domu, krewnych, ukończonych szkołach… Wiemy tylko, że jest to młody człowiek, który próbuje zarabiać na życie pisaniem. Tworzy artykuły, rozprawy i sztuki teatralne, a tematyka jego tekstów – w których przymierza się na przykład do obalenia twierdzeń Kanta – świadczy o dobrym wykształceniu i pewnej erudycji. Mimo to wiedzie mu się bardzo źle, a dochody z publikowanych od czasu do czasu artykułów są tak niewielkie, że nie może sobie pozwolić na opłacanie pokoju i często głoduje.

Wymizerowany, wyposzczony, nędznie odziany, włóczy się po ulicach i cmentarzach, napotykając mniej lub bardziej osobliwe postacie, wdając się w czcze pogawędki i rozmyślając, jak by tu zdobyć coś do jedzenia, a skrajne ubóstwo i targający trzewia głód sieją spustoszenie w jego umyśle i raz po raz wtrącają go w stan gorączkowego napięcia nerwów. Jego refleksje, majaki i niespokojne rozważania, graniczące niekiedy z delirium, są w książce nie mniej ważne – a właściwie nawet ważniejsze – niż jako taka akcja. Jest to swego rodzaju strumień świadomości, zastosowany przez Hamsuna w odległym 1890 roku, czyli na długo przed Joyce’em, Virginią Woolf czy Faulknerem.

Lektura „Głodu” jest wymagająca, choć trudność wbrew pozorom nie kryje się ani w warstwie językowej (język jest znakomity, a przekład Franciszka Mirandoli to prawdziwy majstersztyk), ani w specyfice narracji. Po prostu – mimo uznania dla literackich walorów powieści, a te są niewątpliwe – niełatwo jest brnąć przez surowe, realistyczne opisy wyniszczenia, do którego prowadzi skrajna nędza (wypadanie włosów, wymioty, krwawiąca skóra na brzuchu i in.). Niektóre fragmenty czyta się ze ściśniętym sercem, inne wywołują złość, przerażenie, współczucie, to znów chęć potrząśnięcia bohaterem i zbesztania go za niefrasobliwość, z jaką mimo swego fatalnego położenia szasta cudem zdobytymi pieniędzmi.

Bohater „Głodu” gubi się w świecie. Wyalienowany, rozdarty pomiędzy własnymi ideałami a brutalną rzeczywistością, zmęczony życiem, nie potrafi znaleźć dla siebie miejsca ani budować relacji z innymi ludźmi. Jego dziwaczny romans z dziewczyną, której nadaje imię Ylajali, rozpada się, nim na dobre się zaczął. Hamsun był ponoć fanem Dostojewskiego i to widać w powieści. Postać głównego bohatera – z jego wygórowanymi ambicjami i przekonaniem o własnej wyjątkowości – nieraz nasuwała mi skojarzenia z Raskolnikowem.  

„Głód” odbieram jako jedną z tych książek, które wymykają się jednoznacznym definicjom. Hamsun obnaża ubóstwo, w które wtrącił pewną klasę społeczną dziewiętnastowieczny system liberalny (i którego jako początkujący pisarz doświadczył na własnej skórze), ale przede wszystkim odsłania meandry ludzkiej psychiki, próbuje odpowiedzieć na pytanie, do czego człowiek może posunąć się w skrajnych wypadkach i gdzie właściwie leżą granice człowieczeństwa. Głód nie zawsze ma wymiar fizjologiczny. Czasem bywa też stanem duszy – tęsknotą za normalnym życiem, za bliskością drugiego człowieka, za samorealizacją.

O tym również jest ta znakomita powieść. Niełatwa z emocjonalnego punktu widzenia, z pewnością zasługuje na to, żeby po nią sięgnąć.

Polecam!

 

 

 

Państwowy Instytut Wydawniczy

Warszawa 1989

Tłumaczył Franciszek Mirandola

8/10

 

 

Knut Hamsun - „Pan”

Komentarze

  1. Dogłębnie przejmująca i łamiąca serce, jakże wymownie i głęboka to powieść. Czyta się ją niełatwo, lecz na trwale przechowuje w pamięci. Jestem na ,, świeżo" po lekturze ,, Marty" Orzeszkowej, która to książka wstrząsnęła mną podobnie jak ,, Głód" czy nawet ,, Tessa..." Hardy'ego. Po takich lekturach uświadomienie sobie w jak ,,godnych", a może nawet komfortowych czasach żyjemy działa niezwykle ożywczo na wszystkie nasze narzekania i codzienne marudzenie:).Pani Aniu, recenzja celująca, dziękuję za szczegółowe przypomnienie mi o tej niezwykle ważnej i potrzebnej powieści.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To ja dziękuję. :)
      Wielkie wrażenie wywarła na mnie informacja, że książka w dużej mierze zasadza się na wątkach autobiograficznych. Sama myśl, że autor doświadczył takiej nędzy, zanim się wybił, jest przerażająca, prawda? Z drugiej strony, zakończenie jest otwarte i lubię sobie wyobrażać, że to oznacza, iż każdy - nawet najbardziej tragiczny - los może się odmienić.

      Lektury "Marty" serdecznie gratuluję. Zachęciła mnie Pani do powrotu do tej powieści.

      Usuń

Prześlij komentarz