Knut Hamsun – „Błogosławieństwo ziemi”

 Książka w Oslo

 

Dawno, dawno temu, za siedmioma górami, za siedmioma lasami, żył sobie pewien człowiek…” – tak mogłoby rozpocząć się „Błogosławieństwo ziemi”, to jest powieść z 1917 roku, za którą trzy lata później Knut Hamsun otrzymał literacką Nagrodę Nobla.

Powieść mogłaby się tak rozpocząć, bo akcja rzeczywiście toczy się w przeszłości (w epoce pierwszych linii telegraficznych), a bohater istotnie mieszka za lasami, u podnóża gór, które oddzielają od siebie ludzkie osady. Hamsun woli jednak rozpocząć swoje dzieło inaczej: „Przez trzęsawisko wiedzie do boru ścieżka długa, niezmierzona. Kto ją wydeptał? – Człowiek, pierwszy, który się tu pojawił”[1].

Owym człowiekiem jest chłop „rosły i silnie zbudowany” (s. 5), z rudym zarostem i dłońmi, które znaczą blizny, zdobyte w pracy i w walce. Na imię ma Izak. Przez jakiś czas wałęsa się po okolicy, badając mokradła, leśne polany i trzęsawiska, a kiedy po wielu trudach znajduje odpowiednie miejsce na hali, postanawia osiąść i założyć gospodarstwo. Nie jest mu łatwo: przyroda w tych stronach jest dzika i niechętnie daje się ujarzmić, najbliższa osada ludzka oddalona jest o prawie dzień drogi, obowiązków ustawicznie przybywa, a na pustkowiu nie można liczyć na niczyją pomoc. Izak jednak nie załamuje rąk: gromadzi paszę, karczuje ziemię, usuwa kamienie, uprawia pole. Jedno tylko nie daje mu spokoju: czas mija, pory roku zmieniają się, dobytek rośnie, a on wciąż nie ma dziewki do posługi. Aż wreszcie pewnego dnia zza gór przybywa Inger, „wysoka, piwnooka dziewczyna, bujna i rozłożysta w biodrach” (s. 9). Inger została doświadczona przez los: jest silna, krzepka i pracowita, ale jej twarz szpeci zajęcza warga. To nie przeszkadza Izakowi w przyjęciu jej pod swój dach. „Inger i chata – to całość jedna, nierozerwalna” (s. 10). 

 


 

Gospodarstwo stopniowo się rozrasta. Pojawiają się nowe zabudowania, bydła jest coraz więcej. Rodzina też się powiększa – na świat przychodzą synowie, potem córki… Izak, który początkowo był samotnikiem i odludkiem, z wolna przedzierzga się w człowieka, którego nie na darmo nazywa się „margrabią” i z którego zdaniem trzeba się liczyć. Na niegdysiejszym pustkowiu powstają kolejne domostwa. Dzikie tereny są karczowane i przygotowywane pod uprawę. Życie toczy się tutaj niespiesznie, a jego rytm wyznaczają zmieniające się pory roku. I tylko od czasu do czasu spokój osadników zakłócają dochodzące z miasta nowiny…

Bohaterowie Hamsuna to ludzie prości i niewykształceni. Nie mają w zwyczaju wiele mówić, a o uczuciach nie mówią prawie wcale. Na ogół są pokorni wobec przyrody, którą starają się obłaskawić… jakkolwiek zdarza im się też z nią walczyć. Żyją skromnie (nabycie zegara jest w domu Izaka nader doniosłym wydarzeniem, a kawa stanowi luksus, na który nie każdy może sobie pozwolić), nienawykli do kaprysów i bezwarunkowo oddani swoim zajęciom. Sumienna praca sprzyja tężyźnie fizycznej. Izak cieszy się znakomitym zdrowiem, jest „potężny niby pniak dębu kilkuwiekowego” (s. 10) i przenoszenie ciężkich kadzi czy bali nie nastręcza mu żadnych trudności; Inger ma w sobie tyle wigoru, że tuż po urodzeniu pierwszego dziecka jest jeszcze w stanie zakrzątnąć się wokół inwentarza i wydoić krowę i kozy.

Etos pracy odgrywa w powieści kluczową rolę; autor opiewa rzetelny trud rolników, których sumienność, wytrwałość i ofiarność co i rusz przeciwstawia zepsuciu ludzi z miasta. Miasto jest bowiem siedzibą zła i występku, tam łatwo „spaczyć się i wykoleić”. Oto jak Hamsun opisuje jednego z bohaterów, który w młodym wieku został posłany do miasta na nauki: „Powinien był trzymać się roli, byłby przynajmniej czymś. A tak co? Jest panem umiejącym pisać litery, ale pozbawionym ducha przedsiębiorczego i głębi. I urwipołciem także nie jest ani zakochanym, ani ambitnym, właściwie jest niczym, jest zerem, nawet wielkim złoczyńcą nie jest. Poczciwy inżynier powiatowy zwabił go swego czasu do miasta, aby zrobić z niego coś. Zamiast tego odcięto chłopaka od korzenia i dlatego zwiądł. Wszystko, do czego się teraz zabiera, nosi na sobie ślady tego uwiądu…” (s. 317).    

