Francis Scott Fitzgerald – „Ciekawy przypadek Beniamina Buttona i inne opowiadania”

Książka pośród kwiatów
 

Przepadam za powieściami Francisa Scotta Fitzgeralda i dopóty wydawało mi się, że je preferuję, dopóki po kilku latach od pierwszej lektury nie powrócił w moje ręce tomik krótszych tekstów jego autorstwa – „Ciekawy przypadek Beniamina Buttona i inne opowiadania”, opublikowany przez wydawnictwo Amber i genialnie przetłumaczony przez Ariadnę Demkowską-Bohdziewicz. 

Przeczytawszy go po raz kolejny, doszłam do wniosku, że w krótszych formach lekkość pióra Fitzgeralda i finezja jego stylu ujawniają się jeszcze bardziej niż w powieściach… a w każdym razie nie mniej.

Tomik składa się z ośmiu średniej długości opowiadań, które podejmują różne tematy, ale cechują się jednakową dbałością o formę i specyficzną kreacją narratora.

„Ciekawy przypadek Beniamina Buttona” to tekst, o którym – za sprawą filmu z Cate Blanchett i Bradem Pittem – dużo się swego czasu mówiło i którego fabuła jest w związku z tym raczej znana. Najogólniej rzecz ujmując, jest to historia człowieka, który przychodzi na świat jako starzec i w miarę upływu lat młodnieje. Pomysł na tak osobliwą historię narodził się w głowie Fitzgeralda pod wpływem słów Marka Twaina, który swego czasu powiedział: „Życie byłoby nieskończenie szczęśliwsze, gdybyśmy mogli rozpocząć je w wieku lat osiemdziesięciu i stopniowo zbliżać się do osiemnastu”.

„Ciekawy przypadek Beniamina Buttona” to opowieść o tym, jak bezlitosną rzeczą jest czas – bez względu na to, czy płynie do przodu, czy do tyłu. Ba!, ta druga opcja okazuje się jeszcze gorsza od pierwszej, gdyż poza przemijaniem oznacza nieprzystosowanie, niezrozumienie i absolutną niemożność ułożenia sobie życia.  

Gdybyśmy założyli – a jest to właściwe założenie – że każde z ośmiu opowiadań zawiera jakąś myśl przewodnią, przesłanie, którym autor chce podzielić się z czytelnikiem, to w przypadku opowiadania „O, Ruda Czarodziejko!” byłaby to przestroga przed pułapkami przeciętności. Bohater tekstu, Merlin Grainger, jest na wskroś bezbarwnym człowiekiem – ani przystojnym, ani brzydkim, ani zbyt przebojowym, ani nadmiernie tchórzliwym, ani bogatym, ani biednym… Ot, zwykły zjadacz chleba, ginący w szarym tłumie. Jego życie nie byłoby godne wzmianki, gdyby pewnego dnia nie wtargnęło w nie „oszałamiające, powiewne zjawisko”, rudowłosa „czarodziejka” Karolina. Myliłby się jednak ten, kto by uznał, że wyniknie z tego romans z klasycznym happy endem – Fitzgerald nie byłby sobą, gdyby stworzył tak banalny finał. Odmalowując postać Graingera, chciał pogrozić nam palcem i pokazać, jak straszną rzeczą potrafi być pośledniość.  

W „Bez namysłu…” znajdziemy refleksje na temat hojności i tego, czym w gruncie rzeczy jest uczynność – cnotą ludzi szlachetnych czy raczej przejawem naiwności?

„Cztery razy w gębę” to zgrabnie napisana historia człowieka, któremu ciosy w szczękę pomogły oszlifować charakter i, mówiąc kolokwialnie, wyjść na ludzi.

Tekstem, który stylistycznie nieco odróżnia się od pozostałych, jest humoreska pod tytułem „Tył wielbłąda”. O tym, skąd wziął się pomysł na to dość osobliwe dziełko, pisał Fitzgerald w eseju „Szybki sukces” z roku 1937, opublikowanym w tomiku „Ostrożnie, proszę!”.    

