Knut Hamsun – „Wiktoria”

Książka na tle rzeki i wzgórz

 

Miłość – to pierwsze słowo Boga, myśl pierwsza, jaka przemknęła Mu przez mózg. Kiedy rzekł: Niech się stanie Światło! – wtedy stała się Miłość. I wszystko, co stworzył, było doskonałe i niczego już nie chciał przetwarzać. I Miłość stała się początkiem świata i władcą świata; atoli wszystkie jej drogi są pełne kwiatów i krwi, kwiatów i krwi”[1].

 

Powieść „Wiktoria” Knuta Hamsuna, wydana w 1898 roku, nosi wielce wymowny podtytuł: „Historia pewnej miłości”. Co ciekawe, jest on zarazem trafny i zwodniczy.

Trafny, ponieważ fabuła powieści istotnie ogniskuje się wokół losów dwojga ludzi, których połączyła miłość.

On, Janek, jest synem młynarza. Mieszka na północy, pośród surowej norweskiej przyrody, i jest bardzo dumnym młodym człowiekiem. To „chłopak czternastoletni, silny, ogorzały od słońca i wiatrów, pełen najróżniejszych pomysłów”. Jako dziecko marzy o tym, żeby zostać fabrykantem zapałek. „Dopieroż to będzie awantura ucieszna, kiedy ukaże się z siarką na palcach i nikt nie będzie miał odwagi podać mu ręki” (s. 179)! 

Janek jeszcze nie wie, że życie ma dla niego inne plany – kiedy podrośnie, wyjedzie do miasta, żeby tam pobierać nauki, zdobędzie wykształcenie i zostanie wziętym pisarzem. Na razie jednak wałęsa się tam i siam, wędruje po lasach, które zna jak własną kieszeń, i w głębi serca marzy o zaimponowaniu pięknej Wiktorii.

Ona, Wiktoria, jest „panienką z zamku”. W przeciwieństwie do Janka nie mieszka w ubogim domu, ale w „pańskim dworze”, który wznosi się „na tle zielonego pejzażu niby mały zameczek, ba, niby pałac olbrzymi w samotni” (s. 180). Jest to zaiste pałac, w którym odbywają się wystawne przyjęcia i z którego okrągłej wieży przy każdej wizycie gości powiewa powitalna flaga. Dzieci z zamku odnoszą się do Janka z lekceważeniem i wyższością, tylko Wiktoria lubi jego towarzystwo i broni go przed docinkami.

Tak oto – od podkreślenia różnic klasowych – zaczyna się ta jakże piękna, ale i jakże smutna opowieść.

Później, w miarę rozwoju narracji, towarzyszymy bohaterom na kolejnych etapach ich życia. Dzieci dorastają, zmienia się ich nastawienie do wielu spraw i sytuacja życiowa. Hamsun w krótkich, lecz wymownych migawkach pokazuje dojrzewanie ich samych i dojrzewanie ich miłości. Janek i Wiktoria zmieniają się z dzieci w nastolatków, a potem z nastolatków w dorosłych ludzi. I tylko różnice klasowe pozostają niezmienne – nieustająco piętrzą się między nimi jak przeszkody. Czy będą potrafili je pokonać? Czy zdołają ostatecznie się odnaleźć?

Ten, kto zna Hamsuna, zapewne dopatrzy się w synu młynarza powielenia typowego dla noblisty wzoru bohatera. Janek jest marzycielem, dumnym wrażliwcem, który często popada w skrajności. Od najdzikszej radości łatwo przechodzi w najczarniejszą rozpacz, a wtedy uporczywie rozmyśla o samobójcach lub konających, takich jak człowiek, który czując zbliżającą się nieuchronnie śmierć, przedziurawił portret matki, a potem wyrzucił za okno bursztynową cygarniczkę, uznawszy, że skoro ma umrzeć, nie będzie mu dłużej potrzebna.

Janek – podobnie jak Thomas Glahn z „Pana” i wędrowiec Knut z „Pod jesienną gwiazdą” – lepiej czuje się na łonie przyrody aniżeli w towarzystwie innych ludzi, zwłaszcza tych wysoko sytuowanych.

