„O słuchaczu (…)! Niechaj ten rok będzie szczęśliwy dla ciebie i niechaj będzie pomyślny dla tych wielu, którzy są od ciebie zależni. I niechaj każdy następny rok będzie szczęśliwszy od poprzedniego, a najnikczemniejsi z naszych braci i sióstr niechaj nie będą pozbawieni słusznie im należnego udziału w tym, w czym z woli naszego Stwórcy winni uczestniczyć”[1].
Są takie opowieści, które kojarzą się z określonym czasem w roku i do których w tym czasie wraca się szczególnie chętnie. Słynna „Opowieść wigilijna” Dickensa nieodmiennie przywodzi na myśl Boże Narodzenie, a jego (nieco mniej słynne) „Dzwony (które dzwonią, gdy odchodzi stary rok i nadchodzi nowy)” – przełom starego i nowego roku.
„Dzwony” powstały po „Opowieści wigilijnej”, ale utrzymane są w bardzo podobnej konwencji – oto mamy głównego bohatera, przed którym za sprawą mocy nadprzyrodzonych rozsnuwają się niepokojące wizje i który pod ich wpływem przechodzi przemianę.
Naczelną postacią „Dzwonów” jest Toby (czy raczej: Tobiasz) Veck, który za względu na osobliwy sposób poruszania się, do złudzenia przypominający trucht, nosi przydomek Truchcik. Toby wiedzie życie, które w najlepszym razie można by określić jako niełatwe. Pracuje jako posłaniec i całe dnie spędza przed drzwiami jednego z londyńskich kościołów, czekając na zlecenia klientów. Tkwi tam w każdą pogodę, w upały i mrozy, przy słońcu, wietrze, w deszczu i śnieżnej zawiei, mimo że ani nędzne, znoszone ubranie, ani schodzone trzewiki nie mogą ochronić go przed zimnem i czasem Toby musi truchtać, żeby nie zamarznąć. W chwilach największego zniechęcenia otuchy dodają mu… dzwony. Toby lubi zadzierać głowę do góry i spoglądać na szczyt dzwonnicy, wierząc, że ma w dzwonach wiernych towarzyszy niedoli. Dzwony w pewnym sensie dzielą jego los – one też tkwią na swoim miejscu „w pogodę i niepogodę, jak on wystawione na deszcze i wichry, spoglądając jeno z daleka na fasady wszystkich domów, lecz nie zbliżając się ani o krok do wesołego ognia na kominkach” (s. 13).
Lecz największą pociechą Toby’ego jest jedyna bliska mu na świecie osoba, dziewiętnastoletnia Meg. Ojciec i córka żyją w wielkim ubóstwie – nigdy się nie zdarza, żeby jednego dnia oboje mogli sobie pozwolić na luksus, jakim jest obiad – ale żadne z nich nie ma w zwyczaju załamywać rąk i biernie poddawać się niedoli. Przeciwnie, odważnie stawiają czoła trudnościom, a choć sami mają niewiele, nie odmawiają pomocy innym, bardziej potrzebującym.
Jednakże ostatniego dnia roku, pod wpływem własnych niewesołych myśli, wyimków z gazet, a przede wszystkim – spotkań z różnymi, mniej lub bardziej wpływowymi konstablami, Toby popada w zwątpienie. Przestaje wierzyć w ludzkość i nabiera przekonania, że „nie umiemy wybrać słusznej drogi ani robić nic dobrze. Nie ma w nas ani krztyny dobrego. Z urodzenia jesteśmy źli” (s. 32). I właśnie wówczas, w chwili największej rozterki, do akcji wkraczają tytułowe dzwony. Toby doświadcza wizji, które pokazują mu, co stanie się z jego życiem – a także z życiem bliskich mu osób – jeżeli ulegnie zniechęceniu i straci wiarę w tkwiące w człowieku dobro…
„Dzwony” to piękna opowieść, w której łatwo dopatrzyć się podobieństwa do moralitetu. Jak bohaterowie moralitetów musieli dokonywać wyboru pomiędzy dobrem a złem, tak i nasz Toby zostaje postawiony wobec konieczności podjęcia decyzji. Co przeważy – wiara, która jest dobrem, czy zniechęcenie, czyli zło?