„Pewnego wieczora opuściłem dwie zabawy taneczne, aby popracować w domu nad opowiadaniem”, wyjaśnił. „Odebrałem wtedy trzy telefony od przyjaciół, którzy donieśli mi, że ominęło mnie wyjątkowe zdarzenie: powszechnie znany bon vivant przebrał się za wielbłąda i wraz z taksówkarzem, który stanowił zadnią część zwierzęcia, trafili pod zły adres. Zirytowany, że mnie przy tym nie było, przez cały następny dzień próbowałem poskładać w całość strzępy tej historii. (…) I w ciągu kolejnych dwudziestu dwóch godzin napisałem. A zrobiłem z tego humoreskę tylko dlatego, że ludzie tak usilnie przekonywali mnie o śmieszności tamtej sytuacji”[1].   

Sporo humorystycznych akcentów jest również w opowiadaniu „Przybrzeżny pirat”. Jest to historia zbuntowanej i odważnej dziewczyny, która uciekając przed konwenansami, przeżywa wielką przygodę.

„Śpiąca królewna” jest utworem o dość zwodniczym tytule – to nie tyle baśń, ile opis perypetii pewnego małżeństwa na dorobku. Żona nie jest królewną, ale znudzoną gospodynią, a mąż nie jest księciem, tylko młodym i zdolnym człowiekiem, próbującym swoich sił w branży reklamowej (jak swego czasu sam Fitzgerald).

I wreszcie mój ulubiony tekst, zamykające tomik opowiadanie pt. „Zasadzki szczęścia”. Jest to przepiękna i bardzo smutna historia dwojga ludzi, dla których „życie wcześnie się zaczęło i wcześnie skończyło, pozostawiając nie gorycz, lecz żal, nie rozczarowanie, lecz ból”[2].

Żal jest zresztą uczuciem, które przewija się przez cały tomik – to bardziej, to znów mniej zawoalowane. Wszyscy bohaterowie Fitzgeralda poszukują szczęścia i wszyscy przekonują się, że los bywa przewrotny, a radość – krótkotrwała.

Opowiadania czyta się szybko i z zaciekawieniem, a składa się na to kilka czynników. Po pierwsze, język. Są w zbiorku fragmenty rzadkiej urody, wplecione tu i ówdzie zdumiewająco liryczne opisy, których zwięzłość – czy wręcz ukradkowość – uwypukla literackie walory. Do moich ulubionych należy ten wyimek:

„A potem ukośne promienie świtu wygnały mrok z pokładu do szarych kątów. Poranna rosa zamieniła się w złotawą mgiełkę, lekką jak sen i otuliła tych dwoje, zamieniając ich sylwetki w pajęcze cienie odeszłej nocy, cienie przejrzyste, już pierzchające. Przez chwilę morze i niebo wstrzymało oddech i świat położył różową dłoń na młodych ustach życia” („Przybrzeżny pirat”, s. 167).      

Po drugie, narrator. Fitzgerald kreuje swojego narratora na dżentelmena w każdym celu, który zwraca się do nas per „państwo” i angażuje nas w opowieść. Zdarza mu się podsuwać klucz do interpretacji – jak tu…:

„Nie jest to jednak opowieść o losach pewnej pary na samotnej wyspie i nie zajmuje się przede wszystkim miłością zrodzoną na odludziu. Próbuje jedynie przedstawić dwie osobowości, a idylliczna sceneria z palmami nad Golfsztromem jest zupełnie przypadkowa” („Przybrzeżny pirat”, s. 161);   

… ale lubi też pozżymać się, ponarzekać i dać wyraz własnym odczuciom – na przykład:

„Chętnie powiedziałbym teraz państwu,  że Merlin po stwierdzeniu, w jaki sposób piękność potrafi traktować mądrość stuleci, poszedł do pana Moonlighta Quilla i z miejsca podał się do dymisji; skutkiem czego wyszedł na ulicę jako człowiek o wiele subtelniejszy, szlachetniejszy i o bogatszym zapasie ironii. Lecz prawda wygląda o wiele banalniej” („O, Ruda Czarodziejko!”, s. 43).  