„W lesie rozglądał się za swymi ptaszkami. Znał je wszystkie – wiedział, gdzie ich gniazda – rozumiał ich krzyki i odpowiadał im, naśladując ich głosy. Wszystkie te drzewa nad ścieżką leśną to jego dobrzy znajomi. Wiosną puszczał z pni osokę, zimą zaś opiekował się nimi niby ojczulek, od śniegu je uwalniał i w górę prostował gałęzie” (s. 179).  

 

Łódka, woda
"Znał gniazda, do których byłby ich zaprowadził bez długiego szukania, znał niezwykłe, a w górach ukryte jaskinie, w których gnieździły się ptaki drapieżne z szczeciną na dziobie. Nawet łasicę widział tam pewnego razu. Zepchnął łódź z powrotem na wodę i popłynął dookoła na drugą stronę wyspy".

Ważną rolę odgrywają w jego życiu fantazje, marzenia i sny. W powieści – i to kolejny charakterystyczny dla prozy Hamsuna rys – nie brakuje symboli ani elementów onirycznych. Rzadkiej urody – i mnogości znaczeń – jest fragment, w którym Janek przenosi się w półśnie do tajemniczej doliny:

„Jest pełen nastroju, mózg zdaje się mu jakoby ogrodem bujnym, uginającym się pod ciężarem owocu, z którego wznoszą się opary ziemi. W sposób tajemniczy znalazł się w dolinie głębokiej i wymarłej, gdzie nie było śladu życia. Hen, w oddali, samotne i zapomniane, stoją organy i grają. Zbliża się do nich, ogląda je, organy krwawią, podczas gdy gra, krew ścieka z ich boku” (s. 235).    

Miłość Janka i Wiktorii jest trudną miłością, trudną nie tylko wskutek obiektywnych przeszkód (różnic klasowych, finansów itd.), lecz także ze względu na usposobienie ich obojga i – chorobliwą wręcz – nieumiejętność mówienia wprost. Czytając, czasami aż nabiera się ochoty, żeby potrząsnąć bohaterami i pomóc im przełamać ich komunikacyjną niemoc.

Lecz w powieści pojawiają się także inne pary – mamy Wiktorię z Otonem, Janka z Kamilą, Kamilę z Richmondem, nawet starego nauczyciela z jego wdówką…

Bo „Wiktoria” to w gruncie rzeczy traktat o miłości w ogóle. Hamsun analizuje to uczucie we wszystkich jego przejawach – jako potężną, budującą siłę, niszczący żywioł… i wszystko, co jest pośrodku.

„Bo czymże jest miłość? Wietrzykiem, co szeleści pośród róż, a może błędnym ognikiem we krwi. Miłość – to muzyka piekielnie gorąca, która nawet serca starców porywa w wir taneczny. To jakby stokrotka, co o świcie kwiat swój szeroko rozwiera, a jednocześnie jakby anemon, co pod lada powiewem się zamyka, a po dotknięciu umiera. Taką bywa miłość. Wybrańca swego może niszczyć, może go znowu podnieść i znowu piętnować; dziś może mnie kochać, jutro ciebie, a nocy następnej jego – tak zmienną jest”, grzmi.

I dodaje z iście biblijnym zacięciem (bo duch Biblii, a zwłaszcza Pieśni nad pieśniami, unosi się nad całą książką):

„Lecz może być i stałą jak pieczęć nierozerwalna i płonąć zarazem nieugaszona aż do śmierci, ponieważ tak wieczną jest. Jakąż więc jest miłość?” (s. 205).

Napisałam na początku, że podtytuł recenzowanej powieści – Historia pewnej miłości” – jest zarazem trafny i zwodniczy. Trafny, ponieważ trzonem fabuły jest miłość Janka i Wiktorii. Zwodniczy, bo jest to w istocie hymn nie na cześć pewnej miłości, ale na cześć miłości w ogóle.  

„Jakaż więc jest miłość?”, pyta Hamsun. I to pytanie pozostaje w głowie jeszcze długo po lekturze.

Gorąco polecam! 

 

 

 

 

Wydawnictwo Zysk i S-ka

Poznań 2019

Tłumaczył Czesław Kędzierski

7,5/10

 

 

 

Knut Hamsun - "Głód" 

Knut Hamsun - "Pan" 

Knut Hamsun - "Pod jesienną gwiazdą"



[1] Knut Hamsun, Wiktoria [w tegoż:] Pan, Wiktoria, Marzyciele, tłum. Czesław Kędzierski. Wydawnictwo Zysk i S-ka, Poznań 2019, s. 206.