„Czas dany jest człowiekowi po to, aby szedł naprzód i aby się doskonalił”, mówi jeden ze strofujących Toby’ego duchów dzwonów. „Aby stawał się bardziej wartościowy, aby zdobywał szczęście i osiągał lepsze życie”. I dalej: „Kto wkłada w usta czasu okrzyk żalu nad dniami, które były pełne doświadczeń i klęsk i pozostawiły ślady tak wyraźne, że ślepiec by je zauważył… Okrzyk, który służy jeno teraźniejszości, gdyż wskazuje ludziom, jak bardzo jest jej potrzebna ich pomoc, podczas gdy każde ucho wsłuchuje się w lamenty nad taką przeszłością – kto postępuje w ten sposób, wyrządza nam krzywdę” (s. 78).
W karcących słowach duchów dzwonów – słowach uroczystych, górnolotnych i niebywale pięknych, podnoszących wielkoduszność i współczucie, a piętnujących wzgardę i obojętność na cudze cierpienie – wyraża się głębszy sens utworu i jego właściwe przesłanie.
Lecz Dickens nie byłby sobą, gdyby nie zaprawił opowieści nieskrywaną i przejmującą krytyką niesprawiedliwości społecznej. W „Dzwonach” ostrze satyry skierowane jest przeciwko wymiarowi sprawiedliwości – jeden z bohaterów, ubogi, ale poczciwy i pracowity William Fern, zostaje aresztowany za włóczęgostwo, bo po całym dniu bezskutecznego poszukiwania zajęcia ma czelność zasnąć w stodole – oraz źle pojmowanej działalności dobroczynnej. Tę ostatnią uprawiają między innymi kostyczne matrony, dla których filantropia sprowadza się do nauczania mężczyzn i chłopców… wycinanek z papieru, a także domniemani przyjaciele ubogich, którzy nie mają – i właściwie wcale nie pragną mieć – pojęcia o rzeczywistej doli biedaków.
Dickens nie oszczędza również przedstawicieli dobroczynności publicznej (skrzętnie oddzielonej od „miłosierdzia głoszonego kiedyś na Górze”), którzy odsyłają proszących o pomoc nędzarzy to tu, to tam, od domu do domu, aż wreszcie ci albo „kładą się i umierają”, albo z rozpaczy zaczynają rabować, „wznosząc się w ten sposób do przestępców wyższego rzędu, których roszczenia bezzwłocznie należy zaspokajać” (s. 119).
„Dzwony”, choć smutne w swej wymowie, nie są jednak posępną opowieścią. Przeciwnie, niezwykła historia Toby’ego Vecka i jego przyjaźni z dzwonami niesie pokrzepienie i nadzieję. Pokazuje, że nie warto poddawać się zwątpieniu ani tracić wiary i że nawet w najuboższych mieszkankach, pośród nędznie odzianych, wygłodniałych ludzi, znaleźć można budujące przykłady wielkodusznych natur i szczodrobliwych serc.
„Dzwony” ukazały się po „Opowieści wigilijnej”. Ponoć w momencie ich wydawania obie książki zostały przyjęte z podobnym entuzjazmem, a jednak dzisiaj ta pierwsza cieszy się znacznie mniejszą popularnością niż druga. Wiele razy zastanawiałam się, z czego to wynika, i dochodzę do wniosku, że nie bez znaczenia jest tutaj motyw przemiany głównego bohatera. Ebenezer Scrooge jest skąpcem o twardym sercu, który uczy się, czym jest dobroć. Toby Veck od początku jawi się jako szlachetny, uczciwy i hojny człowiek, gotowy podzielić się z przygodnym znajomym herbatą i ostatnim kawałkiem słoniny. Jego przemiana siłą rzeczy jest więc mniej „spektakularna”.
Mimo wszystko gorąco zachęcam do poznania historii Toby’ego i Meg. To idealna książka na świąteczno-noworoczny czas, a przesłanie, które z niej płynie, nie zdezaktualizuje się nigdy.
