Charles Dickens – „Wielkie nadzieje”

Hortensje i książka na tle białego muru

Są takie książki, które można czytać i czytać, i czytać… i nie tylko się przy tym nie nudzić, ale wprost przeciwnie, za każdym razem odkrywać w nich coś nowego, dostrzegać niezauważone przy wcześniejszych lekturach niuanse…

Do takich książek należą moim zdaniem „Wielkie nadzieje” Karola Dickensa.

O tym, że Dickens wielkim pisarzem był, nie trzeba chyba nikogo przekonywać, a na analizę „Wielkich nadziei” wylano dotąd morze atramentu. Nie mogę jednak nie poświęcić kilku słów jednej z najpiękniejszych, najbardziej pouczających i chwytających za serce powieści, jakie kiedykolwiek zdarzyło mi się trzymać w ręku.

Powieść, wbrew pierwotnym zamierzeniom autora, ukazywała się w odcinkach na łamach „All The Year Around”. Ten założony przez samego Dickensa tygodnik odnotował spadek popularności i publikacja „Wielkich nadziei” miała sprawić, że znów zacznie cieszyć się względami czytelników. Tak też się stało.

Bohaterem tej pięknej historii jest Filip Pirrip, którego jednak wszyscy nazywają Pipem. Ten mały chłopiec, bardzo wcześnie osierocony przez rodziców, żyje w chacie nieopodal mokradeł, pod okiem znacznie starszej siostry i jej męża, Joego Gargery. Siostra jest prostą (żeby nie powiedzieć: prostacką), pyskatą kobietą gwałtownego usposobienia, znaną w całej okolicy z tego, że wychowuje Pipa – a czasami także własnego męża – „twardą ręką”. Joe trudni się kowalstwem i w przeciwieństwie do żony jest łagodnym, ugodowym człowiekiem. Wielokrotnie broni Pipa przed gniewem porywczej siostry, za co nieraz i jemu zdarza się oberwać budzącą postrach „łaskotką”.

Jedną z rozrywek Pipa jest włóczenie się po moczarach i okolicznym cmentarzu, na którym spoczywają jego rodzice i rodzeństwo. To tam pewnego wieczoru spotyka skazańca, któremu udało się uciec z galer. Były więzień zmusza go, żeby wykradł z domu i przyniósł mu pożywienie, a także pilnik do przepiłowania łańcucha.

Jakiś czas później Pip zawiera znajomość z panią Havisham, bogatą ekscentryczką, która wzięła na wychowanie małą Estellę. Pip zakochuje się w dziewczynce i nagle dociera do niego, jak proste wiedzie życie. Zaczyna ubolewać nad swoim brakiem ogłady, grubymi rękami i „ordynarnym obuwiem”, a także nad tym, że w przyszłości ma przysposabiać się pod okiem Joego do zawodu kowala.

Wszystko zmienia się w dniu, gdy w jego życiu ni stąd, ni zowąd pojawiają się tytułowe wielkie nadzieje. Pip dowiaduje się, że tajemniczy dobroczyńca przeznaczył mu znaczną sumę pieniędzy i zapragnął uczynić z niego dżentelmena. Bohater porzuca więc pracę w kuźni, porzuca mokradła i wyjeżdża do Londynu, aby tam rozpocząć nowy rozdział.   

Kim jest anonimowy dobroczyńca? Czy podejrzenia obdarowanego co do jego tożsamości okażą się słuszne? I wreszcie: jak potoczą się losy Pipa? O tym wszystkim czytelnik dowiaduje się stopniowo, czytając kolejne rozdziały tej pasjonującej historii.

Narratorem powieści jest Pip, który opowiada o swoich perypetiach z perspektywy lat, gdy wszystkie przedstawione wydarzenia dawno już się dokonały. I w rzeczy samej, tu i ówdzie odnaleźć można czynione poniewczasie refleksje, ubolewanie nad tym czy innym postępkiem.

Akcja toczy się wartko i nie brakuje nagłych, zdumiewających zwrotów. Ilekroć powracam do lektury „Wielkich nadziei”, zadziwia mnie – i zachwyca! – misterność, z jaką Dickens plecie swoją opowieść. Nic nie jest tam przypadkowe: żaden dialog, żadna scena. Nawet błahe, zdawałoby się, epizody, takie jak bójka dwóch chłopców przy domu pani Havisham, okazują się istotne dla fabuły.