Tytuł książki wywołuje skojarzenia religijne. Nie bez kozery: wiara odgrywa w życiu bohaterów niepoślednią rolę. I chodzi tu nie tyle o obrzędy czy sakramenty, ile raczej o głębszą, wrodzoną religijność, naturalną potrzebę modlitwy i nieustające poczucie obecności Boga. W powieści mnożą się nawiązania do Biblii, a ściślej: do Starego Testamentu. Córka Izaka to Rebeka, sam Izak dzieli imię z patriarchą z Księgi Rodzaju. I w istocie, jak starotestamentowy patriarcha odnajduje „ziemię obiecaną” i osiada na niej, aby powiększać swój dobytek… i swoje plemię. „I tu oto stoi on, ten, który pierwszy osiadł na pustkowiu. Gdy tu przyszedł, brodził po kolana w błotach i wrzosowisku; wyszukał słoneczną halę i założył osadę. Po nim przyszli inni i poprzez nieznaną ziemię wydeptali ścieżkę. Potem przyszli jeszcze inni i ścieżka zamieniła się w szeroki gościniec” (s. 295).      

Izak to znakomicie nakreślona postać. Mądry nieksiążkową mądrością, do cna poczciwy, pracowity i dobroduszny, wzbudza sympatię i zapada w pamięć. Mniej sympatii wzbudzają żeńskie bohaterki „Błogosławieństwa ziemi”. Nie ma w powieści kobiety, która byłaby jednoznacznie pozytywna. Jedna jest zła i sprzedajna, druga obłudna, trzecia zepsuta i występna… Nawet Inger zdarza się ulegać słabościom, które nie licują z pozycją statecznej żony i matki. Czyżby Hamsun miał skłonności do mizoginii?

„Błogosławieństwo ziemi” to przepiękna powieść. Pierwszą część, tę poświęconą Izakowi, Inger oraz ich życiu w zagrodzie, czytałam w nieustającym zachwycie. Później, kiedy bohaterów zaczęło przybywać i uwaga narratora skupiła się również na perypetiach innych postaci (Geissler, Aksel, Barbro, Brede…), zachwyt nieco osłabł. Nigdy jednak nie osłabło poczucie, że oto obcuję z czymś wspaniałym, z literaturą przez wielkie „L”.

To dzieło ponadczasowe. Przedstawione wypadki dzieją się na dawnej wsi norweskiej, ale właściwie mogłyby dziać się wszędzie – tak żywe są typy ludzkie, które autor powołał do życia, tak uniwersalne jest przesłanie. Co więcej, w książce zostały poruszone problemy, które pomimo upływu czasu nie straciły na aktualności. Zadziwiająco aktualna jest na przykład kwestia nieumiarkowanej eksploatacji zasobów naturalnych.  

Powieść pisana jest pięknym językiem, zawarte w niej opisy surowej skandynawskiej przyrody urzekają. Podobnie jak akcja, która toczy się niespiesznie, a jednak ma w sobie coś takiego, co sprawia, że bardzo trudno oderwać się od lektury.

„Błogosławieństwo ziemi” jest hymnem na cześć pracy, przyrody i zdrowych, nieprzemijających wartości. To wspaniała powieść o życiu, o miłości w różnych jej wymiarach, o człowieku.

Gorąco polecam!       

 

 

 

Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza

Warszawa 1986

Tłumaczył Czesław Kędzierski

9/10

 

Knut Hamsun - "Wiktoria" 

[1] Knut Hamsun, Błogosławieństwo ziemi, tłum. Czesław Kędzierski. Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza, Warszawa 1986, s. 5.

Komentarze

  1. Piękna powieść. Była też wydana w Serii Dzieł Pisarzy Skandynawskich. Ja też nie mogłam oderwać się od lektury. Tak, Izakowi nie przeszkadzała zajęcza warga Inger. Uważał nawet, że to dobrze, że Inger jest zeszpecona, bo gdyby nie była, zapewne nie chciałaby zamieszkać z nim na pustkowiu. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda! W tym przypadku znalazła zastosowanie zasada: nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. :)
      Powieść rzeczywiście jest piękna. Mądra, dojrzała, o uniwersalnym przesłaniu...

      Usuń

Prześlij komentarz