„Wiem, że czas przechowuje dla nas, dla nas przeznacza nasze dziedzictwo. Wiem, że kiedyś, któregoś dnia, zbiorą się oceany czasu i zmiotą z powierzchni ziemi wszystkich, co nas krzywdzą i ciemiężą. Widzę je, wody wzbierają już! Wiem, że musimy ufać i hodować w sercu nadzieję, i ani w nas samych nie wątpić, ani nie wątpić nigdy w dobro naszych bliźnich” (s. 123–124).
Wydawnictwo Dolnośląskie
Wrocław 1989
Tłumaczyła Krystyna Tarnowska
7,5/10
[1] Charles Dickens, Dzwony, które dzwonią, gdy odchodzi stary rok i nadchodzi nowy, tłum. Krystyna Tarnowska. Wydawnictwo Dolnośląskie, Wrocław 1989, s. 130.
Bardzo lubię zarówno ,, Dzwony" jak i ,, Opowieść wigilijną", pięknie współbrzmią ze świąteczną nostalgią za najczulszą stroną ludzkiej wrażliwości. Dickens osiągnął mistrzostwo poruszając sercem czytelnika jak i dostarczając mu ponadczasowych przekazów o ludzkiej kondycji. Poruszające opowieści w pięknym stylu. Dziękuję Aniu!. Dobrego czasu w Nowym Roku!
OdpowiedzUsuńPiękne w tych historiach jest to, że właściwie mogłyby się wydarzyć w każdym miejscu i w dowolnym czasie - i zawsze byłyby aktualne i przejmujące.
UsuńW Dickensie, poza jego genialnym zacięciem gawędziarskim, najbardziej lubię umiejętność tworzenia żywych, pełnokrwistych postaci, takich, z którymi łatwo się zżyć. Dzięki nim przekaz na dłużej zapada w pamięć.
Dziękuję za piękny komentarz, Małgosiu. Ja także życzę dobrego czasu w Nowym Roku, a dzisiaj - dobrego popołudnia! :)
Czytałam :) Obok "Opowieści wigilijnej" i "Świerszcza za kominem" to opowiadanie należy do moich ulubionych utworów Dickensa.
OdpowiedzUsuńWszystkiego najlepszego w 2025 roku :)
Dziękuję za przypomnienie o "Świerszczu"! Muszę wrócić do tego tekstu, którzy rzeczywiście jest znakomity. Jeżeli chodzi o mnie, to bardzo lubię i "Dzwony", i "Opowieść wigilijną", ale najbardziej upodobałam sobie Dickensa w wielkich powieściach. "Wielkie nadzieje" i "Opowieść o dwóch miastach" to absolutne arcydzieła, do których od czasu do czasu wracam jak do starych "przyjaciół".
UsuńWszystkiego dobrego w nowym roku! :)
Spodziewałam się czegoś duńskiego, a tu... Dickens.:) „Opowieść wigilijną” czytałam, ale do „Dzwonów” nigdy nie dotarłam, bo myślałam, że te utwory są do siebie bardzo podobne. Teraz widzę, że warto sięgnąć po historię Toby'ego i jego córki.
OdpowiedzUsuńZdecydowanie warto. To niewielki objętościowo tekst, a ile w nim treści...!
UsuńDuńczycy powrócą, bo lektura antologii duńskich opowiadań nadal jest dla mnie źródłem inspiracji. ;)
Dziękuję za komentarz i serdecznie pozdrawiam!
Pod koniec ubiegłego roku również sięgnęłam po "Dzwony". Wcześniej czytałam jedynie "Opowieść wigilijną", więc postanowiłam spróbować. Bez dwóch zdań było warto. Historia jest jednocześnie magiczna i przerażająca, a to za sprawą wiarygodnego oddania realiów, w których tak okrutnie traktowano ubogich. Książka z pewnością zostanie ze mną na dłużej.
OdpowiedzUsuńWszystkiego dobrego w nowym roku! :)
Tak, realia, oddane piórem tak sprawnego pisarza jak Dickens, rzeczywiście są przerażające. Ogólnie rzecz biorąc, książka ma jednak optymistyczną wymowę, podbudowuje wiarę w człowieka i tkwiące w nim dobro. To jeden z jej ogromnych walorów. :)
UsuńToby jest niezwykłą postacią i bardzo się cieszę, że zostanie z Tobą na dłużej.
Dziękuję za życzenia i z przyjemnością je odwzajemniam. Szczęśliwego nowego roku! :)