Lecz to nie przemyślnie skonstruowana intryga ani stopniowe odkrywanie tajemnic – Kim jest anonimowy opiekun Pipa? Jakie nieszczęście przydarzyło się pani Havisham? Kim właściwie są rodzice Estelli? – stanowi o sile tej powieści. Dla mnie najbardziej czarowna jest stworzona przez Dickensa plejada niezapomnianych postaci.

Pani Havisham, która od wielu lat, od chwili, gdy w dniu ślubu została porzucona przez narzeczonego, snuje się w pożółkłej sukni ślubnej po ponurym salonie, pośród zaciemnionych okien i stojących zegarów; pan Jaggers, kuty na cztery nogi adwokat, który z uporem maniaka myje ręce i sieje postrach wśród przedstawicieli londyńskiego półświatka; pan Wemmick, zawodowo skrupulatny i sztywny pomocnik Jaggersa, a prywatnie kochający syn i właściciel „zamku”, który w gruncie rzeczy jest malutkim domkiem; dobroduszny Joe, piękny kowal o złotym sercu; Biddy, wiejska, poczciwa, trzeźwo myśląca dziewczyna, pierwsza nauczycielka Pipa; uczciwy i do szpiku kości lojalny Herbert, ucieleśnienie tego, czym powinien być prawdziwy przyjaciel; wreszcie Estella, piękność bez serca, którą pani Havisham uczyniła narzędziem zemsty za doznaną krzywdę… Wszyscy oni są tak barwni, że wydają się schodzić z kart powieści do realnego świata, a czytający niejako bezwiednie się z nimi zżywa, w czym wydatnie dopomagają mu pokaźne rozmiary książki.

Powieść skrzy się humorem (przy lekturze nieraz zdarzało mi się wybuchać serdecznym śmiechem), tym, co uderza, jest jednak siła odmalowanych przez autora uczuć. Dickens z niebywałym kunsztem przedstawia uczucia i relacje międzyludzkie – tkliwą przyjaźń, wdzięczność, wstyd, bezinteresowne przywiązanie, żądzę zemsty, gorącą i bezwarunkową miłość.

„Ty jesteś częścią mego istnienia”, mówi Pip do Estelli, „częścią mnie samego! Gdy czytałem, przy każdym wierszu myślałem o tobie od chwili, gdy po raz pierwszy tu przybyłem jako chłopiec, którego serce już wówczas opanowałaś! Twą postać widziałem wszędzie – na rzece, na żaglach okrętów, na moczarach, na morzu, na ulicach. Byłaś wcieleniem każdej szlachetnej myśli, która rodziła się we mnie, a wpływ twój na mnie był i będzie zawsze bez granic. Do ostatniej chwili życia będziesz mimo woli częścią mego istnienia, częścią dobrej i złej strony mej duszy”[1].        

Dickensa pokochałam za kapitalny „Klub Pickwicka”, ale dopiero „Wielkie nadzieje” uzmysłowiły mi niesamowity kunszt tego genialnego doprawdy pisarza.

To lektura, do której powracam i będę powracać, jak powraca się do ukochanych miejsc i bliskich osób. Cudowna, głęboka, wieloaspektowa książka. 

Krótko mówiąc, arcydzieło!      

 

 

Wydawnictwo MG

Warszawa 2018

Tłumaczył Antoni Mazanowski

10/10

 

 

Charles Dickens - "Opowieść o dwóch miastach" 



[1] Karol Dickens, Wielkie nadzieje, tłum. Antoni Mazanowski. Wydawnictwo MG, Warszawa 2018, s. 326.