Po trzecie, obraz świata. Fitzgerald uchyla przed nami drzwi do Ameryki lat dwudziestych. Wprowadza nas na salony, gdzie śmietanka towarzyska bawi się przy akompaniamencie zespołów jazzowych; pokazuje świat finansjery i wysiłki ambitnych, młodych ludzi, marzących o sukcesie; przechadza się z nami ulicami wielkich miast i eleganckich kurortów; wreszcie zaprasza do księgarń, w których unosi się woń piżma, jak w antykwariatach z dickensowskiego Londynu. Czytając, łatwo przenieść się w czasie i poczuć atmosferę tamtej epoki.

Myślę, że recenzowany zbiór to świetna propozycja dla kogoś, kto chciałby rozpocząć przygodę z twórczością Francisa Scotta Fitzgeralda. Talent pisarza i jego warsztatowa biegłość zdają się niemal kondensować w krótkich formach. Jest w tym tomiku jakieś ponadczasowe piękno, nad którym warto się pochylić – im częściej wracam do tej książki, tym dogłębniej się o tym przekonuję.

Wspaniały zbiór!

 

 

 

Wydawnictwo Amber

Warszawa 2009

Tłumaczyła Ariadna Demkowska-Bohdziewicz

10/10

 

 

Francis Scott Fitzgerald - "Czuła jest noc"

Francis Scott Fitzgerald - "Listy do córki" 

Francis Scott Fitzgerald - "Ostrożnie, proszę!"

Francis Scott Fitzgerald - "Piękni i przeklęci" 

Francis Scott Fitzgerald - "Po tej stronie raju"  

Francis Scott Fitzgerald - "Wielki Gatsby"



[1] Francis Scott Fitzgerald, Ostrożnie, proszę!, tłum. Bartłomiej Madej. Czuły Barbarzyńca Press, warszawa 2024, s. 97–98.

[2] Francis Scott Fitzgerald, Ciekawy przypadek Beniamina Buttona i inne opowiadania, tłum. Ariadna Demkowska-Bohdziewcz. Wydawnictwo Amber, Warszawa 2009, s. 216. 

Komentarze

  1. Mam nadzieję, że i mnie dane będzie rozpocząć przygodę z twórczością literacką Fitzgeralda, a wówczas zacznę od zbioru opowiadań, który dziś tak pięknie, wyczerpująco zrecenzowałas Aniu. Bardzo dziękuję za rekomendację tejże pozycji, przeczytałam z uwagą i zaciekawieniem. Lubię krótkie formy, zwłaszcza te, które zapadają w pamięć na długo i są pisane kunsztownym językiem. Różnorodność tematyczna, ponadczasowe przesłania, to także kusząca zachęta, by pochylić się nad utalentowanym twórcą.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, Małgosiu, że ten tomik to świetny punkt wyjścia. Cechy pisarstwa Fitzgeralda - kunsztowny język, dbałość o formę, zmysł obserwacji, fascynujący obraz epoki, świata sprzed stu lat, i jakaś wyczytywana między wierszami zaduma nad ulotnością życia i szczęścia - skupiają się w opowiadaniach jak w soczewce i zapewne dadzą Ci wyobrażenie, czy taki styl Ci odpowiada, czy też nie. Jeżeli tak, to na pewno spodobają Ci się też powieści. Jeżeli nie, to albo po nie nie sięgniesz, albo... sięgniesz bez fałszywych nadziei. ;)
      Bardzo jestem ciekawa Twoich wrażeń. Ogromnie!
      Dobrego weekendu, Małgosiu. :)

      Usuń
  2. Dziękuję Aniu i przesyłam serdeczne pozdrowienia:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Uwielbiam ten tomik opowiadań i lubię do niego powracać. Jest w nim cały wachlarz emocji, który bardzo sobie cenię. Dziękuję za wyborną recenzję.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też bardzo lubię do niego wracać. Wyborna proza. Wachlarz emocji jest tym szerszy, że właściwie każde opowiadanie podejmuje inny temat. Cieszę się, że mamy podobne gusta, i ślicznie dziękuję za miły komentarz. :)

      Usuń

Prześlij komentarz