Komentarze

  1. I znów Knut Hamsun wpuszcza nas do swojego świata, a jego główni bohaterowie mają wiele z samego autora, toteż za każdym razem porcję dobrych wrażeń dostarczają mi jego książki. Świetnie zrecenzowałas Aniu tę lekturę, okraszajac ją bogato cytatami i urokliwymi zdjęciami, za co pięknie dziękuję i gorąco pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za miłe słowo, Małgosiu. Serdecznie zachęcam do lektury "Wiktorii". Jest tam sporo psychologii i tematów do przemyśleń, a wszystko to okraszone surowością skandynawskiej przyrody... Godna polecenia książka!
      Pozdrawiam jak najserdeczniej. :)

      Usuń
  2. Zgadzam się z przedmówczynią. Zarówno recenzja, jak i zdjęcia są godne pochwały. Jestem pod wrażeniem oczytania Autorki. Bardzo doceniam odniesienia do innych tekstów, dają szerszy obraz twórczości Hamsuna. Dziękuję!

    OdpowiedzUsuń
  3. Rekomenduję nowy przekład tej powieści autorstwa Anny Marciniakówny, wybitnej popularyzatorki literatury norweskiej w Polsce (jej przekład ukazał się pod tytułem o innym zapisie, tzn. Victoria). Tłumaczka dokonuje nowych, podobno wierniejszych przekładów książek Hamsuna, które tłumaczone były wcześniej niejednokrotnie za pośrednictwem języka niemieckiego. Nie jestem tego w stanie zweryfikować, więc poprzestanę na kwestii stylu: przekłady AM mają w sobie prostotę i poetycki rytm. Dopiero przeczytawszy jej tłumaczenie Błogosławieństwa ziemi, zrozumiałam dlaczego ta książka zasłużyła na Nobla. Polecam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za poradę. Czytałam "Pana" i "Pod jesienną gwiazdą" właśnie w tłumaczeniu Anny Marciniakówny. Rzeczywiście, czytało się wybornie.
      To, że tłumaczenie norweskich powieści odbywa się za pośrednictwem języka niemieckiego, nie jest dla mnie zaskoczeniem - tak właśnie przetłumaczono na polski "Krystynę, córkę Lavransa" Sigrid Undset. Pamiętam, że przeczytawszy tę notkę, byłam zdumiona, że na potrzeby przekładu obrano tak "okrężną" drogę.
      Raz jeszcze dziękuję za komentarz. Poszukam wydania, o którym piszesz, a tymczasem serdecznie pozdrawiam. :)

      Usuń
    2. Bardzo dziękuję za odpowiedź, piszę trochę z innej beczki, ale przeczytałam właśnie, że ukazał się w przekładzie AM trzeci tom Dramatów wybranych Henrika Ibsena, a w nim Peer Gynt, bezpośrednio z norweskiego, bez skrótów i po raz pierwszy wierszem. Mam dwa pierwsze tomy sprzed jakichś 10 lat i to też było odkrycie, bo szczerze mówiąc Ibsen kojarzył mi się wcześniej z ponurą nudą, a tu się okazało, że styl zaskakująco współczesny. Pozdrawiam serdecznie :)

      Usuń
    3. Ślicznie dziękuję za informację! :) Jeżeli chodzi o Ibsena, to znam tylko jego najbardziej sztandarowe dzieła - "Norę", "Upiory", "Wroga ludu", "Dziką kaczkę". Chętnie poszerzyłabym tę znajomość, na przykład o "Peera Gynta", do którego już kiedyś się przymierzałam, ale ostatecznie plany spełzły na niczym. Jeżeli w dwóch wspomnianych przez Ciebie tomach jest jakiś tekst, który szczególnie mogłabyś polecić, to chętnie się z nim zapoznam.
      Jakiś czas temu czytałam "Upiory" i pamiętam, że wielkie wrażenie wywarła na mnie aktualność tego tekstu.
      Bardzo dziękuję za komentarze i za to, że tutaj zaglądasz. :)
      Dobrego dnia!

      Usuń

Prześlij komentarz