Komentarze

  1. Wspaniała recenzja i urzekające zdjęcie. Kadr uchwycający wyłaniającą się z kwiatów książkę jest cudowny.

    OdpowiedzUsuń
  2. Pani Aniu!, cudownie jest przeczytać Pani niezwykle wnikliwą, analityczną, blyskotliwą recenzję,, Wielkich nadziei".Poszerzona o dogłębną charakterystykę postaci i tło epoki stanowi ogromną inspirację czytelniczą, za którą pięknie dziękuję:).Cóż mogę dodać o Dickensie...przeczytałam właśnie ,,Bitwę o życie", jedno z jego opowiadań wchodzących w skład,,Opowieści wigilijnych" i....trochę się rozczarowałam tym opowiadaniem- moralitetem. Choć napisane pięknym, poruszającym językiem, jest mocno przerysowane w swej treści i zbyt pompatyczne:), ale tak bywa z niektórymi lekturami, nie wszystko dobrze się,,starzeje":).Nie czytałam jeszcze ,, Wielkich nadziei", ale może dlatego, że mam trochę problem z Dickensem:).Niewątpliwie Charles ,,wielkim pisarzem był", jak Pani określiła.Przez wiele, wiele lat określany jako moralny głos narodu, wielki wiktoriański twórca i kronikarz dziejów XIX- wiecznego Londynu, odznaczał się darem snucia pięknych, poruszających serce fabuł. Dziś historycy i badacze nie mają wątpliwości jak wiele wysiłku wkładał on sam, by podtrzymać ten niemalże idealny wizerunek sumienia narodu.Chyba w dużej mierze zdawał sobie sprawę, że wielkie serce i wrażliwość to poza, gdyż kiedyś zwierzył się Dostojewskiemu: ,,Są we mnie dwaj ludzie: jeden, który czuje to co powinien, a drugi wręcz przeciwnie".Podobno jako człowiek był samolubny, bezduszny, wrogi wobec słabszych, biednych i skrzywdzonych.Jednak najbardziej okrutny wobec swojej żony i dzieci.Dopiero współcześnie odkrywamy niechlubne fakty z życia wielkich ludzi i patrzymy na nich jak na zwykłych, ułomnych śmiertelników.Mnie zawsze trochę te ,,odkrycia " przerażają.Podobnie miałam z Tołstojem:), cóż pragnęlibyśmy przecież widzieć nie tyle posągowe co raczej spójne i zintegrowane ludzkie postacie, zwłaszcza te, które tak cenimy za ich twórczość. Dickensa czytam zazwyczaj w okolicach Bożego Narodzenia:), więc jeśli czas pozwoli może tym razem sięgnę po ,, Wielkie nadzieje".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pani Małgorzato, bardzo Pani dziękuję. Żarliwie namawiam do przeczytania "Wielkich nadziei", proszę sobie nie odmawiać tej przyjemności. Dla mnie bohaterowie tej książki są niemal jak rodzina.
      "Bitwy o życie" nie czytałam, ale wzbudziła Pani we mnie wielkie zainteresowanie tym tekstem i z całą pewnością po niego sięgnę.

      Bardzo uderzyło mnie to, co Pani pisze. Wiedziałam, że Dickensowi nie było, łagodnie mówiąc, po drodze z własną rodziną, ale dopiero określenie, którego Pani użyła, "sumienie narodu", nasunęło mi na myśl analogię z tym, który u nas z kolei był określany tym mianem i który też porzucił żonę, aby związać się z młodszą kobietą. I jeden, i drugi byli przy tym genialnymi pisarzami, kreślącymi przepiękne historie o uczuciach. Zresztą kolejny genialny pisarz, Mann, też nie wsławił się, jak zapewne dobrze Pani wiadomo, jako wzorowy mąż...
      Czyżby to była cena, jaką trzeba czasem zapłacić za wielki talent?
      Niemniej, wydaje mi się, że tak wybitne dzieła jak "Czarodziejska góra", "Wielkie nadzieje", "Wojna i pokój" i in., stały się dziedzictwem, które wykracza poza osoby ich twórców, jakkolwiek wyglądało ich życie.

      Raz jeszcze dziękuję za komentarz, jestem pod wielkim wrażeniem Pani wiedzy o literaturze!

      Usuń
    2. Serdecznie dziękuję Pani Aniu za odniesienie się do mojego wywodu:). Pani doskonała recenzja książki Dickensa skutecznie rozbudziła moją ciekawość, a to oznacza, że z pewnością sięgnę po to wybitne dzieło.

      Usuń
  3. Przepiękna recenzja. Chyba przeczytam książkę raz jeszcze :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję! Ja z kolei gratuluję świetnego bloga, na którym, mówiąc na marginesie, regularnie bywam. :)

      Usuń

Prześlij komentarz